Motto: Piszę chyba za często, ale coraz bardziej się lękam, że nie zdążę wszystkiego powiedzieć - https://www.youtube.com/watch?v=obvizJRnezA
Portal internetowy Salon24 news – vide: https://www.salon24.pl/newsroom/968960,beata-szydlo-nie-zostala-przewodniczaca-komisji-zatrudnienia-pe-legutko-to-odwet informuje:
„Była premier Beata Szydło nie została wybrana na stanowisko przewodniczącej komisji zatrudnienia i spraw socjalnych Parlamentu Europejskiego. - Mamy do czynienia z odwetem. Tu nie liczą się kompetencje, bo nikt nie zakwestionował kandydatury Szydło - powiedział Ryszard Legutko (…) Nie mogą się pogodzić z porażką (...), z tym, że Polska razem z V4 zablokowała zarówno Timmermansa, jak i Webera – stwierdziła z kolei była rzeczniczka rządu Beata Mazurek. Jej zdaniem bezprecedensowe jest to, że w głosowaniu tajnym większości nie osiągnęła jedyna kandydatura. - Widocznie socjaliści i liberałowie bali się z otwartą przyłbicą zagłosować w świetle kamer i swoich kolegów i koleżanek przeciwko naszej kandydaturze – wskazała…”
Mój komentarz:
Moim zdaniem to nie żaden odwet, lecz wynik nieprzystawania salonów: brukselskiego i nowogrodzkiego, który myślał, że w Brukseli wszystko będzie tak samo, jak w Warszawie i Brzeszczach.
No i salon nowogrodzki wpadł na minę.
Dlaczego? Bo brukselski salon to nie kółko różańcowe.
I, co by nie mówić, to salon brukselski jest miejscem kultowego uwielbienia pana Timmermansa i jego drużyny, - i nikomu tam nie przeszkadza, że cofka umysłowa „elity” brukselskiej stoi w ewidentnej sprzeczności z teorią rozwoju osobniczego gatunków Karola Darwina, która zakładała, że ewolucja postępuje do dzisiaj w trendzie rozwojowym. Bo nieznane dotąd nauce odwrócenie tego trendu wynika w tym przypadku ze ślepej uległości wobec panującego w Brukseli ciśnienia mutacyjnego zwanego "lewacką poprawnością polityczną", czemu jeszcze długo nikt w Brukseli nie podskoczy. Bo salon brukselski żyje przeświadczeniem o własnej doskonałości, a wzorem wiecznie naćpanych niedźwiadków Coala, pogrążona w permanentnym błogostanie brukselska populacja salonowa daje w szyję równo, co widzieliśmy wielokrotnie w telewizji. Modelowy salonowiec brukselski ubiera się wyłącznie w najdroższych butikach, rutynowo grywa w golfa żeby zaszpanować wysokością składki przed takimi samymi jak on kretynami. W brukselskim towarzystwie trzeba się obowiązkowo nosić w strojach drogich i z dobrą metką. Przynajmniej raz w roku bywć na wystawnych balach, galach i festiwalach. Nie mniej charakterystyczny dla brukselskiego salonu jest zakodowany w genach deficyt słuchu muzycznego, co mu jednak nie przeszkadza pokazywać się na wszystkich bez wyjątku europejskich koncertach galowych i premierach w filharmoniach i operach. „Najzabawniejsze” jest jednak, że niczym niezrażony salon brukselski tkwi, i zawsze będzie tkwił w najświętszym przekonaniu, iż rzeczywiści jest europejskim salonem.
Natomiast salon nowogrodzki, to aspirująca od kilku tygodni do brukselskich karier, że nie wspomnę o pieniądzach, - nowofalowa elita prawicowa znad Wisły, dla której liczy się li tylko i wyłącznie słowo objawione żoliborskiego naczelnika Jarosława. Ów salon po wyborach 2015 poczuł się na tyle pewnym i bezkarnym, iż począł zatracać zdolność racjonalnego postrzegania rzeczywistości, - o czym świadczy coraz częstsze odbijanie szajby władzy dobrej zmiany, trajlowanie przez premiera na okrągło, że jest cudnie, a będzie jeszcze cudniej, odlot naczelnika, który się poczuł Mesjaszem narodów, a także zgubne moim zadaniem przeświadczenie, że salonowcy nowogrodzcy ze wszystkim poradzą sobie sami. Zaś przysłowiową „kropkę nad i” stawia ślepa wiara w dobrą wolę Stanów Zjednoczonych, które za nas krew przeleją, gdyby przyszło, co, do czego. Salon nowogrodzki żywi się przeświadczeniem o nieomylności naczelnika Jarosława, któremu ostatnio przypisuje cechy Boskie, bezgraniczną wiarą w moc sprawczą Ducha Świętego czuwającego nad Polską w cyklu całodobowym, oraz powtarzaniem sobie od rana do nocy hasła Beaty Szydło: „damy radę”. Modelowy salonowiec nowogrodzki od czasu do czasu zbiera się na tarle w miejscach „elitarnych”, jadąc od dołu: na wiejskich plebaniach, małomiasteczkowych kółkach różańcowych, aż po wielkomiejskie Republiki, Frondy i Kluby Wtorkowe, gdzie perorują roczniki pamiętające jeszcze wczesne zaranie jurajskiej epoki dinozaurów i wszyscy ze wszystkimi się zgadzają w myśl ułańskiego zawołania: „Szable w dłoń! Bolszewika goń, goń, goń! Salon IV RP jest również zawsze obecny na imieninach Ojca Dyrektora, gdzie pląsa w rytm swego hymnu „Abba Ojcze!”, zaś emocjonalnie się zaspakaja na niezliczonych apelach, wartach honorowych, odsłonięciach pomników…i tak dalej, gdzie jedynym, o czym rzeczywiście salonowiec prawicowy marzy jest wywalczenie miejsca jak najbliżej naczelnika Jarosława.
Reasumując, wzorcowy salonowiec brukselski to lubiący dobrze zjeść i wypić zadowolony z siebie wesołek, zaś okazowy salonowiec nowogrodzki to nieufny i nieprzyjazny ludziom sukcesu bogoojczyźniany ponurak.
Czy teraz rozumiecie Państwo, dlaczego w Brukseli przepadła błogosławiona Beata Szydło?
I na koniec słowo do „ortodoksyjnych pisowców”. A jak w notce pt. „Beatyfikacja Unii Europejskiej” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/959742,patogennie-surrealne-fantasmagorie-ministra-patryka napisałem, że w Brukseli de facto o wszystkim się decyduje w salonowych kuluarach, - toście mnie wyśmiewali w komentarzach, na podobną modłę, jak to mają zwyczaj czynić wsiowe baby, chichoczące na widok cudaka, co po sumie po wsi łazi.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki i niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Inne tematy w dziale Polityka