Twórczość nauczycieli nie zna granic. I właściwie nauczycielom mojego dziecka nie mogę odebrać kwalifikacji i umiejętności pedagogicznych, ale wyobraźni to jednak czasem im brak. Otóż będą czynić dzieła wielkanocne na plastyce. Mianowicie będą zdobić jajka. Kurze (nie komu, tylko czyje... chociaż i tak głupio brzmi...) oczywiście. Wszystko fajnie... Naklejanie bibuły na skorupkę, malowanie, czy co tam jeszcze... Ok. Manual w kwestii jajek również musi być wyrobiony wedle programu MEN. Ale mam jedno pytanie... Czy pani nauczycielka od plastyki nie chodziła do szkoły, czy nie ma dzieci (to drugie nie jest konieczne, ale ciut pojęcia trzeba mieć)? Bo otóż dany 14-latek udający się w przyszły poniedziałek do szkoły przez pół miasta komunikacją miejską posiada w tornistrze (sorry!!! - plecaku) 16 kilo książek, worek z butami, torbę z rzeczami na pływalnię (klapki, ręcznik, kąpielówki, czepek i okularki), kanapki, jabłko, butelkę z piciem, piórnik, paczkę karbowanej kolorowej bibuły, farby, pędzelki, klej i jeszcze ma zawieźć ... dwie wydmuszki!!!
Czy może mi ktoś powiedzieć jak on ma je dowieźć w całości?
To tak tylko... refleksja z dzisiaj.
Inne tematy w dziale Rozmaitości