Obserwuję od wielu lat, wśród szerokiego grona znajomych i tych mniej znanych, zasadniczy problem z nabywaniem dóbr materialnych. U jednych uiszczanie ekwiwalentem pieniężnym jest problemem większym, a u niektórych mniejszym. Ale to nie ma znaczenia, bo przecież czasami trzeba coś kupić, bo np. zapchała się pralka (a wiadomo, że kupno nowej wychodzi taniej niż naprawa starej), albo padła mysz. Buty zimowe trzeba mieć nowe (i niekoniecznie z okazji snobizmu, ale dlatego że stare się już "schodziły"), jakiś paltocik... No różnie bywa.
Większość jednak prowokuje sytuacje dość stresujące dla nich samych, gdyż procedura zakupu rozwija się w postępie geometrycznym. Najpierw planowanie: co, gdzie, kiedy i za ile oraz przeszukiwanie sieci ku zapoznaniu sie z szeroką ofertą. To trochę trwa i absorbuje otoczenie, bo nie wiedzieć czemu trzeba wyrazić swoją opinię na hasło "patrz!!! a to???!!!". No co "to" ? Podoba Ci się, to kup.
Potem jest etap porównywania cen. Pomagają w tym reklamówki dokładane do gazet. Trzeba wprawdzie w tym celu wykupić pół zaopatrzenia kiosku, ale przecież czym to jest wobec zadowolenia z racjonalnie wybranej oferty.
Trochę to wszystko trwa i nie jest ważne, że nie ma w czym prać, albo zaraz zacznie się wiosna i nowe kozaki już za bardzo nie bedą potrzebne.
Następnie przychodzi czas na organizację logistyczną. Kiedy i z kim się wybrać oraz czy na pewno wtedy i z tym, bo to chwila niepewna, a i "towarzysz" może zmienić całą koncepcję. Otoczenie znów jest absorbowane i zobligowane do uspokajania roztrzęsionych emocji, albo udzielania porad co do terminu i doradcy.
Zaangażowani w sprawę - chcąc czy nie - w chwili oznajmienia końca akcji "zakup" gryzą pazury "cóż z tego wyniknie". Ponieważ zaś rzadko wynika z tego zadowolenie - większość czuje sie winna oraz obarczona wyrzutami sumienia, bo temat ciągnie się w nieskończoność, kozaki są jednak zimowe, a pralka nie ma opcji "wieszanie". Komentarze nie mają końca.
Może być jeszcze opcja wzmagania zachwytu, ale to występuje rzadziej. Bo im dłużej się dłubie na półkach, tym mniej radości ze zdobyczy.
A ja mam inaczej. Potrzebuję coś kupić? Ok. Kieruję się starym, rodzinnym powiedzeniem: "Dzień dobry. Są lokomotywy?"; "Są."; "To poproszę jedną."
I tak powinny wyglądać wybory.
Inne tematy w dziale Rozmaitości