Ekolodzy robią k**** z logiki, motoryzacja robi fikołka, inaczej się tego ująć nie da.
Zacznę od tego, że nie jestem przeciwnikiem aut elektrycznych. Fanem też niespecjalnie. Nie można im odmówić osiągów i wielu innych plusów, wyższości technologicznej silników elektrycznych nad spalinowymi. Choć większość fanów motoryzacji znacznie bardziej niż ew. osiągi docenia „spalinową duszę”, dźwięk i odczucia. W tym ja.
Jednak musimy spojrzeć prawdzie w oczy, może nie wyczerpaliśmy jeszcze w 100% potencjału benzyny i ropy, ale to napęd elektryczny jest przyszłością. Ale czy na pewno?
Jednego jestem pewien, auta z bateriami nie należą ani do przyszłości, ani nawet przeszłości - należą do śmietnika.
Auta hybrydowe i elektryki na baterie „od początku” mnie na zmianę śmieszyły lub drażniły. Bawią mnie i drażnią hasła reklamowe typu „full hybrid” - jakby auto mogło być hybrydą w połowie. Bawią mnie slogany „stop smog, go hybrid”. Jednocześnie lekko irytuje mnie robienie z ludzi/klientów debili i plucie im w twarz obiecując ekologiczne i ekonomiczne rozwiązania. Jak auto hybrydowe ma być bardziej ekologiczne, jeśli ponad standardową produkcję musimy dodać baterie i dodatkowe układy elektryczne? Delikatnie mówiąc nieekologicznie wydobywane w Kanadzie, Afryce czy Australii nikiel i kobalt są transportowane po całym świecie w celu obróbki (np do Chin), obróbki, montażu (np Japonia) i w końcu z powrotem do ameryki czy Europy do ostatecznego klienta. Transport naturalnie za pomocą kosmicznie „smrodzących i dymiących” tankowców. Zanim takie ekologiczne auto trafi w nasze ręce, już wyprodukowało porównywalną ilość zanieczyszczeń, co nasz stary diesel. A dopiero teraz zaczynamy nim jeździć. No, ale teraz przynajmniej mniej paliwa zużywamy i oszczędzamy pieniądze? No tak. Na przykładzie yariski wersja hybrydowa pali średnio 3.8l/100, a diesel 4.5. Drastyczna ekologia. A po paru latach wymieniamy nasze ekologiczne baterie na nowe, jak tylko opłyną świat dookoła ze 2 razy. Zielono mi.
Skoro hybrydy średnie, to może pełne elektryki? Co może pójść nie tak? Otóż to, że poza bateriami, których potrzebujemy zdecydowanie więcej, przestajemy jeździć autem na ropę, a zaczynamy jeździć autem na węgiel. Bo skąd bierzemy prąd na stacjach ładowania? Z ekologicznych elektrowni z dużymi kominami. Proszę mi nie pisać o energii odnawialnej, bo w tej chwili jej niestabilne pozyskiwanie, transport problemy z magazynowaniem powodują więcej bólu głowy, niż pożytku. A od atomu z jakiego powodu też się odwracamy (w eu np).
Jedynym sensownym ratunkiem, zarówno dla motoryzacji, jak i i odnawialnych źródeł energii wydaje się wodór, zarówno jako paliwo jak i sposób na magazynowanie energii, tyle że ta technologia jeszcze wymaga sporo pracy.
Tylko niech mi ktoś wyjaśni po co w takim razie jesteśmy zasypywani hybrydami i elektrykami? Żeby czuć się ekologicznie, pijąc colę przez papierową słomkę? Żeby zatrzymać smog produkowany raczej przez kominy niż auta? Lepiej się poczuć? Tylko jak się lepiej czuć, skoro w zamiast za 1 litr spalania niszczymy ekosystem, tyle że trochę gdzie indziej niż mieszkamy?
Inne tematy w dziale Rozmaitości