W którymś z wpisów - tak przy okazji i lekko - wspomniałam o "moim" warzywniaku. Nie pamiętam w jakim kontekście to było. Nie chce mi się szukać. W każdym razie przywołana była jego właścicielka - Pani Ania i pisałam o niej ciepło, bo o niej nie da się inaczej. Nie znam kobity poza faktem, że od 15 lat kupuję u niej pomidory, ogórki małosolne, albo ogórki na małosolne, włoszczyznę, jabłka, śmietanę, masło, jajka... Ot normalne "lokalne" stosunki z zaznajomionym sklepem. Pogaduchy o pogodzie, albo "A co pani dzisiaj taka zła?". Czasem z Panią Anią, czasem z jej córką, która w wakacje jej pomagała... 18 lat dziewczyna. Pani Ania przeżywała próbną maturę ostatnio. Nawet zapytałam "A co to się stało, że wczoraj było zamknięte? Zostałam bez koperku do zupy." ... Uśmiechnęła się: "A... Pod szkołą stałam...".
Dzisiaj też jest zamknięte. I pewnie jeszcze długo będzie.
Ale nie zapytam dlaczego.
Wczoraj córka Pani Ani wpadła na śmierć pod tramwaj.
Inne tematy w dziale Rozmaitości