Dzisiaj w radio była kolejna dyskusja na temat uwalniania zawodów. Ja specjalnie nie wyrobiłam sobie jeszcze zdania, chociaż twierdzę nieśmiało, że np. trener powinien przejść jednak jakiś egzamin, bo to nie tylko polega na krzyczeniu "dawaj!!! dawaj!!!", ale chyba trzeba znać się jeszcze na fizjologii i psychologii (nie mówię, że mają być to studia doktoranckie), a w przypadku trenowania dzieci ciut pedagogiki też by się przydało (że o badaniu psychiatryczno-seksuologicznym nie wspomnę).
Nie wnikam. Nie znam procedur jak konkretne grupy zawodowe będą weryfikować kwalifikacje kandydatów, bo być może będą miały jakieś instrumenty sprawdzające karalność czy umiejętność obsługi GPS. Nie w tym rzecz.
Rozbawił mnie jednak przykład podany przez jednego z posłów pracujących nad ustawą/zmianą konstytucji. Powołał sie on bowiem na... UWAGA!... grzyboznawców. Jedyne miejsce zatrudnienia "grzyboznawcy" jakie przyszło mi do głowy, to SANEPID, ale być może pracują jeszcze gdzieś i nie muszą mieć specjalizacji z mykologii, a tylko jakieś kursy grzybologiczne. No w każdym razie Pan poseł podając ów przykład dowodził, że certyfikaty na grzyboznawcę nie są potrzebne zwłaszcza w obecnych czasach, bo często przy drodze krajowej 259 kupujemy grzyby od zbieracza, który nie ma odpowiednich zaświadczeń, a poza tym - i teraz druga UWAGA! - technologia poszła tak do przodu, że można do iPhone'a wgrać odpowiednią aplikację i od razu wiemy jakie grzyby zbieramy w lesie.
No ja upadłam. Moja wyobraźnia zaczęła pracować na zwiększonych obrotach. Wyobraziłam sobie klienta telefonii komórkowej, który zakupując taki sprzęt prosi o opcję z podglądem na rydza i czym się róźni koźlak od gąski, a najlepiej z całym atlasem grzybów i jeszcze pikaczem jak się człowiek schyla po psiara zamiast po panienkę. To w sumie logiczne, bo przecież skoro można sobie wybrać auto samoparkujące zamiast tego z rozpoznawaniem znaków drogowych, to dlaczego nie można mieć wersji telefonu z mykoostrzegaczem?
Tylko problem mam jeden... Bo kwiecień idzie i zaraz zaczną wyłazić pierwsze kurki... I jaką aplikację wgrać? Mykologiczną, drobiarską, czy hydrauliczną? Wiadomo to jak ta maszyna odczytuje wprowadzone hasło? Żebym nie wyszła na lisa, który podpierdziela gospodarzowi nioski z zagrody, albo nie wykręciła komuś baterii znad wanny w łazience.
Inne tematy w dziale Rozmaitości