Wróble z miasta zniknęły już dawno. Właściwie nie pamiętam jak wyglada wróbel. Gołębie są jekieś chore, pióra mają jak wyprane w ługu i nie są już takie błyszczące na fioletowo w słonecznym świetle. O jaskółkach to już w ogóle można zapomnieć. Kiedyś latały stadami i przepowiadały pogodę. Znaczy robaki przepowiadały, bo jaskółki ganiały majowe żuki, ale jak widać i chrabąszcze wcięło, więc jaskółek brak, bo nie mają co jeść.
Ja nie wiem czy ktoś zauważył, że w pewnym momencie skończył się czas bluźnienia na obsrane przez ptaki samochody. Ręka do góry kto ostatnio musiał skrobać guano z szyby (nie pytam tych, którzy mieszkają np. w Puszczy Piskiej).
Ale mam za oknem duże drzewo. Kasztan. Znaczy... kasztanowiec (bo mnie zaraz ktoś poprawi). Po wczorajszej pierwszej wiosennej burzy puścił, z maleńkich jeszcze wieczorem pączków, piękne liście. One zaraz pewnie zardzewieją, bo kasztany są chore na tego podjadka jakiegoś, ale chwilę sobie pożyje i popręży się do nieba. I w dodatku chyba przechowa przez jakiś czas pewne małżeństwo. Synogarlice mocno się kręcą przy jednej z gałęzi. Nie jestem ornitologiem ani maniakiem obserwowania ptaków, ale synogarlice zawsze bardzo mi się podobały i tak je sobie podglądam zza firanki. Dziewczyna jest od wybrania konaru. Ewidentnie. Chodzi, skacze, kombinuje i tupta po gałęziach... Facet co chwilę gdzieś odlatuje i wraca po kilku minutach. Może sprawdza promocje w Castoramie...
Teraz razem gdzieś czmychnęli po zakupy, ale chciałabym, żeby trochę tu pomieszkały.
Inne tematy w dziale Rozmaitości