Podczas spaceru z psami też może się wydarzyć coś równie dziwnego jak zabawnego. Tym bardziej, że przechodniów jest może trzech na krzyż zwłaszcza w niedzielę i zwłaszcza w taką pgodę, więc prawdopodobieństwo niewielkie, ale widać w moim przypadku jest odwrotnie proporcjonalne do mojego szczęścia w totku. I ponieważ ja mam coś takiego w wizusie, że często zdarza mi się napatoczeć na jakiegoś pomerdańca, więc dzisiaj nie mogło być inaczej.
Idę ja sobie, a tu z przeciwka podąża pan złomiarz, ciągnąc rozklekotany wózek zapakowany z dobrą górką. Krok lekko chwiejny, ale bez przesady i brudny, ale bardziej od roboty niż od spania na śmietniku.
Tak i podszedł do mnie ów jegomość i pyta mnie zupełnie poważnie... UWAGA! ... "Do Krakowa to jeszcze daleko?"... Mocno mi się rozwarły powieki i pierwsze co przyszło mi do głowy, to: "Daleko, ale nie w tę stronę. W tę to do Gdańska".
Pan się zastanowił i rzekł: "Aha... To w którą stronę skręcić, żeby na wylotówkę? Bo tam w hucie podobno skupują. Myśli pani, że dam radę z tym majdanem?".
I poszedł nie czekając na odpowiedź.
Lekko wmurowało i długo za nim patrzyłam, więc psy zaczęły mnie poganiać do domu, bo dość mocno już zmokły.
Chyba długo się będę zastanawiać dokąd tak naprawdę szedł, a jeśli faktycznie postanowił do Krakowa, to jak mu tam w trasie się wiedzie. W końcu nie takie przypadki wędrówek w historii i w literaturze się zdarzały.
Inne tematy w dziale Rozmaitości