Jak byłem mały i ktoś nie wzbudzał mojego zaufania często prosiłem Mamę, żeby mi wytłumaczyła powód mojej niechęci do tego kogoś, a Matka mi zawsze odpowiadała: „przyjrzyj mu się Krzysiu uważnie, bo ludzie mają wszystko wypisane na twarzy”.
I począwszy od lat 50. ubiegłego wieku w moim życiu zawsze niezawodnie, sprawdzała się maksyma Mamy. Bowiem już podstawówce zauważyłem, że lizus miał twarz lizusa, kujon kujona, skarżypyta skarżypyty…; w liceum robiący gazetki ścienne hołdownicy komuny mieli twarze hołdowników, podlizuchy podlizuchów, kółkowicze kółkowiczów…; na studiach zetemesowcy mieli twarze zetemesowców, potakiewicze potakiewiczów, przydupasy przydupasów, bramkarze bramkarzy…; natomiast w pracy kameleony miały twarze kameleonów, agitatorzy agitatorów, politrucy politruków, gnidy gnid, plugawcy plugawców, pezetpeerowcy pezetpeerowców, klakierzy klakierów, sługusy sługusów, konfidenci konfidentów, karierowicze karierowiczów i tak dalej.
Zaś wspólną cechą wszystkich wyżej wymienionych było coś odstręczająco śliskiego w twarzy tych ludzi i co najgorsze to właśnie oni, a nie ci, co powinni, - zawsze na wierzch wypływali.
Ostatnio zauważyłem, że twarzą Platformy Obywatelskiej jawi się niejaki Marcin Kierwiński, natomiast ze zgrozą obserwuję, iż twarzą Prawa i Sprawiedliwości staje się niejaki Stanisław Piotrowicz.
I to mnie wielce niepokoi, bo w roku 2015 nie o takiej Polsce marzyłem.
Sorry, ale musiałem się z Państwem tą refleksją podzielić, bo mnie to już od dłuższego czasu męczyło.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Inne tematy w dziale Polityka