Na wstępie pragnę zaznaczyć, iż nie twierdzę, że tak będzie, ale chciałbym w tej notce omówić kilka możliwych wariantów rozwoju sytuacji politycznej w Polsce w roku wyborczym 2019, który właśnie się rozpoczyna.
Otóż portal internetowy „na: Temat” – vide: https://natemat.pl/259621,kiedy-wybory-w-2019-roku-grzegorz-schetyna-mowi-o-przedwczesnej-elekcji informuje, cytuję:
„Schetyna uważa, że wybory na wiosnę są realne. Rok 2019 będzie przełomowy głównie ze względu na wybory parlamentarne w Polsce. Lider Platformy Obywatelskiej ocenił szanse na to, czy w tym roku dojdzie do przyspieszonej elekcji – nie jesienią, ale wcześniej. Ten przyspieszony wariant to 17 marca – mówił Grzegorz Schetyna o możliwym terminie wyborów do Sejmu i Senatu. Słowa lidera PO padły w audycji Jacka Żakowskiego "Poranek w TOK FM". Dziennikarz dopytywał, na ile realne są przyspieszone wybory w Polsce. – Myślę, że to jest między 40 a 50 proc, a to dlatego, że jest jednak krytyczna, bardzo duża dekompozycja obozu władzy, to widać. Jest wyrok TSUE odnośnie KRS-u 19 marca, co będzie bardzo ważne i będzie miało rezonans – odpowiedział Schetyna…”
Uważam, że tę wypowiedź Schetyny można potraktować, jako zachętę dla Jarosława Kaczyńskiego do kolejnej zmiany warty. O co dokładnie mi chodzi? Otóż stosunkowo niedawno w notce pt. „Czemu musi trwać wojna między PiS-em i Platformą” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/890711,czemu-wciaz-musi-trwac-wojna-miedzy-pis-em-i-platforma pisałem między innymi:
„PiS i Platforma po prostu muszą ze sobą nieustannie wojować, gdyż definitywna wygrana jednej z tych partii byłaby jednoznaczna z jej śmiercią polityczną, - gdyż ci nieodwołalni zwycięzcy nie mieliby już, na kogo winy zwalać i mamić ludzi, jacy źli są ci drudzy, którzy w każdej chwili mogą powrócić do władzy, - a jeszcze do tego na polską scenę polityczną mogłaby się nie daj Boże wedrzeć jakaś nowa jakość polityczna. Więc dla zmyły, obie te „wojujące ze sobą” partiokracje od czasu do czasu spektakularnie wymieniają się władzą w systemie wahadłowym. Po każdej takiej zmianie warty, „ciemny lud” przez jakiś czas żyje w złudnym przeświadczeniu, że teraz już będzie dobrze i uczciwie, a winni dostaną za swoje. A, gdy po jakimś czasie okazuje się, iż znowu jest jak było, zaś nikomu włos nie spadł z głowy, a ludzie zaczynają się buntować, - następuje kolejna zmiana warty między rzeczonymi dwiema partiami…”.
I tak, pół żartem, pół serio, wszakże ze wskazaniem na „serio” mechanizm tego wymieniania się władzą przez PiS i Platformę znakomicie określa wierszyk Juliana Tuwima o dwóch tańcujących Michałach:
„Tańcowały dwa Michały (PO – oraz PiS) . Jak ten pierwszy zaczął krążyć, to ten drugi nie mógł zdążyć. Jak ten drugi nie mógł zdążyć, to ten pierwszy przestał krążyć. A jak pierwszy przestał krążyć, To ten drugi mógł już zdążyć. A jak drugi mógł już zdążyć, pierwszy znowu zaczął krążyć. A jak pierwszy zaczął krążyć, drugi znowu nie mógł zdążyć…”, - i tak w koło Macieju od roku 1989.
I oto właśnie nadszedł moment, kiedy życie pokazało, iż oszołomione przewagą sejmową Prawo i Sprawiedliwość dostało zadyszki, gdyż tak się w tych „tańcach michałowych” rozdokazywało, że przegrało kilka bitew z Unią Europejską, ośmieszyło się przed światem zadzierając z Izraelem, który ich zawstydzająco upokorzył, a także utraciło cnotę partii bez reszty oddanej narodowi, gdy afera KNF wyszła na jaw.
A na domiar złego w partii Jarosława Kaczyńskiego ożywiła się „frakcja leniuszków”, którzy czując w kościach możliwość przegranej PiS-u w tegorocznych wyborach parlamentarnych zatęsknili do czasów nieróbstwa, kiedy PiS bywał w opozycji, o czym w notce pt. „Krytycznie ważny moment dla prezesa Kaczyńskiego” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/369781,krytycznie-wazny-moment-dla-prezesa-kaczynskiego tak pisałem:
„W partii Jarosława Kaczyńskiego są działacze, jak Terlecki, Lipiński, Kuchciński et consortes, których funkcją jest łagodzenie napięć i utwierdzanie wyborców w niekoniecznie zgodnym z prawdą przekonaniu, że wszystko działa jak należy i w nadchodzących wyborach trzeba ponownie zagłosować na nich, nawet jakby te wybory zostały przegrane. Dokładniej chodzi mi o działaczy partyjnych PiS przysypiających całymi latami bezczynnie na ciepłych poselskich posadkach, jak ja to mówię w wyniku wieloletniego „zasiedzenia”. Działacze ci uaktywniają się jedynie tuż przed wyborami, a ich polityka sprowadza się do tego by ich partia te wybory w razie czego przegrała na tyle bezboleśnie, by oni zachowali swoje stanowiska na kolejną kadencję. Zaś w okresach między wyborczych działacze ci nie robią nic, albo prawie, a zaraz po kolejnych wyborach zapadają w beztroski letarg, aż do następnego razu. Im na wygrywaniu wyborów przez PiS specjalnie nie zależy, bo zdobytej władzy trzeba bronić, a to już wymaga ciężkiej pracy i określonych umiejętności, co nie jest ich najmocniejszą stroną. Oczywiście w Prawie i Sprawiedliwości jest trochę pracowitych ludzi, ale oni sami nie uciągną, jeśli Jarosław Kaczyński nie pozbędzie się hamulcowych zgredów…”
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze złowróżbny dla PiS-u wynik ubiegłorocznych wyborów samorządowych w miastach i miasteczkach, który w zasadzie przesądza przegraną tej partii we wiosennych wyborach do Parlamentu Europejskiego, co musi się odbić na wyniku wyborów parlamentarnych.
O tym wszystkim wie czujący krew Grzegorz Schetyna i dlatego szachuje Jarosława Kaczyńskiego wcześniejszymi wyborami sugerując mu, iż już nastał czas, żeby nastąpiła kolejna zmiana warty i PiS po raz drugi oddał Platformie władzę.
Oczywiście nie mam pewności, jak to się wszystko skończy, lecz uważam, że gdyby taka zmiana warty miała rzeczywiście nastąpić i Polską, co nie daj Boże! - miałby znów rządzić gang PO – PSL + Nowoczesna i pomniejsze satelity, - to ja już wolę, żeby się ci od Kukiza z tymi od Biedronia dogadali.
Już słyszę, jak sympatyzujący z PiS-em komentatorzy mojego blogu szydzą, że powinienem się w trybie pilnym udać do psychiatry. Ja zaś mam dla nich znacznie gorszą wiadomość, bowiem wcale nie wykluczam jeszcze innej opcji, - a mianowicie szokującej siurpryzy, że w ostatniej chwili pan Kosiniak-Kamysz zamiast ze Schetyną może się dogadać z idącymi na fali Kukizem i Biedroniem (jeśli tak się stanie, to zastrzegam sobie prawo autorskie do tej przepowiedni). Co bynajmniej nie jest jakąś fantasmagoryczną mrzonką, bo jak wykazuje ostatni sondaż opublikowany na portalu GAZETA.PL WIADOMOŚCI – vide: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24324944,nie-schetyna-nie-biedron-nie-kukiz-wladyslaw-kosiniak-kamysz.html, - gdyby PiS przegrało najbliższe wybory parlamentarne, to Polacy widzieliby w fotelu premiera lidera ludowców Władysława Kosiniaka-Kamysza. Aż 26 proc. badanych wskazało, że to właśnie lider ludowców byłby najlepszym kandydatem na premiera spośród wszystkich obecnych polityków opozycji. Drugie miejsce zajęli ex aequo (sic!) Robert Biedroń oraz (sic!) Paweł Kukiz, których wskazało 16 procent badanych. Natomiast poza podium zaś znalazł się (sic!) Grzegorz Schetyna z dziesięcioma punktami.
A teraz rozkładam parasol, ubieram kamizelkę kuloodporną, - i czekam na komentarze.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Inne tematy w dziale Polityka