Koszmarny sen mnie męczył do białego rana. Bowiem śniło mi się, że mnie jakieś łapiduchy zgarnęły z ulicy do karetki i zawiozły do szpitala. Obok bramy wjazdowej leżał w błocie zadeptany buciorami szyld „TWORKI”, zaś nad bramą ozdobioną girlandami ze stosownie udrapowanych kaftanów bezpieczeństwa ktoś przybił gwoździem nowy szyld z kulfoniastym napisem „WYBORY DO PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO – MAJ 2019”.
W poczekalni rozebrano mnie do naga i zakutano w kaftan bezpieczeństwa, po czym przywiązano mnie do krzesła i posadzono metr przed telewizorem, który się, co minutę automatycznie przełączał się z TVN24 na TVP Info. Jakiś poczciwy pielęgniarz mi zdradził, że to przedwstępnej terapia szokowa, a prawdziwe jaja się dopiero zaczną. I miał poczciwina rację, bo jak na jednym z tych dwu kanałów łgali w żywe oczy, że „tylko oni zbawią Polskę”, to na drugim bezobciachowo ściemniali, że „tamci łżą w żywe oczy, a wszystko, co tamci robią jest zgubne dla Polski”, jak tu przekonywano, że „to tamci kradli”, to tam się zarzekano, że „ci kradną jeszcze więcej”… i tak w koło Macieju, od rana do nocy. A jak mi po kilku godzinach tej terapii na ekranie zaczęło wyskakiwać „W tyle wizji” przemiennie ze „Szkłem Kontaktowym” i co minuta musiałem oglądać, a to na deklamującego swe rymy częstochowskie leśnego dziadka Wolskiego, a to pitolącego od rzeczy wypłowiałego salonowca Iwaszkiewicza, - dopadł mnie atak drgawek z oczopląsem, - i wtedy konsylium lekarskie uznanło, iż stanowię właściwy materiał do leczenia w tymże psychiatryku.
Okazało się, że w tym wariatkowie są dwa oddziały psychiatryczne, a na Oddziale I ordynatorem jest Jarosław Kaczyński, zaś na Oddziale II tymczasowo ordynuje niejaki Schetyna, ale tylko do powrotu z brukselskiego szkolenia ordynatora Tuska. Ku mojemu przerażeniu okazało się także, że jest to psychiatryk koedukacyjny, co powodowało niemożliwy do zniesienia rwetes, bowiem wzajemnie się nienawidzące pacjentki, jak w jakimś małpim gaju, zza rozdzielającychje krat, w cyklu całodobowym wzajemnie naparzały, obrzucały wyzwiskami, opluwały, oblewały się fekaliami, - więcej nie opowiem, bo się wstydzę.
Ale to nie koniec koszmaru. Bowiem w drugim dniu leczenia okazało się, że na Oddziale I codzienny obchód robi słynny lekarz dusz prawicowych Antoni, zaś na Oddziale II analogiczną funkcję pełni podobnej klasy świrus, światowej sławy doktor nazywany Miśkiem. Postanowiłem tedy uciec z tego piekła, lecz ku memu przerażeniu okazało się, że w szpitalu pod wezwaniem Matki Boskiej Tęczowej nie ma klamek. I wtedy rzeczywiście odleciałem, bo objawił mi się rój rozwścieczonych gejów i feministek bijących się na noże z walecznymi szwadronami spod znaku Ojca Dyrektora. Feministki zagrzewał do walki stojący na barykadzie miłośnik białowieskich żubrów wykrzykując, że "Żydom należy oddać wszystko, a najlepiej jeszcze więcej", - zaś po drugiej stronie barykady trzy błogosławione Beaty trzymały łopoczący na wietrze transparent z napisem: „Nie oddamy Wam ani złotówki! Żydzi na Madagaskar!”, - zaś pan Prezes tak zamaszyście klaskał, że mu wyskoczył obojczyk.
Ale to dopiero początek nocnego koszmaru, bowiem przyśniło mi się, że na wspólnej gali zorganizowanej przez PiS i Platformę, na miss szklanego ekranu wybrano ex aequo panie Piterę i Mazurek, zaś Mr. Uniwersum kuluarów polityki polskiej jednogłośnie okrzyknięto także ex aequo Borysa Budkę i Ryszarda Terleckiego, nazywanego pod Wawelem Mr. Butapren, - z którymi po zaciętej walce w kategorii strojów kąpielowych o włos przegrał nie mniej męski Ryszard Kalisz. Nagle straszliwy rejwach się zrobił, bo zaczęły się targać za włosy Lubnauer z Nowoczesnej i Scheuring-Wielgus z biedroniowej WIOSNY, - i choć na jawie nie zabiłbym muchy, musiałem je własnoręcznie udusić. Na ten widok niepokalana Pawłowicz tak się z rozkwiczała radości, iż ją także udusiłem. Zdawszy sobie sprawę, co narobiłem wyrywałem sobie włosy z głowy. Otaczały mnie dymy i zgliszcza, a jak pisał klasyk „gdzieś w oddali przetaczały się husarie i ułani, powstańcy i marszałkowie, majaczyły, Dzikie Pola i Jasna Góra”.
I wtenczas nad dzikimi polami pojawiła się tęcza, a pod nią ukazał się nad wyraz dla pedofilów dobrotliwy prokurator Piotrowicz od niedawna nazywany Ciumkiem, - z wielkim różańcem w ręku, żeby było widać w telewizji.
Zakapturzony Prezes z zakwefionym Premierem pod osłoną nocy przemykali chyłkiem na brydża w stronę buduaru nowej zdobyczy towarzyskiej Prezesa Julii Przyłębskiej, - a jak pomyślałem, że przecież nie mają czwartego, z nieba sfrunął piękny Anioł i szepnął mi na ucho, że oni grają z dziadkiem, jak niektórzy twierdzą z Wermachtu. Rosła atmosfera grozy, a pan Prezydent, jak ma w takich razach zwyczaj czynić, - zapamiętale palił chanukowe świeczki. W tle, gros zadowolonych z siebie i życia pacjentów podśpiewując sobie pod nosem, że jest cudnie, a będzie jeszcze cudniej oglądało w telewizji mecze Champions League. Zaś karetki na okrągło dowoziły coraz to nowych pacjentów, których po krótkim wywiadzie natury ideologicznej kierowano na stosowny oddział psychiatryczny.
Jak się obudziłem zlany zimnym potem odruchowo włączyłem telewizor. Gładkomówny senator Jan Maria Jackowski z maślanymi sarnimi oczami i uduchowioną miną tłumaczył suwerenowi, że pan Prezes zamiast K-Towers miał na Srebrnej wybudować dwa kioski z darmowym piwem dla bezdomnych i bezrobotnych, - zaś znany cmentarny negocjator Grzecho Schetyna z rozbrajającym uśmiechem wmawiał siedzącym przed telewizorami pacjentom Trzeciej RP, że afery hazardowej nie było, a ci, co tak myślą to debile i frustraci.
Ja zaś o rana sobie podśpiewuję pieśń mojej młodości: „Szumi dokoła las! Czy to jawa, czy sen? Co ci przypomina? Co ci przypomina? - Widok znajomy ten!
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki AGH, niezależny bloger, oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Inne tematy w dziale Polityka