Pisane w Boże Ciało 2019. Pod rozwagę wszystkich mających się za polskich, katolickich patriotów
Ilustracja muzyczna: https://www.youtube.com/watch?v=IIsl8V7gzF0&feature=youtu.be
UWAGA! Osoby nieśledzące na bieżąco, co dzieje się na portalu Salon24 mogą mieć trudności ze zrozumieniem przekazu niniejszej notki.
Jutro pierwszy dzień lata, zaczynają się wakacje, więc dziś będzie żartobliwa notka w nieco lżejszej formie.
Stosowne badania ponoć wykazały, że w blogosferze pisze i komentuje relatywnie mała ilość normalnych osób, natomiast znakomita większość to ludzie bardziej lub mniej sfrustrowani, albo nieudanym życiem rodzinnym, albo niepowodzeniami w pracy, albo niepowodzeniem w miłości, albo po prostu problemami z samymi sobą, z którymi sobie nie radzą. Tacy ludzie charakteryzują się bezinteresowną zawiścią o sukcesy innych, która z czasem przeradza się w nienawiść do wszystkich, którzy mają inne zdanie niż oni, objawiającą się tym, że jak wściekłe psy kąsają każdego blogera, który pisze nie po ich myśli. Ich blogi i komentarze są zazwyczaj nieprzyjazne innym ludziom, a ciemną stronę podświadomości owych nieszczęśników znakomicie oddał Adaś Miauczyński w „Modlitwie Polaka”, cytuję:
„Gdy wieczorne zgasną zorze, zanim głowę do snu złożę, modlitwę moją zanoszę, Bogu Ojcu i Synowi. Dop...cie sąsiadowi! Dla siebie o nic nie proszę, tylko mu dosrajcie, proszę! Kto ja jestem? Polak mały! Mały zawistny i podły! Jaki znak mój? Krwawe gały! Oto wznoszę swoje modły do Boga, Marii i Syna! Zniszczcie tego sk...na! Mojego rodaka, sąsiada, tego wroga, tego gada! Żeby mu okradli garaż, żeby go zdradzała stara, żeby mu spalili sklep, żeby dostał cegłą w łeb, żeby mu się córka z czarnym i w ogóle, żeby miał marnie! Żeby miał AIDS-a i raka. Oto modlitwa Polaka!" ( A tu wersja filmowa: https://www.youtube.com/watch?v=vUpSGI1fQq8 )
Rzeczeni, w znakomitej większości nawiedzeni wyznawcy i krzewiciele „ideologii nowogrodzkiiej” (zastrzegam sobie prawo autorskie do tego określenia) są do tego stopnia zaślepieni miłością do wszystkiego, co wiąże się z partią Jarosława Kaczyńskiego, że nie są już zdolni do racjonalnego postrzegania rzeczywistości. Ich patogennie jadowita aktywność w całej krasie objawia się na moim blogu, na którym od dłuższego czasu grasuje wataha zawsze tych samych nienawistników niezostawiających na mnie suchej nitki ilekroć napiszę o partii ich wodza nie tak, jak oni by chcieli, - zaś od pewnego czasu ich popisy na moim blogu, i nie tylko na moim, - przyjęły charakter aberracyjno maniakalny, a co bardziej krewcy domagają się dekapitacji Pasierbiewicza, albo chociaż wyrzucenia go z portalu. Mam tedy nadzieję, że okażecie mi Państwo zrozumienie, iż wdawanie się z nimi w polemikę nie ma sensu, a ja słusznie postępuję umieszczając pod każdą notką następujący komunikat:
„Szanowni Państwo! Dbając o intelektualno kulturowy komfort Gości mojego blogu, od jakiegoś czasu przyjąłem zasadę, że merytorycznie będę odpowiadał wyłącznie na sensowne komentarze. Zaś komentarze hejterskie, prostackie, namolne i niedorzeczne, a także niezwiązane z tematem będę kwitował formułką: "Następny, proszę!". Nie chcę broń Boże nikogo urazić, bądź znieważyć, ale mam już swoje lata i szkoda mi zdrowia na przekomarzanie się oszołomionymi komentatorami, którzy za każdym razem piszą to samo, a co gorsze zawsze wiedzą lepiej. Licząc na okazanie zrozumienia pozdrawiam Państwa serdecznie…”
Zapewne jesteście Państwo ciekawi, którzy to opętańcy dostali fixum dyrdum na punkcie Pasierbiewicza? Otóż nie potrzeba ich wymieniać, bo na 95% gwarantuję Państwu, że po opublikowaniu niniejszej notki nastąpi nad wyraz obfity wysyp prawdziwków i każdy w miarę rozgarnięty Internauta będzie się mógł osobiście przekonać, które prawdziwki wystawiły łebki z trawy, - a także, jakie niedorzeczności potrafią się w tych łebkach rodzić. A, jak owe prawdziwki zorganizują zmowę milczenia, to tym gorzej dla nich, bo stali Goście mojego blogu dobrze wiedzą, o kim mowa.
Na koniec powiem Państwu, dlaczego moim zdaniem rzeczeni fiksaci tak mnie nienawidzą, o czym winna Państwa przekonać recenzja jednej z moich książek, o której znany krakowski krytyk literacki tak pisał, cytuję:
"Życie, czyli balanga. Co robi człowiek sukcesu, który skończył 60 lat i spoglądając wstecz widzi, jakie to życie radosne i zabawne? Co robi doceniony naukowiec w dziedzinie sedymentologii, bywalec salonów Krakowa, Warszawy i paru jeszcze, obieżyświat, zdobywca kobiet, mąż paru żon, które na dodatek żyją ze sobą w przyjaźni? Co robi mężczyzna, który ma już zawodowe sukcesy, że nie powiem o pieniądzach? Co robi, osiągnąwszy wiek stateczny i podchowawszy córkę, niegdysiejszy birbant i szaławiła, który „wyjmował” panienki, z miejsc takich, jak kluby studenckie AGH, gdzie było najłatwiej, z legendarnych w tamtych, sześćdziesiątych, latach „Jaszczurów”, co już wymagało więcej zachodu, lub spod „Baranów”, gdzie było jeszcze trudniej? Co robi facet, który o tym jak być homo ludens, wie wszystko, który uczynił z balangi filozofię życia? No, co robi taki mężczyzna? Pisze wspomnienia, a pisze, bo wie, że ma, o czym opowiadać i wie równie dobrze, bo dowiódł tego w debiutanckiej opowieści „Epopeja helskiej balangi – Grupa”, że umie. Tam opisał Jastarnię, teraz – w tomie „Podaj hasło”, dedykowanym „wszystkim, bez wyjątku, kobietom mojego życia” – skupił się na Krakowie, w którym swe życie birbanta zaczął już chodząc do Zakładu, czyli Liceum im. Jana Kochanowskiego, doskonaląc się w zabawie podczas studiów na AGH, kiedy to odwiedzał „dyżurne mordownie”, jak Grand, Kaprys, Cyganeria, Hotel Francuski, Feniks czy Warszawianka, a i salony krakowskie, np. baronowej Lu. Ależ miał ten facet fantazję, ależ przemyślne sposoby na panienki, i jakie kulturalne (na Schulza lub Dostojewskiego), a ten poranek w czasie juwenaliów z blondyneczką w domku łabędzi w Parku Krakowskim, a te spotkania w specjalnie urządzonej owczarni, w której oddawał się terapii, nazwanej „samozachowawczą rozpustą globalną”. A ten konkurs na Krakowskiego Kaszalota, połączony z balem w Grocie Wiechowskiej. I rzecz nie w tym, że się autor ma czym chwalić i czyni to z samczą próżnością, ale i z taktem, rzecz w tym, że robi to tak wdzięcznie, tak uroczo bezwstydnie, z takim smakiem doprawiając każdą z opowieści ingrediencjami świetnego języka, ładnego stylu, zgrabnej puenty. Czytając miałem chwilami skojarzenia z klimatem eposu „Gargantua i Pantagruel”, a o wiele zdań mógłby się i sam Jerzy Pilch poczuć zazdrosny. A może i o niektóre kobiety? Pora zatem wyjawić, że to Krzysztof Pasierbiewicz snuje tak lekko i zabawnie opowieść ze swojego jakże cudownie grzesznego życia. Przy okazji utrwala i miejsca i obyczaje, które przeminęły. I tak w ten przyjemnie rozpasany klimat wtapia się aura nostalgii, dodając opowiastkom dodatkowy smaczek. Jest ta książka jeszcze jednym potwierdzeniem, że jak się umiało, to się kolorowo żyło nawet w szarych czasach PRL-u. I nawet nie drażni to, że autor absolutnie ma w nosie zasady interpunkcji i to, że książka ukazała się bez korekty, bo miał zrobić kolega, ale nie zdążył. Świetna to lektura i arcyzabawna. Acz i z lekka przygnębiająca, niestety, jest ona. Uprzytamnia, że też się tak żyć mogło, tylko się nie umiało. Cóż, do balangi także trzeba mieć talent. Krzysztof Pasierbiewicz, Podaj Hasło, Wydanie I, Kraków 2008, s.167, op. miękka, ISBN: 978-83-927038-0-8; Wacław Krupiński, Dziennik Polski…”.
Znamiennym jest, iż wspomnianych wyżej walczących z gender i LGBT na śmierć i życie katolickich patriotów, jak przypuszczam nie do końca spełnionych w sprawach damsko męskich, najbardziej rozjuszyła moja napisana przed laty notka pt. „”Ta nasza młodość – Jezioro łabędzie” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/464290,ta-nasza-mlodosc-2-jezioro-labedzie, w której opisałem pewien urokliwy poranek w czasie najdłuższych na świecie juwenaliów 1964 przedłużonych z okazji 600-lecia Uniwersytetu Jagiellońskiego, - jaki miałem szczęście przeżyć z pachnącą wiosennym słońcem blondyneczką w domku łabędzi w Parku Krakowskim, - co owi nienawistnicy wypominali mi w swoich komentarzach bodaj tysiąc razy, albo więcej.
Tak. Tak. Kochani! Też się tak żyć mogło, tylko się nie umiało. A teraz to już: too late honey!
Krzysztof Pasierbiewicz ( em. nauczyciel akademicki, niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Post Scriptum
Na początku był moment zawahania, lecz patogenna nienawiść do Pasierbiewicza przerwała tamę zdrowego rozsądku, - i tak jak przewidziałem, pod notką stawiły się w komplecie najdorodniejsze prawdziwki. Dziękuję za sprawioną mi satysfakcję, choć po prawdzie cieszyć nie ma się z czego, ale to już temat na odrębną notkę.
Inne tematy w dziale Kultura