Przyszły tydzień w mieście mem rozpocznie się dla dzieci i młodzieży trzydniowym uwzniośleniem duchowym w postacji rekolekcji. Jak co roku rodzice mają z tym duży kłopot, gdyż muszą zwalniać się z pracy, by odebrać malucha z kościoła w środku dnia, gdyż szkoły i świetlice wedle wskazań kleryków (i rozporządzenia ministra edukacji z 1992 roku) mają być wtedy niedostępne z racji konieczności przeżycia głębokiego tego, co usłyszą i wymodlą podczas mszy. Są również te większe maluchy, które i być może mogłyby samodzielnie wrócić do domów, ale ponieważ wolą poprzebywać jeszcze we własnym towarzystwie, to udają się na boiska szkolne lub blokowiska, żeby poszwendać się w dobrych humorach i przegadując "gupiom geograficę". W obu przypadkach (maluchów i starszych maluchów) nie widzę możliwości przeżywania prawdy objawionej (jakokolwiek by ona nie była). 8-latek wynudzi się w domu do wieczora, a 15-latek albo pójdzie grać w piłkę (oby!), albo siądzie do komputera, albo będzie musiał i tak wykonać swoje codzienne obowiązki w postaci wyjścia z psami np. Jakoś mi wychodzi, że we wszystkich wypadkach uduchowienie znika zaraz po zejściu ze stopni świątynii.
Dodatkowo dochodzi fakt wyrwania z kalendarza szkolnego trzech dni nauki. Nie to, żebym była taka nadgorliwa w "swoich czasach", ale naprawdę nie rozumiem dlaczego nie można zrobić trzech dni rekolekcji w trzy niedziele. Albo soboty. Poza tym są jeszcze dzieci innych wyznań, albo te które po prostu na rekolekcje nie chodzą. I co one mają robić przez trzy dni? Bo Kościół krzywym okiem patrzy na organizowanie im czasu przez świetlice i szkoły. A co z opieką w trakcie rekolekcji? Ktoś sprawdza listę obecności? Pilnuje, czy taki jeden z drugim nie smyrgnie bocznym wyjściem, żeby kłaść sobie pscołe na bzucho gołe?
Problem robi się też w przypadku dyrektorów placówek oświatowych, które mimo wszystko oferują dzieciakom jakieś popołudniowe zajęcia typu konsultacje z matmy lub dodatkowe próby do zaplanowanych przedstawień (nawet tych wielkopostnych). Nauczyciele i tak są w tych dniach na posterunku. Hierarchia jest a) oburzona i b) zdziwiona, że ktoś domaga się lekcji po rekolekcjach. Tak wypowiedział się Rafał Leśniczak z biura prasowego kurii mojego miasta. Stwierdził, że dni w roku jest 365 (w tym to nawet mamy jeden dzień więcej) i trzy dni nikogo nie zbawią. No właśnie... A myślałam, że mają właśnie zbawić, ale nie czepiajmy sie słów.
Chociaż może niepotrzebnie dywaguję, bo właśnie wtedy moje dziecko leje mi miód na serce słowami "Maaamaaa... Ocipieję!!! Mogę do szkoły???". To, że ja przez te trzy dni mam dość takiego marudzenia nie ma wówczas specjalnego znaczenia.
Inne tematy w dziale Rozmaitości