Właśnie przeczytałam, że WHO na listę chorób psychicznych wpisało wegeterianizm. Ja wegetarianką nie jestem poza czasem gorącego lata kiedy to mogę żywić się wyłącznie młodymi ziemniakami (naszymi najsmaczniejszymi brudasami!!!) z masłem i koperkiem i popijać zsiadłym mlekiem, wymieniając czasem ten zestaw na miskę twarogu z dojrzałymi polnymi pomidorami. Tym samym nie mam nic przeciwko półkrwistym stekom z polędwicy wołowej, kurczakom z rożna, czy żeberkom pieczonym w miodzie.
Jednak poza tym, że tak od maja do sierpnia powinno się mnie uznać za chorą psychicznie zastanowiło mnie skąd wziął się ów pomysł, by podciągnąć wegetarianizm pod jednostkę chorobową. Otóż podobno powodem był przypadek jakichś dzieci z hiszpańskiej rodziny, które zapadły w śpiączkę w związku z zakazaniem im jedzenia czegokolwiek poza warzywami i to w dodatku z nastawieniem na weganizm, czyli bez obróbki termicznej. No to to akurat ja też uważam za pewnego rodzaju zboczenie, bo jak wypadną dwa mleczaki, to ciężko wpierniczać marchewkę i rzepę na surowo, ale powiedzmy, że jakaś idea w tym jest. Niekoniecznie zgadzam się z argumentem o ratowaniu tym sposobem krów, gdyż jak wcześniej wspomniałam w jakimś tekście (choć tamto dotyczyło ekologów) - nie sądzę, żeby chodzili w butach z łyka.
Wracając jednak do rzeczy chciałabym zaproponować dodatkowy zestaw dewiacji żywieniowych, które powinny znaleźć miejsce na stosownej liście. Np. skonstruowanie ankiety pod hasłem "Kiedy u Pana/Pani w domu ostatnio pieczono ciasto". Tu znowu mogę podpaść, ponieważ ja ciast nie piekę i jakkolwiek nikomu nie zabraniam ich jeść, to nikt za nimi nie przepada, więc nawet nie mam odpowiedniej blachy, tortownicy, foremek do mufinek tudzież innego "rękawa" do wyciskania kremu, bo po co. Innym skrzywieniem kulinarnym jest u mnie permanentna obecność w lodówce smalcu. Noramlnie tak wysmażonego na skwarki ze słoniny, brzuszka, cebuli, czosnku... Jak się kończy jedna miseczka - musi ją zastąpić kolejna. To też może przecież oznaczać jakieś natręctwo, czy coś tam, nie?
Przechodząc do sprawy głównej chciałabym zapytać jak się ustosunkuje WHO do kondycji psychicznej głodujących w sprawie. I to właściwie wszystko jedno w jakiej sprawie, bo mogę się założyć, że jądro prowodyrów wywodzi się m/w z tego samego kręgu, który jedynie umie skupić wokół tematu innych, którzy robią za mięso(sic!) armatnie podczas gdy ciągnący za sznureczki chudnących marionetek głównie piszą listy protestacyjne (zagryzając hot dogiem), albo prowadzą konsultacje społeczne (pochłaniając susz konferencyjny).
No w końcu w obu przypadkach chodzi o żywienie, tak? No to tylko WHO może się wypowiedzieć.
Inne tematy w dziale Rozmaitości