Mój znajomy napisał mi dzisiaj, że pewna kobieta, której córka umarła na śmierć rozjechana przez tramwaj, nie powinna narzekać. Pisałam o tym wypadku jakiś tydzień temu (o Pani Ani z warzywniaka), ale nie o to w tym chodzi. Znajomy przywołał równie ciężki (czego nie kwestionuję) przykład kogoś-tam (on zawsze przywołuje cudze przykłady) i to miało być dowodem na to, że generalnie śmierć dziecka to pikuś. Co tam baba od kartofli będzie marudzić... Niech sprzedaje tę pietruszkę i szczypiorek na święta, a nie głupotami się zajmuje. Taki ogólnie był wydźwięk... Do roboty, bo ludzie w życiu mają gorzej.
Przyznam, że hasło "niech nie narzeka" zmroziło mnie tak, że zlodowaciało mi wszystko. Nie mówię, że ktoś musi zaraz w czoło całować i przytulać. Ale... no... to że ja nie uprawiam kukurydzy nie znaczy, że mam z pogardą i lekceważeniem traktować to, że komuś nie wyrosła.
No nic... Są ludzie i klamki.
Ja jednak zawiodłam się strasznie na znajomym. Nie cierpię jakoś osobiście, ale tak sobie pomyślałam, że jeśli ktoś jeszcze uwierzy w jakieś czyjeś zapewnienia o nieposkromionej empatii, to niech się 2945645 razy zastanowi.
Inne tematy w dziale Rozmaitości