Portal internetowy Salon24 (Salonik), - vide: https://www.salon24.pl/newsroom/1417950,pieczynska-krytycznie-o-uzywanych-ubraniach-zdezelowane-szmaty-i-dziadostwo informuje:
„Zdezelowane szmaty i dziadostwo" – tak o wyglądzie Polek mówi aktorka Małgorzata Pieczyńska. 64-letniej gwieździe nie podoba się to, w co ubierają się kobiety w naszym kraju i krytykuje je za nieinwestowanie w designerskie ciuchy oraz noszenie używanych ubrań…”
Mój komentarz:
Przyznając sporo racji pani Małgorzacie Pieczyńskiej powiem, iż rzeczywiście szykownie odziane Polki widziałem ostatni raz w roku 1980. Już wyjaśniam, gdzie i kiedy.
Bo choć w Peerelu toczyło się w Polsce szarobure życie, to w latach 60. i 70. ubiegłego wieku, jak już nigdy potem, odbywały się w Krakowie bale uświęcone. Były to uroczyste rauty Piwnicy Pod Baranami, aranżowane z genialną maestrią przez czarnoksiężnika Piotra Skrzyneckiego w myśl jego maksymy, że: - „jak nie zabawimy się sami, nikt nas nie zabawi ”.
Te elitarne imprezy przyciągały crême de la crême Krakowa i po prawdzie, - nigdy i nigdzie później nie widziałem tylu pięknych i szykownych kobiet. Do tego pełna gala, stroje wieczorowe i cudowne miejsca pałacowe, które Piotr wynajdywał z nadprzyrodzonym talentem.
Wspomnę tylko o jednym takim wydarzeniu, a było ich wiele i każde z nich miało swoją wspaniałą historię.
W roku 1980, Piwnica Pod Baranami wydała wytworny bal w krakowskich Sukiennicach z okazji inscenizacji wjazdu księcia Józefa Poniatowskiego do Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa. Na owym balu zebrali się tłumnie najznakomitsi w mieście malarze, pisarze, aktorzy, naukowcy i inni notable. Tam również po raz ostatni wystąpił w komplecie kwiat podwawelskiej arystokracji.
Przez wzgląd na rangę balu, wszystkie krakowskie księżne i hrabiny pootwierały szuflady, do jakich się zagląda przy okazjach niezwyczajnych. Na szlachetnych głowach, smukłych szyjach i drobnych nadgarstkach można było zobaczyć brylantowe diademy, ażurowe kolie i ciężkie bransolety, jakich by mógł pozazdrościć niejeden milioner. I zaręczam, że w przeciwieństwie do tego, co się teraz widzi, podróbek nie było.
W kulminacyjnym momencie, przebrany za Księcia Poniatowskiego Daniel Olbrychski, patrz zdjęcie pod notką, - wjechał do sukiennic na białym ogierze, zagrały fanfary, a z nieba sfrunęły na ziemię złotowłose anioły przecudnej urody pod wodzą archanielscy, w którą się wtenczas wcieliła sama Budzisz Krzyżanowska. A bal ten mi zapadł w pamięć szczególnie głęboko gdyż później, jeden z tych aniołów przylatywał do mnie przez wiele lat z rzędu.
Później, rozpanoszyła się w kraju subkultura bazarowo podwórkowa, a mówiąc dokładniej era „Olo Olo disco polo”, którą póżniej zastąpiła era „Majteczki w kropeczki Zenka Martyniuka".
Zaś obie te subkultury można było zobaczyć latem na naszej Riwierze Północy, czyli na deptakach Półwyspu Helskiego, gdy po „upadku” komuny Pan Bóg nas „pokarał wolnością” i wszystko, co było na Helu piękne szlag trafił, gdyż wraz z nastaniem Trzeciej, a następnie Czwartej Rzeczpospolitej rozpleniły się nowobogackie elity, które Półwysep Helski upodobały sobie za miejsce wakacji.
I w taki oto sposób kurorty helskie opanowały najpierw elity czerskie, które później zastąpiły elity nowogrodzkie, - a jakość wypoczywającego na Helu „towarzystwa” zatrważająco sczezła. Bowiem te szarańcze, wystrojone w naszych galeriach handlowych, gdzie Europa wyzbywa się bubli, w których tam już nikt nie chce chodzić, dała na Helu początek pladze tandetnej szpetoty, gdyż zarówno szeregowy elektorat PO, jak PiS, - czuje się tym lepiej im wokół niego obskurniej i brzydziej.
I tak, niegdyś ciche i dystyngowane korsa spacerowe Półwyspu helskiego zmieniły się w obskurne ciągi upstrzonych pod gust nowych „elit”, skleconych na sezon z ohydnych bud i straganów, w których nowe elity, najpierw z Gazetą Wyborczą, a później Gazetą Polską pod pachą nabywały tandetne szkaradztwa z debilnie zadowoloną miną, że nareszcie silna i bogata Polska należy do nich.
W tym chłamie, depcząc sobie po piętach przewalały się wrzaskliwe hurmy, zrazu elektoratu Platformy, a następnie PiS-u, a dokładniej mówiąc tabuny zadowolonych z siebie bezszyich, łysoczaszkich, wytatuowanych ogrów i ich balonowargich kobiet, - opychających się z nudów hot dogami, goframi, chipsami, popcornem i watą cukrową. I tak, ta karuzela kaleczącego wrażliwość bezguścia wirowała i nadal wiruje od rana do nocy w kakofonicznym zgiełku rzężących nieznośnie mechanicznych żyraf i słoników, na których kiwają się tępo znudzone bachory, a ryk biesiadnych hitów disco polo gryzie się z jękliwym zawodzeniem peruwiańskich fujar.
I coraz mniej w tym tłumie kulturalnych twarzy, gdyż niedobitki czujących coś jeszcze wrażliwców wieją przed tym rejwachem, gdzie pieprz rośnie przemierzając kilometry brzegiem morza by znaleźć skrawek pustej plaży i pogadać z mewami, jak pięknie było niegdyś na Półwyspie.
Zaś w kwestii dorównania Polek Zachodowi w kategoriach ciężaru gatunkowego kultury osobistej oraz rangi estetycznej wrażliwości, - potrzeba jednego pokolenia, jak nie więcej.
Skąd to wiem? Bo dwie znaczące kobiety mojego wartkiego życia, były obytymi w świecie modelkami, - jedna łódzkiej „Telimeny”, a druga warszawskiej „Mody Polskiej”.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny Gloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Inne tematy w dziale Kultura