Miałam dzisiaj wizję. Naprawdę. Niespecjalnie wdałam się w jakieś transy poza zamyśleniem przyz zmywaniu (już kiedyś wspominałam, że nie mam kuchennej maszyny na tabletki wprowadzające kryształ w ekstazę) i wśród jakichś chaotycznych myśli przyszedł mi do głowy niejaki ... Zbysław Marcepański.
Nie mam pojęcia skąd mi się to wzięło. Postanowiłam wymyślić więc o nim historię. Ponieważ jednak nie wycieram naczyń po zmywaniu, a same sobie obciekają na suszarce - opowieść jakoś zamarła i ma tylko początek:
Otóż Zbysław Marcepański był uciekinierem. Wędrował borem, lasem i polami z marnym tobołkiem wiszącym za plecami na sękatym badylu. W tobołku była cebula, sól i bochenek chleba. Jednynym problemem Zbysława Marcepańskiego był fakt, że nikt nie wysłał za nim listu gończego. Wprawdzie wkalkulował to w ryzyko, ale za dziewiątym wzgórzem zaczął zastanawiać się nad tym, że w związku z tym nikt go nie będzie szukał nawet jeśli zeżre go niedźwiedź. Ponieważ zaś podczas swojej długiej wędrówki nie spotkał jeszcze żadnego - prawdopodobieństwo rosło.
I na tym moja opowieść się skończyła, bo spieszyłam sie na film, a program telewizyjny jest nieubłagany.
Jeśli ktoś ma pomysł dlaczego Zbysław Marcepański jest zbiegiem i co się dalej z nim stanie, to proszę o propozycje.
Początek biorę w ochrone wszelkich praw zastrzeżonych, ale jakby ktoś chciał sie rozwinąć, to roszczeń nie będzie. Ustali się tylko procent od wstępu. Jako że jednak stanowię spiritus movens - zastrzegam sobie nie skręcanie na tematy podupadłego emeryta za 30 lat. Tego nie zdzierżę.
I jeszcze jedno! Nie był ani tuskofobem, ani tuskomaniakiem.
Powiedzmy, że zanim został zbiegiem był apolitycznym kominiarzem.
Inne tematy w dziale Rozmaitości