Zakładam z góry - zanim postawię pierwszą kropkę w tym tekście - że pojawią się komentarze, których się spodziewam. A co tam... W końcu jedne badania w wielu dziedzinach nauki polegają na "od ogółu do szczegółu", a inne odwrotnie. Zobaczymy...
Bezpiecznie by było napisać np. dzisiaj o dniu kobiet. I nie dlatego, ze bezpiecznie, ale dlatego, ze dzisiaj, bo jutro pójdzie lawina i właściwie będzie o tym samym. O herbacie Ulung lub rajstopach za PRL, albo innych takich tam oklepanych skojarzeniach.
Oczywistym jest, że ludzie dzielą się na tych, którzy go lubią i którzy go nie lubią (tak jak ze szpinakiem, albo krupnikiem). A! No i dzielą się jeszcze na kobiety i mężczyzn. Chociaż nie... tych podziałow apropo dnia kobiet jest więcej...
Kobiety, które to "święto" lubią normalnie chętnie przyjmują miłe słowo i tulipanka i raczej nie ma jak zrobić na nich wiwisekcji. One po prostu wyrazy kwiatowe przyjmują z uśmiechem, a ich brak traktują jako indywidualny wybór poszczególnych mężczyzn, bez analizowania postaw i stosunków.
Kobiety, które dzień kobiet lubią nienormalnie, to takie, które uważają za oczywiste(!), że dostaną im się wyrazy uznania i szacunku. Właśnie... Nie sympatii i życzliwości, tylko uznania i szacunku. Nie jest ważne, czy jest to szacunek plastikowy. Są jeszcze takie kobiety. Zwykle wyglądają w tym dniu, jakby ktoś im w kieszeń narobił (ale fryzury wyfiokowane), bo każdy przejaw braku zainteresowania przyjmują, jako dowód na marność mężczyzn. One się zwykle integrują i chodzą parami, lub trójkami burcząc pod nosem lub sobie wzajemnie na ucho. Proponuję zaobserwować. Naprawdę tak jest.
Kobiety, które podchodzą do tego dnia obojętnie dzielą się na dwie opcje - obojętność faktyczna, która charakteryzuje się łagodnością oraz obojętność przejawiana z powodu braku zdecydowania z którą ideą się zjednać: tą lżącą dzień kobiet czy tą traktującą go neutralnie (czyli pierwszą z tu wymienionych). Ta obojętność objawia się histeryczną nerwowością wewnętrzną zarówno w przypadku braku tulipana, jak i przy jego otrzymywaniu. Cholera wie bowiem jak się zachować, a jeszcze koleżanka z boku patrzy i nie wiadomo do którego obozu należy.
Kobiety, które nie lubią tego dnia też są agresywne i to nie tylko na widok kwiatka. One komentują i warczą, jakby chciały powiedzieć "poszedł won, ja pluję jadem". I to nie tylko wobec facetów. One traktują również inne podgatunki pań (przyjmujących kwiatki) w sposób "odgórny" oraz patrzą na nie z wywyższoną pogardą. Kobiety te dzielą się na dwa rodzaje: te, które nie lubią faktycznie - i te są znośniejsze, bo ich stosunek do dnia kobiet wynika z jakichś kompleksów (a kompleksach mówi się raczej niechętnie, więc po co ma być cokolwiek zauważone?) oraz kobiety, które nie lubią bo taka kiedyś przyszła na to moda i należy porzucić wszelkie marksistowsko-stalinowskie ideologie celebrujące sowiecką nomenklaturę bolszewickiego komunizmu osadzonego w maoistowskiej tendencji do masowej celebracji świąt.
I są jeszcze mężczyźni... Tacy, którzy zwyczajnie i naturalnie dają tulipana, bo to przecież zwykła okazja do okazania sympatii... i tacy, którzy kwiatków nie dają, bo są zwykłymi sknerami (ci dorabiają różne ideologie, ale żadna z nich nie jest wiarygodna).
Skrócę tu równiez temat bazyliszkowego wzroku wśród pracowników różnych instytucji w sytuacji gdy np. "góra" dokona rozdziału czekolad. Może to skutkować przejściem którejś grupy na ciemną stronę mocy w stosunku do dnia kobiet, bo nastąpi podział pań na dwie grupy przy rozdawnictwie: te, które dostały wersję jogurtową i te, których czekolady zawierają napis... "bigbitowa ambrozja", bo jak mówi pewien cytat: "Podłość ludzka nie zna granic".
Tym samym, uprzedzając jutrzejsze niewątpliwe wynurzenia na temat dnia kobiet, będę obserwować i odhaczać kto do jakiej grupy się zaliczy.