Przed dwoma dniami, Jan Maria Rokita udzielił wywiadu Bogdanowi Rymanowskiemu. Rozmowę zatytułowano "Rymanowski, Rokita: Tusk jest mistrzem politycznej intrygi '".
W wywiadzie tym Jan Maria Rokita mówi, cytuję:
„Dzisiejszy premier jest w moim przekonaniu jedną z najwybitniejszych w świecie demokratycznych osobowości politycznych, potrafiących w sposób perfekcyjny mobilizować najniższe instynkty ludu. Czynić zbiorowość ludzką, w której istnieją odruchy pozytywne, odruchy dobroci, szlachetności, gorszą. Świadomie gorszą w nadziei, że to przysporzy powodzenia politycznego. Jest absolutnym fachowcem w tej dziedzinie i z tego punktu widzenia zasługuje na szacunek za swoje niezwykłe umiejętności. Machiavelli napisałby o nim dzisiaj nowego „Księcia”. Sztuka współczesnego PR-u polega na tym jak zmobilizować najgorsze namiętności tłumu, jak tłum przekształcić w motłoch, jednocześnie wprawiając go w przekonanie, że stoi po słusznej stronie – stwierdził Jan Maria Rokita…”
Pozwolę sobie jednak kategorycznie się nie zgodzić z tezami „premiera z Krakowa”, - pana Jana Marii Rokity.
A teraz uzasadnię dlaczego.
Kiedy Jarosław Kaczyński otrząsnął się z żałoby, rozpoczął zajadłą walkę o odbicie władzy z rąk partii Donalda Tuska, jedną z form tej walki stały się miesięcznice smoleńskie. Zrazu myślałem, że intencją tych żałobnych marszów jest rzeczywiście czarna rozpacz Jarosława Kaczyńskiego po śmierci brata i pozostałych ofiar katastrofy smoleńskiej.
Ale z każdą kolejną miesięcznicą przekonywałem się, iż rzeczywistym celem odbywania tych „żałobnych” uroczystości jest cynicznie perfidna gra Jarosława Kaczyńskiego na uczuciach jego elektoratu nazywanego potocznie „ludem pisowskim”.
Wtedy po raz pierwszy przejrzałem Jarosława Kaczyńskiego, gdyż zrozumiałem, że ten człowiek pod pozorem walki o sprawiedliwą i praworządną Polskę z premedytacją podszczuwa swych orędowników przeciwko Polakom sympatyzującym z partią Donalda Tuska.
Zrozumiałem, że Jarosławowi Kaczyńskiemu nie o Polskę idzie, lecz o osobiste rozrachunki z Donaldem Tuskiem, który jak rzekomo zabił mu brata, co jak wszyscy pamiętamy wykrzyczał w Sejmie, gdy bez żadnego trybu wskoczył na mównicę.
Powiem więcej, przekonałem się, że Jarosław Kaczyński” cierpi na patogenne fixum dyrdum sprowadzające się do utwierdzenia obywateli w błędnym przeświadczeniu, że to on jest lepszym Polakiem, - niż Donald Tusk.
Powiem jeszcze więcej. To w czasie smoleńskich miesięcznic powstała „religia pisowska” oparta na wymyślonej przez mega-intryganta Jarosława Kaczyńskiego "dialektyce bólu i rozkoszy" (zastrzegam sobie prawo autorskie do tej frazy).
I trzeba przyznać, że bezsprzecznie utalentowany reżyser miesięcznic smoleńskich „szaman” Jarosław Kaczyński, grając na instrumencie wspomnianej wyżej dialektyki, - potrafił tak kuglować emocjami „ludu pisowskiego”, by jego kilkuletnie biczowanie z czasem przestało być dla niego narzędziem tortury przechodząc stopniowo w stan swoiście masochistycznej ekstazy.
I doraźnie mu się to udało, bo to wtedy zrodziła się irracjonalnie ślepa wiara „ludu pisowskiego” w mit, że wszystko, co robi Jarosław Kaczyński jest dobre dla Polski, - wyartykułowany pamiętnym hasłem: „Ja-ro-sław! Pol-skę zbaw!”.
Na szczęście, ośmioletnie rządy PiS pokazały Polakom, czym jest rzeczywiście partia Jarosława Kaczyńskiego, - chyba dla żartu nazwana „Prawem i Sprawiedliwością.
Ciekaw jestem, czy, a jeśli tak to, co na to powie Jan Maria Rokita, który niegdyś wrzeszczał w samolocie, że go Niemcy biją.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
UWAGA!
Komentarze hejterskie zawierające treści noszące znamiona insynuacji i pomówień, a także komentarze niedorzeczne, - będę kasował bez podania przyczyn.
Inne tematy w dziale Polityka