Zasłuchana w jedną z dzisiejszych audycji w mojej ukochanej stacji radiowej (nie przybliżę jaka to, gdyż przewiduję napaść na nią i na mnie bez zwrócenia uwagi na meritum) poczęłam rozważać kiedy kończy się młodość a zaczyna starość. Są oczywiście stwierdzenia-klucze typu: "Młodym się jest niezależnie od wieku - to zależy od ducha", albo "Człowiek nie przestaje się bawić gdy jest stary, ale robi sie stary, gdy przestaje się bawić"... i takie tam.
To - że pojadę klasykiem - oczywista oczywistość.
Pominę też etap "pomiędzy", czyli dojrzałość. To taki dość statyczny moment w życiu. Można go określić stwierdzeniem, że dojrzałym jest się w momencie, gdy zaczyna się myśleć co będzie jutro. Najprościej można to odnieść do świadomości, że day after jest kac i boli, więc rozsądnie się dawkuje.
Zastanawiałam sie jednak, jak można obrazowo podejsć do tematu. I wymyśliłam na własnym przykładzie.
Jakieś 16-17 lat temu w gronie 6 osób (3 pary w trzy "maluchy") pojechaliśmy pod namioty nad nasze cudne morze. Ja niespecjalnie miałam tendencje do dbania o szczegóły, gdyż ze mnie bardziej typ trapersko-luźny, ale moje dwie koleżanki najwyraźniej wykazały się rozsądkiem. Znaczy... były już chyba dojrzałe, bo zaopatrzyły się w deski do krojenia, sznurek i klamerki do suszenia mokrych ciuchów, ściereczki do naczyń, krzesełeczka i takie tam podobne rzeczy (właściwie do dzisiaj nie wiem jak nam się wtedy to wszystko pomieściło w te "maluchy" tym bardziej, że opakowanie ówczesnych namiotów często przekraczało gabaryty samochodu).
Wracając... Trzy namioty w półokręgu powiązane tymi sznurkami, ściereczki na klamerkach suszące się po zmywaniu i towarzystwo krojące pomidory na deseczkach zgrabnie ułożonych na małym stoliczku. Tak sobie biwakowaliśmy aż przyszedł weekend i z okolicznych miast i miasteczek najechała się młodzież, by poszaleć. Na polu zrobiło sie jeszcze ciaśniej oraz bardzo gwarno i nietrzeźwo, ale co tam... W końcu mieliśmy po raptem 25 lat, więc komu by to przeszkadzało? Nastolatki, to nastolatki. Urwali się od rodziców i niech się bawią póki się krew nie leje. W końcu my też nie byliśmy tam zbyt grzeczni i nie siedzieliśmy o suchym pysku.
I tak obok nas rozłożyło się dwóch takich chłopaków po 17 lat. "Rozłożyło" znaczy, że rzucili na trawę "chinkę" w pokrowcu, na zawiniątko jakieś kurtki, zostawili buty i poszli gdzieś. Słychać było, że nad ranem wrócili, ale nie podjęli się trudu rozstawienia namiotu. Spali na tych kurtkach z butami pod głowami. No zdarza się.
Gdy wstał śliczny letni poranek moje koleżanki znów rozstawiły stoliczek i krzesełeczka, ja pokroiłam pomidory, a po śniadaniu one poszły pozmywać. I nagle... zza tego sznurka z klamerkami wychynął jeden z tych młodzieńców, spojrzał na mnie zapuchniętym wzrokiem i zapytał "Przepraszszszammm Pannnią... Czczczy mmma mmmoże Paaani terrrmommmetrrr...?".
Tak! Wtedy zaczęła się u mnie starość! Poczułam się, jakby mnie ktoś laczkiem w pysk strzelił. I powiedziałam sobie "O w życiu!!! Jak ja już wygladam na posiadanie termometru/tra pod namiotem, to nigdy więcej sznurków i klamerek, deseczek i ściereczek na takie wyjazdy!!!"
A swoją drogą, to w tej audycji był jeden ładny tekst "Starym zaczyna się być wtedy, gdy jak się człowiek po coś schyli, to zastanawia się, czy czegoś jeszcze przy okazji nie podnieść".
Inne tematy w dziale Rozmaitości