Taka wyimaginowana sytuacja: idę do sklepu i kupuję sobie... no na przykład... zmywarkę. Wypada mieć zmywarkę. Większość moich znajomych i nieznajmowych ma zmywarki. Uiszczam opłatę i zlecam dowiezienie sprzętu do domu, za co uiszczę opłate kolejną, gdyż panowie muszą przecież coś pić. Pewną przeszkodą jest jednak fakt, że kuchnię mam urządzoną w zupełności łącznie z kafelkami, kuchenką, meblami itp, kontakty są w miejscach w jakich powinny być i kable nie walają się pod nogami, żeby do nich sięgnąć, blaty równiutkie i czyściutkie, podłoga wybłyszczona, rury pod zlewem są wmontowane po ostatnim remoncie jak należy.
I cóż tu teraz... Ano miałam pomysł na zmywarkę (śliczna jest, nowiutka i aż się prosi, żeby korzystać), więc należy wezwać ekipę, żeby ją zamontowała. Hydrauliczną ekipę. Ale ekipa musi mieć wsparcie w postaci grupy remontowej, gdyż trzeba rozmontować meble, skuć połowę kafli, żeby poprzesuwać meble, rozebrać blaty i je poprzycianać, zmienić szafki, gdyż zmywarka musi gdzieś się zmieścić, nabyć nowe blaty i uzupełnić kafelki, dopasować nowe szafki, bo są od końca do końca jak u u tych górali, co siali, zrezygnować z gotowania i zmywania na jakiś dobry tydzień, chleb kroić w przedpokoju na szafce, wodę na herbatę gotować w łazience, pozamieniać koncepcyjnie wtyczki do kontaktów, podołączać rury odpływowe, czyli zdemontować zlew plus szafkę pod nim, a lodówkę okryć szczelnie folią, żeby jej się mechanizmy nie zakurzyły.
No. I już mamy wszystko na tip-top. Jesteśmy umordowani, a kasy poszło tyle, że wystarczyłoby na opłacenie pani do zmywania przez trzy lata. Bo otóż okazuje się, że po pierwsze Ludwik na ochetanie naczyń obiadowych po trzech osobach wychodzi znacznie taniej niż pudełko tych tam jakichś kostek, a po drugie zanim uzbiera się "opłacalna" partia do zmywarki, to te gary wsadzone w poniedziałek - w piątek już są tak zaschnięte, że i tak łapą trzeba szorować, a poza tym ten garnek z poniedziałku jest w środę potrzebny, a przecież nie będziemy wlączać maszyny na powarczenie nad jednym rondlem.
Ta logika jest dość prosta, za to moje miasto za ciężkie pieniądze ( nerwy mieszkańców) jakiś czas temu poustawiało we wszelkich możliwych miejscach słupki ograniczające parkowanie, chodzenie, czy jakie tam miały zadanie spełnić. Porozkuwane były chodniki, ludzie i maszyny wykonały cieżką robotę (nawet niedawno pod moim oknem śliczne i stylowe wbetonowano). A teraz co? A teraz decyzją magistratu wszystkie (poza tymi przed szkołami i przedszkolami i na przystankach) pójdą precz, gdyż są... za drogie w utrzymaniu (samo kupno było podobno kosztowne, no i robocizna, że o odmalowywaniu i wymianie nie wspomnę). Tak więc będą wycinane sukcesywnie przez służby miejskie, a otwory zalewane cementem (przez inne służby miejskie). Spowoduje to pewne utrudnienia w ruchu ulicznym, ale tego podobno wymaga troska o budżet miasta.
Ja się może na ekonomii nie znam, ale kupienie sobie zmywarki uważam za bezsensowne.
Inne tematy w dziale Rozmaitości