We Włoszech się znów zatrzęsło. Są ofiary i zniszczenia i ogólnie jest to nieszczęście. Ale rano rozmawiano w TV telefonicznie z facetem, który mieszka 100 kilometrów od epicentrum, a i tak obudziło jego i całą rodzinę. Trzęsły się przedmioty i lustra na ścianach. Zerwali się oczywiście w panice nie wiedząc co robić... No nikt raczej nie jest w tej materii geniuszem, co spowodowało moje zastanowienie... co ja bym w takiej sytuacji zrobiła...
Uciekać, czy zostać? I co najpierw ratować w razie trzeba by było zwiewać? Znaczy oczywiście dziecko i psy. Dziecko już wyrośnięte, więc zakładam, że by mi pomógł w kwestii "fizycznej", ale to przecież ja jestem od tego, żeby go uspokoić i zarządzić oraz zorganizować ewakuację. Psy pod pachę, czy na smycz? Portfel!!! Tak! Portfel z dokumentami i pieniędzmi koniecznie. To razem z torebką. I kołdra. To pamiętam z filmów wojennych i o wojnach i z opowieści babci i z programów o kataklizmach różnych. Ludzie uciekając w sytuacjach zagrożenia zawsze biorą ze sobą kołdrę. A buty, klucze i telefon...? Może kawałek chleba? Butelka wody (mam w kuchni taki 5litrowy baniak awaryjny w razie by wyłączyli)? To wszystko można by zawinąć w tę kołdrę. Może jeszcze nóż.
I słonika porcelanowego na szczęście.
Inne tematy w dziale Rozmaitości