Gdybyś niedźwiedziu wiedział, że masz w dupie przedział, to byś cicho w mateczniku siedział!
(Wiesław Dymny)
Wczoraj w TVN24 w audycji „Fakty po faktach” wystąpił Grzegorz Turnau. Zapytany przez prowadzącą dziennikarkę, o to, co obecnie czuje powiedział, cytuję w miarę dosłownie, to, co sobie zapisać zdążyłem:
„Ja się teraz czuję, jakby ktoś odebrał mi połowę życia (…) jestem przeciw temu, co dzieje się w polskim państwie (…) i znów pierwszy sekretarz, potulni wykonawcy (…) po prostu Gogol (…) mamy w Polsce kryzys moralny (…) nie umiemy mówić o tym, co nas dzieli…”, koniec cytatu.
Mówiąc szczerze mógłbym nawet pana Grzegorza do pewnego stopnia zrozumieć, bo jak ostatnio pisałem nowa władza robi dużo błędów, ale nie potrafię się oprzeć wrażeniu, że to nie Jarosław Kaczyński i jego bezwolni podwładni, nie kryzys moralny i nie troska o podziały tak wnerwiły pana Grzegorza, jak to, że to nie on, ale Leszek Długosz został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, a także, że to Leszek miał swój jubileusz w Teatrze Słowackiego. I wiem, co mówię, bo codziennie na kawę do miasta chodzę.
Już tłumaczę, dlaczego takie kudłate myśli chodzą mi po głowie.
Otóż dziś w TVN24 pan Grzegorz Turnau powiedział, że ma na lodówce przylepioną kartkę z cytatem z Dantego Alighieri: „Najbardziej gorące miejsce w piekle jest zarezerwowane dla tych, którzy w okresie kryzysu moralnego zachowują swą neutralność” i dlatego on, ziemianin z zasadami, nie będzie cicho siedział wobec tego, co się w Polsce teraz dzieje.
Otóż mam do pana Grzegorza pytanie.
Zarówno Pan, jak Leszek Długosz wyszliście z krakowskiej Piwnicy pod Baranami, która was artystycznie ukształtowała i nie zaprzeczycie panowie, że to Zygmunt Konieczny waszą muzyczną wrażliwość wycyzelował. Byliście panowie obaj członkami piwnicznej rodziny, gdzie zawsze przed Bożym Narodzeniem, przy pięknie przystrojonym wonnym sianem, jabłkami, orzechami i frykasami domowej roboty świątecznym stole, po modlitwie, rozlegał się uświęcony trzask przełamywanego opłatka, a wszyscy byli sobie bliscy, mili i wolni od codziennych zazdrostek.
I wszystko byłoby cudnie, gdyby nie to, że razu pewnego Leszek Długosz postanowił kandydować do Senatu z listy Prawa i Sprawiedliwości i wszystko szlag trafił.
Bo, co wtedy zrobiła zdawałoby się lita i nierozerwalna piwniczna rodzina?
No to panu przypomnę Panie Grzegorzu.
Dokonaliście wtenczas na Leszku Długoszu bezdusznego i bestialskiego linczu. Tak! Tak! Ci sami piwniczni „przyjaciele”, którzy przez lata mówili, że Długosz to nad wyraz wrażliwy poeta i wyjątkowo uzdolniony piosenkarz, z dnia na dzień, zaczęli na niego pluć i złorzeczyć, że to, cytuję za niegdyś poczytną Gazetą: "wierszokleta, który nut czytać nie umie…”, koniec cytatu.
I niestety, nikt z piwnicznego środowiska przeciw temu szalbierstwu nie zaprotestował, a wręcz przeciwnie niszczyliście go, jak bezwzględni egzekutorzy.
Pytam tedy Panie Grzegorzu. Gdzie Pan wtedy był??? Czemu Pan cicho siedział? Nie widział Pan tego ówczesnego draństwa?
Więc niech mi Pan, przepraszam za wyrażenie nie pitoli, dla kogo jest miejsce w dantejskim piekle zarezerwowane.
I rym cym cym!... i tra la la!...
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, wieloletni sympatyk Piwnicy pod Baranami, gdzie zostawił młodość i spory kawałek wątroby)
Inne tematy w dziale Polityka