Powiedzmy, że jestem osobą rekrutującą pracowników na stanowisko. Wszystko jedno jakie. Wiadomym jest jednak, że całe nastawienie do kandydata (i nie tylko - dotyczy to wszystkich kontaktów między ludźmi) organizuje się w podświadomości w ciągu pierwszych dziesięciu sekund poprzez wrażenie wizualne.Tak to mądrzy przebadali i zupełnie się z tym zgadzam. I nie chodzi tu o urodę... nazwijmy to - "żurnalową". Gusty są przecież różne i o nich non disputandum est. Nie ma również znaczenia, czy mamy do czynienia z fotografią dopiętą do papierów, czy człowiekiem, który wchodzi w drzwi.
Załóżmy, że jest to zdjęcie. Przewala się te papiery, ludzie farmazony czasem wypisują, ale inaczej ... jakby to powiedzieć... inaczej liczy się na pozytywne wrażenia i kontakty codzienne, gdy z obrazka patrzy gęba uśmiechnięta (nie mówię, że wyszczerzona), a przynajmniej łagodna. Jeśli taki ktoś ma nawet dziury w wymaganych doświadczeniach, albo nie skończył kursu na wózki widłowe - na pewno wyląduje na kupce z napisem "A... spróbujemy".
No i ile razy spotkał się ktoś z taką sytuacją? Nie mówię, że każdy musi być HR'owcem. Może to być portal randkowy, nowy szef w fimie, koleżanka z biurka obok, która przeszła z innego działu, wizerunek wykładowcy w folderze uczelni, którą chce sie wybrać ku dalszej edukacji... Przykładów jest mnóstwo.
I co czasem się okazuje? Ano natychmiast może się okazać, że mamy do czynienia z zajadłością i totalną negacją otoczenia. Wózkarz bez uprawnień przed szkoleniem krytykuje doświadczonego kolegę za złe metody nauczania, szef jest zajadłym przeciwnikiem włosów związanych w kitkę, co bez pardonu wyraża dezaprobatą wśród pracowników, wskazując imiennie jego właścicielkę, narzeczona z "sieci" jest apodyktyczna i wiecznie obrażona, a wykładowca z zaciętym wyrazem twarzy obniża na każdym egzaminie ocenę za brak długopisu z czarnym wkładem.
Tak więc powiedzenie o jedzeniu oczami jest nieśmiertelne. Tylko co ze skutkami i poczuciem niesmaku?
Konkluzją jest to, że życzliwi żyją dłużej. I nie tylko ma być to życzliwość sfotografowana. Środowisko społeczne szybko się w tym orientuje, a bycie odstawionym przez otoczenie (bliskie lub dalsze) na boczny tor jako ten wiecznie skrzypiący wagon nie sprzyja rozwojowi dobrych... a może nawet jakichkolwiek... oduchów skierowanych na koordynację więzi międzyludzkich.
Reasumując - fałszowanie własnego wizerunku metodami socjotechnicznymi nigdy/zawsze prędzej czy później nie wychodzi na dobre właścicielowi uśmiechu.
A my nie ufajmy tak do końca życzliwości wizerunku, póki nie doczytamy jakie treści i w jakiej formie są nim opatrzone.
Inne tematy w dziale Rozmaitości