Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej zwiedziała się gdzie jest Lublin. A może nawet i Zakopane, Białystok, Bukowina, Olsztyn oraz Koniaków ze słynnmi swymi koronkami. Jest to w sumie wartość dodana, bo nie każdy Amerykanin (a podejrzewam, że nawet 80% ludności tambylczej) nie wie gdzie jest Polska, więc promocja naszego państwa "za pomocą" tak autorytatywnej instytucji wydaje mi się rokująca na przyszłość. Tym samym możemy liczyć, że niektórzy mieszkańcy Ohio, Texasu lub Alabamy stojąc twarzą do Alaski będą wiedzieli, że za tym morzem po prawej ręce jest nie tylko inny kontynent, ale i kraj, w którym niekoniecznie poluje się na mamuty, a kobiety nie robią palenisk z odchodów niedźwiedzia. Pociesza mnie więc wzrastająca świadomość procentowa, bo do tej pory była żałosna w porównaniu choćby z Triobrandczykami, którzy w XIX wieku ujrzawszy Bronisława Malinowskiego na swych terenach wiedzieli już, że istnieje mapa, Europa i ludzie noszą majtki.
Ale wracając...
Ta otóż Akademia wniosła oficjalny protest do Stowarzyszenia Twórców Ludowych (naszych rodzimych) w sprawie nazwy przyznawanej od 10 lat nagrody "Ludowy Oskar". Ja już pomijam, że nie wiem jak oni się dogrzebali w ogóle do pomysłu, żeby się tym zajmować, ale jak już, to skąd wena, żeby protestować? Po pierwsze nazwa pochodzi od Oskara Kolberga, a po drugie ten facet jako patron i nie-patron jest starszy od najstarszego Oscara. No i różnią się literką. Tak więc Amerykańska Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej wysmarowała pismo z żądaniem zaniechania używania „Oskar” w przypadku nagrody dla twórców drewnianych koziołków, szmacianych lalek, ludowych zespołów pieśni i tańca, oraz haftów i koronek. Stwierdzili, że słowo "Oscar" ("Oskar") jest zastrzeżone dla amerykańskiej nagrody. Akademia tym samym „nie aprobuje” wykorzystywania przez twórców ludowych nazwy „Oskary”, a Polacy „bezprawnie wykorzystują prestiż nagrody” i „powodują rozwodnienie renomy znaku towarowego Oscar”.
Ludzie miłosierni!!! Jakieś kuriozum totalne. Czy oni nie mają nic lepszego do roboty? A dywany odkurzać? A nagłośnienie i oświetlenie na galę sparwdzać? A co ma powiedzieć syn moich znajomych, który ma na imię Oskar i na ostatnich urodzinach wręczał swoim kolegom "nagrodę Oskara" za noszenie jajka na łyżce w zębach i rzut na odległosć workami z groszkiem?
Stwierdzam, że "rozwodnienie" nastąpiło raczej w umysłach członków Akademii, która nie wiedzieć czemu ma w nazwie słowo "wiedza". Ale w sumie jeśli to chodzi o wiedzę (tylko) filmową, to może jest to jakieś usprawiedliwienie. Za dużo Stevena Segala.
Inne tematy w dziale Rozmaitości