Jestem przesądna. Tak - przyznaję się bez tortur. Po zamknięciu drzwi od mieszkaniu i ponownym ich otwarciu z konieczności wrócenia po portfel - siadam na chwilę. Nie kładę nakryć głowy na kanapie i nie stawiam butów na stole. Martwię się, że będzie awantura, gdy rozsypie sie sól, choć genezę tego przesądu akurat znam - awantury z powodu rozsypania soli wynikały w dawnych czasach z jej wysokiej ceny. Potrafię też nadłożyć sporo drogi, gdy przebiegnie mi pod stopami czarny kot, nie stawiam torebki na podłodze, chwytam coś metalowego na widok karawanu, nie podaję ręki przez próg, nie odpalam papierosa od świeczki (bo marynarz umiera), zawsze mam przy sobie agrafkę i nie wsiadam do jednego przedziału z zakonnicą.
Lista jest pewnie dłuższa, ale to było to, co akurat przyszło mi do głowy. Jeśli kogoś to zadziwia, to na zdrowie. Wiem, że ludzie przesądni traktowani są jak umęczeni własnymi fobiami, ale zapewniam, że tak nie jest. To są takie same odruchy, jak mycie rąk po wyjściu z toalety, albo wyrzucanie śmieci, gdy przepełni sie worek.
Nie może się jednak obyć w tym miejscu bez znaczącej roli kominiarza. Dawnymi czasy, gdy było ich dość dużo na każdym kroku - należało złapać go za guzik i pomyśleć życzenie, a następnie poszukać wzrokiem białego konia, które wówczas ciągnęły bryczki, węglarki, albo tramwaje. Przesąd musiał jednak zostać zmodyfikowany z racji postępu technologicznego, czyli centralnego ogrzewania i elektryfikacji (tudzież za sprawą Pana Benza). Tym samym obecnie łapiemy się za guzik swój własny np. przy spodniach i po pomyśleniu życzenia wypatrujemy faceta i kobiety w okularach, żeby można było guzik puścić. Ponieważ jednak czasem jakiś kominiarz na naszej drodze sie pojawia - procedury owej trzeba dopełnić.
I tak jakiś czas temu szliśmy w grupie znajomych ulicą żywo rozmawiając, a tu zza rogu wychodzi dwóch owych przedstawicieli cechów różnych w jak najbardziej tradycyjnych strojach roboczych. Ponieważ nie jest to obecnie widok dość powszechny, więc wszyscy zaczęliśmy nerwowo dogrzebywać się do własnych guzików. Panowie byli uprzejmi to zauważyć i mijając nas jeden z nich powiedział do naszego kolegi "Za ch*ja się k*rwa złap!".
Przyznam, że nas zamurowało w pomieszaniu z posmarkaniem się ze śmiechu.
Szkoda, że nie pamiętam jakie wówczas pomyślałam życzenie, bo być może zmiana tradycji oraz rozwój cywilizacyjny objęły również reakcje kominiarzy (no jakies szkolenia chyba mają) i oznaczało to pewnego rodzaju błogosławieństwo w sile i wymowie znacznie mocniejsze, niż biały koń, albo baba w okularach.
Inne tematy w dziale Rozmaitości