Motto: Są teksty, które należy powtarzać wielokrotnie, aż do skutku. A to z uwagi na naszą irracjonalną skłonność do politycznej amnezji i patologiczną inklinację do wybaczania draństw wyrządzonych polskiemu narodowi przez współrodaków.
Wybory za pasem, więc w ramach mojego blogerskiego wkładu w kampanię wyborczą, - "Koalicji Obywatelskiej PO – N. – SLD" oraz lansowanemu ostatnio w TVN24 jej światopoglądowemu patronowi profesorowi Marcinowi Matczakowi pragnę przypomnieć tekst mojej napisanej w styczniu 2014 notki pt. „Hej hej lewacy! Resortowe dzieci” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/560910,hej-hej-lewacy-resortowe-dzieci, gdzie tak pisałem, cytuję:
„Moim zdaniem kluczową przyczyną irracjonalnie wysokich notowań Platformy Obywatelskiej w świetle nieudacznych poczynań Rządu Donalda Tuska jest zabieg socjotechniczny, który na swój prywatny użytek zwykłem nazywać „awansem społecznym bis”.
Otóż w latach powojennych (lata 40/50) komuniści dokonali bardzo sprytnej socjotechnicznej sztuczki. Z zacofanej i zabiedzonej prowincji przerzucono wtedy do miast rzesze prostych i niewykształconych ludzi. Brano głównie tych bez charakteru, gdyż prawdziwy chłop ziemi nie opuści. W miastach, przy zakładach przemysłowych pobudowano dla nich bloki z wielkiej płyty, które im się zdały pałacami. Potem im umożliwiono zrobienie zaocznej matury, co oni uznali za awans społeczny. To ci właśnie ludzie, z grubsza okrzesani w hotelach robotniczych przepoczwarzyli się z czasem w coś w rodzaju „przyzakładowych wierchuszek”. Jednocześnie komunistyczna propaganda przypominała im bezustannie, że swój awans zawdzięczają dbającej o ich interesy władzy ludowej, co się w ich świadomości zakodowało na trwałe w formie ślepej wdzięczności dla komuny. To ci właśnie ludzie stanowili służący wiernie stalinowskiemu reżimowi pierwszy rzut zasilający szeregi PZPR, milicji i urzędu bezpieczeństwa.
W następnym pokoleniu (lata 60/70), ich dzieci pokończyły już częściowo studia tworząc grupę „nowej inteligencji”, drastycznie odmiennej kulturowo od ideałów inteligencji „starej” wywodzącej się z czasów przedwojennych. Tu skłaniałbym się ku zastąpieniu terminu „nowa inteligencja” określeniem „klasa ludzi wykształconych w pierwszym pokoleniu”. Ta grupa społeczna od inteligencji „przedwojennej” różniła się głównie tym, iż nie wyniosła z domu praktycznie żadnych głębszych wartości. I choć nieźle wykształcona zawodowo, była jednak genetycznie skażona piętnem służalczej wdzięczności wobec komunistów, którzy umożliwili ich ojcom społeczny awans. Myślę, że to ci właśnie ludzie poparli wprowadzenie stanu wojennego traktując generała Wojciecha Jaruzelskiego jako męża stanu. Bowiem ludzie ci mieli i do dzisiaj mają głębokie przeświadczenie, że to im należy się wyłączność na rządzenie Polską. To wtedy narodził się prosperujący do dnia dzisiejszego system „dzieci resortowych”, coś w rodzaju post-komuszej arystokracji, która obsadzała swoimi potomkami kluczowe stanowiska w mediach i we wszystkich resortach państwowych. W tym przypadku, ten genetycznie służalczy, tym razem wobec post-komunistów, materiał ludzki został wykorzystany, trzeba przyznać sprytnie przez pewnego redaktora poczytnej wówczas Gazety. Mechanizm był identyczny jak w okresie powojennym, czyli chodziło o utwierdzenie ludzi w poczuciu społecznego awansu.
O ile sztuczka z „awansem społecznym prim” (tata 40/50) polegała na utwierdzeniu prostych i nie wykształconych ludzi w przekonaniu, że przynależą do lepszej od reszty społeczeństwa awangardy władzy ludowej, to trik z „awansem społecznym bis” (po upadku komuny) polegał na utwierdzeniu ich już z grubsza okrzesanych i lepiej wykształconych wnuków w poczuciu, iż przynależą do grupy światlejszych i bardziej od reszty społeczeństwa postępowych ELIT. W pierwszym przypadku wykorzystano ciemnotę i niedouczenie, w drugim próżność, pychę i kompleksy ludzi, których na swój prywatny użytek nazywam „intelektualnie nowobogackimi”. Bezsprzecznie bystry redaktor wspomnianej Gazety doskonale znał odbierającą rozum magiczną moc utwierdzenia „nowobogackiego inteligenta” w przekonaniu o przynależności do krajowej elity. Pan redaktor wiedział, że jak takiemu powie, że przynależy do crême de la crême III Rzeczypospolitej, to on nie dość, że w to głęboko uwierzy, to jeszcze będzie owego społecznego awansu (bis) bezkrytycznie bronił. Więcej, w obawie przed utratą statusu wyróżniającego go ponad resztę społeczeństwa, taki delikwent zrobi dosłownie wszystko, byle się świat nie dowiedział, co sobą reprezentuje naprawdę. I tu moim zdaniem leży tajemnica irracjonalnie wysokich notowań obecnie rządzącej partii, popieranej bezkrytycznie przez takich właśnie ludzi w obawie, że ewentualny upadek partii Donalda Tuska grozi weryfikacją elit III RP przez Jarosława Kaczyńskiego.
Tu jednak pragnę zaznaczyć, że tych ludzi nie należy, broń Boże, społecznie dyskryminować. Trzeba im tylko uświadomić, jak im zawrócono w głowach. Że dali się nabrać wspomnianemu redaktorowi, iż przynależą do grupy społecznej, która jest bardziej światła, więc de facto „lepsza” od „gorszej” reszty, czytaj „moherowej ciemnoty. Trzeba ich przekonać, że choć są ludźmi wykształconymi, to jednak stanowią grupę inteligencji szeregowej, której daleko jeszcze do prawdziwych elit.
Ale w międzyczasie zmieniła się sytuacja polityczna. Bowiem, o ile okres prosperity Platformy Obywatelskiej raczej wykluczał taką samokrytykę ze strony popleczników partii Donalda Tuska, o tyle obnażona ostatnio zawstydzająca kompromitacja tej partii sprawiła, że tym razem coraz częściej sympatyzowanie z Platformą Obywatelską zaczyna być postrzegane jako obciach. Powiem więcej, coraz więcej szeregowców Platformy zaczyna rozumieć, że zrzeczenie się ich nieuprawnionego statusu przynależności do krajowej elity to nie żadna klęska, ale wręcz przeciwnie, powrót na sprawiedliwie im przynależny szczebel w hierarchii społecznej. Zaczyna do nich docierać, że dzięki odstąpieniu od obrony tego, czego nie da się obronić staną się bardziej autentyczni, a co za tym idzie bardziej wiarygodni. No i co najważniejsze, że będzie im wtedy łatwiej się porozumieć z resztą społeczeństwa, że staną się znowu częścią narodowej wspólnoty.
Dlatego wszystkie partie kontr-lewackie pod egidą PIS-u jako największej formacji opozycyjnej powinny obecnie wykonać wspólnie ruch wyprzedzający i wszelkimi możliwymi sposobami zacząć konsekwentnie obnażać na konkretnych przykładach mierny poziom pseudo-elit III RP, ich bezprzykładną hipokryzję, zakłamanie, miałkość ideową, pretensjonalność i nieudaczność w rządzeniu państwem. Godzina po godzinie, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu. Poczynając od jutra. Uważam, że taka taktyka jest warunkiem sine qua non ewentualnego zwycięstwa obozu narodowo niepodległościowo solidarnościowego w wyborach 2015. Tylko taki wspólny front partii kontr-lewackich może otworzyć drogę ku naprawie Rzeczpospolitej…”, koniec cytatu z roku 2014.
No i czas pokazał, że stało się tak, jak pisałem, - i w wyborach 2015 Prawo i Sprawiedliwość wzięło wszystko, a więc Prezydenta i władzę z przewagą sejmową, - co jest dla Polski w równym stopniu dobrodziejstwem, co przekleństwem, bo pisowcom niebezpiecznie odbija palma odbierająca im momentami zdolność racjonalnego postrzegania rzeczywistości, - ale to już temat na odrębną notkę.
Natomiast im bliżej wyborów samorządowych tym bardziej butnie, bezczelnie i kłamliwie poczynają sobie w tej kampanii przywódcy Koalicji Obywatelskiej: Grzegorz Schetyna, Katarzyna Lubnauer, a ostatnio Barbara Nowacka, - więc gwoli obiektywnej prawdy historycznej postanowiłem im w dzisiejszej notce przypomnieć skąd przyszli i kim byli ich protoplaści.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Inne tematy w dziale Polityka