UWAGA! Trudny przekaz, tylko dla kumatych!
Ostatnie upały po nocach spać mi nie dawały, więc wczoraj przed snem zażyłem podwójne relanium i po długim przewracaniu się z boku na bok zapadłem w końcu w głęboki jak studnia sierpniowy sen nocy letniej.
Ale sen miałem nerwowy, bo cuda i dziwy mi się przyśniły.
Śniło mi się bowiem, że mnie w środku nocy obudziły jakieś radosne okrzyki i wybuchy petard, zaś na niebie zoczyłem mieniące się milionami iskier kolorowe pióropusze sztucznych ogni. Ki diabeł? – pomyślałem, - i w pidżamie wybiegłem na ulicę, gdzie przetaczały się tłumy rozradowanych ludzi, którzy szaleli ze szczęścia, rzucali się sobie w objęcia, płakali z radości, a w górę leciały czapki, kapelusze, marynarki i torebki… Rozbrzmiewały toasty i bimber lał się strumieniami. Zewsząd dało się słyszeć chóralne śpiewy a to: „narodził się nam zbawiciel, wszego świata odkupiciel”, a to „podnieś rękę, Boże Dziecię, błogosław ojczyznę miłą, w dobrych radach, w dobrym bycie, wspieraj jej siłę swą siłą…”.
Uszczypnąłem się kilka razy, ale rozanielony tłum nadal spontanicznie swe szczęście celebrował, - i wtedy spostrzegłem, że w stogach girland i konfetti walały się po ziemi porzucone transparenty i plansze z napisem „Konstytucja", "Wolne Sądy" i jakieś takie jeszcze.
Podszedłem tedy do pierwszej z brzegu grupy obywateli fetujących swą idylliczną ekstazę i spytałem, co też jest powodem ich ekstatycznej radości?, - a oni spojrzeli na mnie jakbym się choinki urwał i jeden przez drugiego krzyczeli, jak to kibice po wygranym meczu mają zwyczaj czynić:
„Jak to, co się wydarzyło? W Betlejem narodził się po raz wtóry Soso Dżugaszwili, podniósł rączkę i przywrócił w Polsce komunizm”.
I to ma być powód do radości? – ofuknąłem ich nie kryjąc oburzenia.
A oni odrzekli zgodnym chórem:
„No pewnie! Głąbie kapuściany! Popatrz tylko! Anieli grają, króle witają, pasterze śpiewają, bydlęta klękają i cuda ogłaszają, - bo się pisowcy z platformersami pojednali, - jako, że się znów poczuli, jak we własnym, wspólnym domu”.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Post Scriptum
Pytacie Państwo skąd ten mój cyniczny sarkazm? Otóż napisałem kiedyś książkę wspomnieniową pt. "Podaj hasło!" - vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/717746,podaj-haslo-odcinek-1, której mottem były następujące słowa, cytuję: "Myślę, że już w roku 1962, kiedy byle milicjant stawiał w parku na baczność grupę licealistów za to, że wyrzeźbili ze śniegu posąg boskiej Wenus, a na szkolnych lekcjach musiałem wysłuchiwać, co wówczas wykrzykiwał Gomułka i jego zadziwiająco liczni poplecznicy, poczęła mi świtać w głowie, choć sobie z tego jeszcze sprawy nie zdawałem, moja życiowa "filozofia balangi". Chodziło głównie o to by walczyć z komuną, nie popadając jednak w nutę martyrologiczną, co większość naszych rodaków ma niestety we krwi. A więc nie biadolić, myśleć niezależnie i nie tracąc humoru starać się tym nieszczęściem mimo wszystko bawić. Bo instynkt mi podpowiadał, że traktowanie przykrego psikusa, jaki nam sprawiła historia z nadmierną powagą prowadzi w prostej linii do zgubnej maniery mędliwej upierdliwości nieprzyjaznej ludziom. Książkę tę kończę w okresie, gdy jeden z naszych uczonych, a także ministrów w rządzie Jarosława Kaczyńskiego oznajmił wszem i wobec, że ewolucji niema i być nie może. To epokowe stwierdzenie dowodzi niezbicie, że w naszym przepięknym nadwiślańskim kraju spowitym odwiecznym oparem absurdu, zachowanie powagi jest nad wyraz trudne. To samo się tyczy farmazonów, które z lubością plecie Donald Tusk nazywany „Słońcem Peru”. Dlatego kochani, nie mam już wątpliwości, iż nie chcąc zbzikować trzeba bez biadolenia konsekwentnie robić swoje, a całą resztę traktować z przymrużeniem oka, starając się mimo wszystko, nie tracić ani na chwilę poczucia humoru. I to jest właśnie moja "filozofia balangi", która mi pomogła przeszwarcować młodość nie tylko przez mroczny okres peerelu, lecz również przez czasy współczesne, odkąd świat zwariował...", koniec cytatu.
Książkę tę wydałem w roku 2008. A to, co się od tamtego czasu w Polsce do dnia dzisiejszego wydarzyło, każdego myślącego obywatela musi utwierdzić w przekonaniu, iż póki co polskiej polityki nie sposób traktować poważnie, a jedynym, co nam pozostało to kąśliwa satyra godząca w tych, którym poczynając od Bolesława Bieruta władza jednakowo i niezmiennie we łbie przewróciła.
Dlaczego tak uważam?
Między innymi dlatego, że rozkład prawdopodobieństwa podług krzywej dzwonowej Gaussa ma się tak do przewidywalności polityki polskiej, jak założenie Adama Michnika, że Bronisław Komorowski mógłby przegrać z Dudą tylko wtedy, gdy przejedzie po pijanemu na pasach zakonnicę w ciąży.
Inne tematy w dziale Rozmaitości