O czym by tu dzisiaj...?
Najchętniej, to o Pani Kazimierze i jej wczorajszym wystąpieniu w TV, ale już jeden tekst - właściwie wyczerpujący temat - przed chwilą czytałam, więc nie ma po co dublować. Może dodam tylko, że poczułam się przez nią obrażona. Jakby Pani Szczuka usłyszała jak ja się zachowuję na meczach siatkówki, albo rugby i że krzyczę "Ostatni!!! Ostatni!!!", albo "Gabunia!!! Dajesz!!!", to by się nogą przeżegnała i nazwała mnie odartym z kultury męskim motłochem tłumnie uczestniczącym w Igrzyskach dla prostaków. Ale jak bum-cyk-cyk nie bywam na tych meczach jedyną kobietą. A! No i piwo wypiję chętnie po meczu. I to w dodatku bez soku i nawet bez słomki. Wyłamię się wprawdzie z jej wizji napastowania prostytutek ze Wschodu (cokolwiek to znaczy), ale może zapytam tę panią, czy przypadkiem (jeśli wizja "najazdu" jest słuszna) nie wzięła pod uwagę, że same sobie już powynajmowały autokary z własnej i nieprzymuszonej skrzykując się na fejsbuku. Poza tym należy docenić w razie czego ich wysiłek, bo tak bez wizy to sie nie da. Urzędy, papiery...
No w każdym bądź razie jej nocne wystąpienie (bo oglądałam w powtórce) mocno opóźniło moje zaśnięcie, gdyż ja wrażliwa jestem i strasznie się przejmuję, gdy ktoś jest nieszczęśliwy. Ja nie twierdzę, że Pani Szczuka musi kochać futbol, albo nawet snookera, ale mam takie pytanie... w kwestii feminizmu (a jak już kiedyś pisałam - uważam, że coś takiego nie istnieje)... czy ona (i jej podobne, deklarujące to samo) wścieka się jak facet przepuści ją w drzwiach, czy jak jej właśnie nie przepuści. Bo w tej kwestii gubię się od lat i nikt mi jeszcze tego nie wyjaśnił.
Inne tematy w dziale Rozmaitości