Portal internetowy Salon24 news – vide: https://www.salon24.pl/newsroom/974328,zamiast-czerwonej-przyszla-teczowa-zaraza-oburzenie-na-kazanie-abp-jedraszewskiego informuje :
"Zamiast czerwonej przyszła tęczowa zaraza". Oburzenie na kazanie abp. Jędraszewskiego. W ramach obchodów 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski wygłosił kazanie w bazylice Mariackiej w Krakowie. Nawiązał w nim m.in. do toczących się obecnie sporów światopoglądowych o ideologię LGBT. - Pamięć powstańczych czynów każe nam czcić bohaterów, mieć poczucie zobowiązania, które płynie z tamtych sześćdziesięciu trzech tragicznych dni i powtarzać za Zbigniewem Herbertem: "Bądź wierny, idź" - powiedział abp Jędraszewski. Wspominając bohaterstwo powstańców, mówił: - Jesteśmy strażnikami pamięci o tamtych ludziach (…) To, co się wtedy wydarzyło, wyznaczyło dla nas święty czas pamięci, która zobowiązuje. Metropolita krakowski podkreślił, że to z powstańczych mogił narodziła się wolna Polska. - Trzeba było długo na nią czekać (…) Czerwona zaraza już nie chodzi po naszej ziemi, ale pojawiła się nowa, neomarksistowska, chcąca opanować nasze dusze, serca i umysły. Nie czerwona, ale tęczowa - stwierdził…”
Wypowiedzi abpa Jędraszewskiego nie będę komentował, bo się wstydzę, jako Polak, jako krakowianin, jako obywatel Rzeczpospolitej, a przede wszystkim, jako katolik, który jak nakazuje Dekalog stroni od nienawiści.
Ale za to coś Państwu opowiem.
Powrócę tedy do szczęsnego czasu festiwalu radości młodych katolików, którzy w latem roku 2016 przybyli do Krakowa na Światowe Dni Młodzieży z najodleglejszych zakątków naszego globu w sile blisko trzech milionów rozmodlonych „pięknych dwudziestoletnich”. Nigdy nie zapomnę tych zwołanych do Krakowa przez papieża Franciszka dziewczyn i chłopców demonstrujących dumnie flagami wszystkich narodowości świata swą katolicką wiarę. Pięknych! Kolorowo odzianych! Uśmiechniętych! Rozśpiewanych! Radosnych!
Szczególnie zapadła mi w pamięć noc, kiedy zrobiłem obchód otwartych krakowskich kościołów zwykle o tej porze na cztery spusty pozamykanych. I bez wahania powiem, że był to najpiękniejszy w moim życiu spacer. W drodze do domu zajrzałem do Sanktuarium Matki Bożej Pani Krakowa przy ulicy Karmelickiej, gdzie jest kaplica Matki Boskiej Piaskowej. Wstąpiłem, bo zawsze tam zachodzę jak wracam z południowej kawy w mieście, gdyż do tej Parafii należało nasze III Liceum im. Jana Kochanowskiego w Krakowie, a matka Boska Pisakowa była naszą patronką. Chodziłem do Niej także w trudnych chwilach, - jak mi było ciężko.
Odkąd sięgam pamięcią w kościele tym panowała atmosfera śmiertelnej powagi i dzwoniącej w uszach ciszy, której naruszenie, jak mi się zawsze zdawało byłoby śmiertelnym grzechem. Ale, gdy wszedłem do środka pomyślałem w pierwszej chwili, że to chyba jakiś mirażowy sen nocy letniej. Bowiem ów zwykle posępny kościół okazał się miejscem spontanicznej eucharystycznej celebry fantazyjnie odzianych młodych ludzi rozmodlonych w śpiewie i tańcu. W kościele rozbrzmiewała egzotyczna muzyka, a przed ołtarzem spostrzegłem tańczącą grupę nastolatków o wszystkich kolorach skóry, klaszczące w rytm bębnów zakonnice i rozanielonych mnichów. Wszystko bajecznie kolorowe i radością promieniujące. Ale nie wszyscy tańczyli. Część klęczała w kościelnych ławach modląc się w głębokiej zadumie i o dziwo nie przeszkadzało im wcale, że o krok dalej odbywa się taneczne misterium. Słowem, obecni w kościele młodzi ludzie łączyli się z Bogiem podług swych duchowych potrzeb. Kościół był, jak nigdy rozświetlony i tak piękny, że dech mi zaparło, a Matka Boska Piaskowa z dzieciątkiem na ręku, zwykle pogrążona w półmroku i smutna, zdała się uśmiechać do tańczących, a ja dopiero wtenczas dostrzegłem, jaka ona piękna!
Gdy wróciłem do domu kończyło się właśnie spotkanie młodzieży z papieżem Franciszkiem na krakowskich Błoniach, a że mieszkam opodal słyszałem przez otwarte okno odgłosy Mszy Świętej odprawianej dla dwu milionów kochających Boga dziewcząt i chłopców. Wracająca z Błoń młodzież wlała się na moją ulicę, jak wartka rzeka szumiąca wszystkimi językami świata, a ja stojąc w oknie machałem im polską flagą. Oni zaś odmachiwali narodowymi sztandarami z najbardziej egzotycznych zakątków kuli ziemskiej wołając do mnie entuzjastycznie: Alleluja!, Polska!, Poland!, Pologne!, Polen!…
I wtedy z telewizora dobiegły mnie retransmitowane słowa wygłoszonej do młodych katolików homilii papieża Franciszka o hierarchii wartości, których nie odważę się powtórzyć, bo tak pięknie mówił, - normalnie, bez patosu i zadęcia, po ludzku, od serca. Czuło się, że Franciszek odnalazł kod komunikowania się z młodym pokoleniem, które porozumiewa się w języku dla ludzi sędziwych niezrozumiałym, a co ważniejsze, że On kocha ich wszystkich bez wyjątku. Franciszek mówił tak, jak chcą młodzi, a więc zwięźle, na temat i zgodnie z formami porozumiewania się, jakie oni preferują. Bez marudzenia, pouczania, moralizowania, dołującej martyrologii, - krótko, migawkowo, a momentami, jak na papieża wręcz nieprzystojnie wesoło, bądź ostro. Franciszek mówił, że jak patrzy na tę radośnie rozmodloną młodzież z całego świata, to On, namiestnik Chrystusa "chce się od nich uczyć radosnej kultury modlitwy".
Jako krakowianin z zapartym tchem przez trzy dni obserwowałem bacznie ten fascynujący młodzieżowy festiwal wiary katolickiej i bez cienia przesady powiem, że to niezwyczajne wydarzenie, jak chodzi o skalę i medialną nośność można porównać tylko z letnimi olimpiadami, gdzie również króluje młodość.
Sęk wszakże w tym, że po każdej olimpiadzie media gospodarza igrzysk przez kilka następnych lat o nich mówią, rozpisują się na ich temat i tworzą filmy pokazujące piękno sportu. Natomiast zastanawiającym jest, że, mimo, a może właśnie z tej przyczyny, że Światowe Dni Młodzieży 2016 pokazały Polakom zupełnie nową jakość eucharystycznego obrządku, piękno radosnej modlitwy i niepomierną siłę wiary katolickiej tkwiącej w młodych sercach, - po zakończeniu krakowskich ŚDM, oprócz kilku wydań albumowych, wokół tego święta zapadła jakaś złowróżbna cisza w polskich mediach, także prawicowo katolickich, a Kościół polski w sprawie tego epokowego zlotu młodych katolików, jak Sfinks milczy, jakby tego wydarzenia w ogóle nie było. A przecież te ŚDM były nie tylko spektaklem religijnym, ale także największą z możliwych promocją Krakowa, Polski i Polaków, którzy okazali się wspaniałomyślnie gościnnymi i szczodrymi gospodarzami dla młodych katolików, którzy przywieźli do Polski inną od naszej kulturę modlitwy.
Niestety, konsekwentne milczenie polskiego Kościoła zaprzepaściło szansę podtrzymania życzliwej i przyjaznej ludziom atmosfery z czasu krakowskich ŚDM, co skutkuje tym, że zwaśnieni Polacy znów patrzą na siebie wilkiem i do gardeł sobie skaczą. Więc samoistnie nasuwają się pytania: Dlaczego polski Kościół Katolicki nabrał wody w usta w sprawie Światowych Dni Młodzieży w Krakowie? Czemu w tej sprawie milczy telewizja publiczna? Gdzie są media prawicowe? Z jakich przyczyn Episkopat ignoruje największe przeżycie eucharystyczne w Polsce w czasie ostatniej dekady? Dlaczego znakomita większość polskich purpuratów okryła ŚDM 2016 zmową milczenia?
To zagadkowe milczenie polskiego Kościoła Katolickiego sprawia, iż odnoszę wrażenie, że zamknięty na świat, konserwatywny i nie ma, co ukrywać opływający w nieprzyzwoite luksusy polski Kościół, co prawda odrobił wzorowo zadaną mu przez papieża Franciszka lekcję na temat „Światowe Dni Młodzieży 2016”, lecz natychmiast po ich zakończeniu począł wdrażać projekt o nazwie „Wymażmy te dni jak najszybciej z naszej pamięci!”. I nie mogę oprzeć się myślom, czy aby nie dzieje się tak, dlatego, że cechującym się mentalną cofką purpuratom nadwiślańskim papież Franciszek się po prostu nie spodobał, bo im na zamkniętym spotkaniu do słuchu nagadał, że w luksusie się pławiąc zapominają o swojej kapłańskiej powinności skromnego życia i oddania się bez reszty wiernym? A jeszcze do tego przywiózł im do Polski zdającą się im dziełem Szatana cudaczną kulturę modlitwy wyzwolonej w radości i tańcu, - jakże inną od tej wiernopoddańczej, którą oni uznają za jedynie słuszną. A może nasi purpuraci zwyczajnie się przestraszyli, że papież Franciszek skradnie im wyłączność na rząd dusz nad młodymi Polakami?
Wiem, że kościelnym dostojnikom i starszemu pokoleniu Polaków preferujących pokorną modlitwę w ciszy i skupieniu moja notka może się wydać kontrowersyjną, a nawet obrazoburczą. Więc, na swoją obronę chciałbym przypomnieć, że te Światowe Dni Młodzieży nie dla mentalnie skostniałych seniorów były urządzone, lecz dla młodych wiernych, których, czy się to komuś podoba, czy nie ,- tylko ta nowa kultura radosnej modlitwy może przy Kościele zatrzymać!!!
Franciszek to wie, bo pamięta, że wiedział to już młody ks. Karol Wojtyła, gdy na Kopiej Górce w Krościenku nad Dunajcem ruch oazowy zakładał – vide: słynna „powtórka z geografii”: https://www.youtube.com/watch?v=6-BzRsMMqfM , - a potem już, jako papież Jan Paweł II, nie bez przyczyny wymyślił i wprowadził w życie zrodzoną w Pieninach ideę Światowych Dni Młodzieży obchodzonych, co cztery lata w innej części świata.
Kończąc dodam jeszcze, że jeśli mówiący językiem abpa Jędraszewskiego polski Kościół Katolicki się w porę nie opamięta i nie zmieni formuły porozumiewania się z młodym pokoleniem, to współcześni „piękni dwudziestoletni” odwrócą się od naszych purpuratów i pójdą za Owsiakiem.
Zostawiam Państwa z tą refleksją licząc na przemyślane i merytoryczne komentarze, a także ożywioną dyskusję pomiędzy Gośćmi mojego blogu.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Post Scriptum
Napisałem notkę pełną troski o przyszłe losy polskiego Kościoła Katolickiego. Przeczytałem komentarze. I co? W dziewięćdziesięciu procentach jest to zatrważający hejt, agresja, nierzadko chamstwo i insynuacje oszołomionych nienawistników mających się, o zgrozo! za wzorowych polskich katolików. Nic, tylko się pochlastać. Jak bym był młodszy to bym stąd wiał, gdzie pieprz rośnie.
W tej sytuacji postanowiłem nie odpowiadać na te nienawistne komentarze. Dlaczego? Bo chcąc to uczynić musiałbym się zniżyć do poziomu ich Autorów, który jaki jest każdy widzi.
Nie wiem, jak Państwo, ale na podstawie lektury znakomitej większości dodanych do notki komentarzy jestem skłonny zaryzykować tezę, że w interpretacji słów abpa Jędraszewskiego o "tęczowej zarazie", jako naród "katolicki" zbliżamy się niebezpiecznie do krytycznego punktu debilnego absolutu, - w tempie rosnącym w postępie geometrycznym, jak nie gorzej.
Szczególnie serdecznie dziękuję tedy emocjonalnie zrównoważonym Autorom komentarzy sensownych i merytorycznych, które stanowią niestety znakomitą mniejszość, co w perspektywie przyszłościowej..., - resztę dopowiedzcie sobie Państwo sami.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo