Temat jest trudny i drażliwy. Chodzi oczywiście o historię z Sosnowca i rzekome porwanie półrocznej dziewczynki. Nie będę wyrokować, oceniać, ani prowadzić laickiego śledztwa, bo od tego są inni. Nie będę też stawać po stronie tych, ktorych ogarnął żal i współczucie dla matki, ani po stronie piętnujących. Nie interesują mnie również komentarze na temat Pana Rutkowskiego, jego przeszłości ani metody zaangażowania się w tę sprawę oraz ujawnienia toku jego śledztwa.
Wiem natomiast, że od początku wersja kidnapingu wydawała mi się podejrzana. Nic się kupy nie trzymało. Wszyscy widzieli też spokojne i teatralnie ustawione apele rodziców w TV. Ale ok... Policja obrała taktykę taką, by nie spłoszyć podejrzanych. Tylko jest jeden problem... Ja tej kobiecie nadal nie wierzę. To nic, że mogę pochylić się nad jej stanem psychicznym. Nie wątpię, że cokolwiek sie wydarzyło - czy to celowo, czy nieszczęśliwym wypadkiem - może Katarzynę W. załamać. Pominę tu też fakt, że gdy dziecku coś się dzieje podnosi się alarm na pół świata, bo o tym wiele wpisów i kometarzy już było. Nie będę sie powtarzać.
Zmierzam do tego, że wersja o tym, że po kąpieli upuściła dziecko nie jest dla mnie wiarygodna. I już krótko wyjaśniam skąd moje wątpliwości...
Pani matka powiedziała, że kąpała dziecko i potem jej się wyślizgnęło z kocyka, tak? Na tym osiedlu znaleziono ją omdlałą koło osiemnastej, tak? Mało istotne jest w tym momencie, czy to dziecko już wtedy nie żyło. Chodzi mi o obecną relację tej kobiety z wydarzeń, ponieważ mam jedno pytanie...
...kto kąpie dziecko o 16tej po południu?
I jeszcze jedno... Co z treścią wypowiedzi ojca dla TV, że tego dnia niedługo przed całym wydarzeniem zniósł żonie wózek z dzieckiem i pod blokiem się rozstali?
Nadal komuś trzyma się to kupy?
Inne tematy w dziale Rozmaitości
