Pytacie Państwo, co to za kraina szczęśliwości?
Już wyjaśniam.
Stali czytelnicy moich felietonów wiedzą, że od początku lat 60. ubiegłego wieku, rokrocznie, w pierwszej połowie sierpnia bawiłem w Jastarni na Półwyspie Helskim z legendarną GRUPĄ umiejących się bawić, co barwniejszych postaci Warszawy, Krakowa i Łodzi, o czym szerzej pisałem w mojej notce zatytułowanej: „Niebojący się jutra, ludzie szczęśliwi chwilą ” „, - czytaj: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/1066385,niebojacy-sie-jutra-ludzie-szczesliwi-chwila .
Dawniej, nasza GRUPA rozjeżdżała się do domów już po 16-tym sierpnia, kiedy na Półwyspie Helskim zaczynały się pierwsze chłody. Lecz ostatnia dekada sprawiła psikusa, - i meteorolodzy zapowiedzieli, że w związku z globalnym ociepleniem, tego roku lato na Półwyspie Helskim przedłuży się zahaczając o pierwszy tydzień września.
Zmaltretowany trwającym w Krakowie tygodniami i przekraczającym 30 stopni trudnym do zniesienia skwarem, a także przerażony telewizyjnymi migawkami z Grecji, Włoch i Hiszpanii, gdzie temperatury przekraczały w tym roku czterdzieści kresek w cieniu i ludzie padali z upału jak muchy, gdyż tamtejsze plaże przypominały skwierczące patelnie, - postanowiłem zaryzykować i wyjechać do mojej ukochanej Jastarni (Sic!), - w dniu 30-go sierpnia 2024.
Po przyjeździe na miejsce, po raz pierwszy pomyślałem, że przyjechałem do Raju, gdy zamieszkałem w przepięknym apartamencie „Willi 6 X 9” przy maleńkiej uliczce Wydmowej, patrz zdjęcie pod notką, - przycupniętej u stóp uśpionych bałtyckich wydm porosłych rozczochranymi wiatrem garbatymi sosnami. W tym baśniowym miejscu, dwieście kroków od brzegu otwartego morza i noszącym nazwę "Aleja ku Słońcu " własnym wejściem na plażę, dzięki przeuroczym Gospodarzom, miałem szczęście odnaleźć niespotykany już dzisiaj klimat przedwojennego letniska, potwierdzający maksymę mych dawno już zmarłych Rodziców, którzy mi zawsze mówili, że do osiągnięcia pełni urlopowego komfortu niezbędne są starannie dobierane miejsca i ludzie. Dlatego też namówiłem na przyjazd do Jastarni Przyjaciół z Warszawy i Poznania.
Wydmowa jest ślepą uliczką, więc nie ma tam samochodów i przewalających się po jastarnickich deptakach tłumów wczasowiczów. Słowem kojący spokój i uspokajająca nerwy cisza. Zaś o zachodzie słońca, siedząc na tarasie przy schłodzonym drinku, jak filharmonicznego koncertu mogłem słuchać pokrzykiwania mew, śpiewu wiatru błąkającego się między garbatymi sosnami i miarowo huczących bałtyckich fal.
Drugim olśnieniem była prawie pusta, złocista plaża wymoszczona mięciuchnym jak puch z gęsiej szyi kwarcowym piaskiem, - i mimo wrześniowej pory, przez cały dzień chłodząca dyskretnie opalających się bez parawanów szczęśliwców, bo nawet słońce na meksykańskich plażach Cancún, czy brazylijskiej Copacabana, - słońce tak pięknie na jantarowo złoty kolor nie opala.
A, jakby tego jeszcze było mało, mieszkająca u nasady mierzei Matka Boska Swarzewska utkała na rybackich krosnach ciągnące się kilometrami wzdłuż Półwyspu bajecznie kolorowe kobierce z dzikich róż od wiatru „pomarszczonych”, a owe „helskie arrasy” przydały mierzei niepowtarzalnego piękna, którego słowami opisać nie sposób.
I wtedy sobie uświadomiłem, że przyjechałem na przywracającą wątpiącym pewność, iż życie potrafi być piękne, naszą rodzimą, - Bałtycką Riwierę Północy, o jakiej spalone afrykańską kanikułą kurorty śródziemnomorskie mogą jedynie marzyć.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Najbardziej odrażający komentarz autorstwa pisowskiego oszołoma mszczącego się za moją krytykę PiS:
@ pmk [11 września 2024, 01:39]
„Czyli co? Dziecinniejesz dziadku? To zrób zapas pampersów, bo zaraz znowu będą ci potrzebne. PS. Jeden plus: niedługo zapomnisz jak składać literki...”
I moja na niego odpowiedź:
Pański komentarz to modelowe świadectwo patogennego pisowskiego chamstwa, które z tęsknotą wspomina czasy niweczącego wszystko, co piękne, - Funduszu Wczasów Pracowniczych.
Tak. Tak. Czas w końcu powiedzieć otwarcie, że wyzuta z poczucia piękna i bodaj śladów wrażliwości podobna Panu pisowska hołota, - to jak pisał Zbigniew Herbert w wierszu "Potęga smaku " , odrażająco antyestetyczny zbór „chłopców o twarzach ziemniaczanych i dziewczyn o czerwonych rękach", którzy czują się tym lepiej, im jest wokół nich obskurniej i brzydziej. To hołota promująca „parcianą retorykę tworzącą łańcuchy tautologii paru pojęć jak cepy, bez żadnej dystynkcji w rozumowaniu i składni pozbawionej urody koniunktiwu ”. Mam na myśli „kwestię smaku, w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia ”, czyli przymioty, z których obleśna tłuszcza Jarosława Kaczyńskiego jest doszczętnie wyzuta.
UWAGA
Komentarze hejterskie zawierające treści noszące znamiona insynuacji i pomówień, a także komentarze niedorzeczne, - będę kasował bez podania przyczyn. Oświadczam również, że będę okresowo blokował Autorów, których komentarze zostały napisane celem przekierowania dyskusji na tematy oboczne.
Inne tematy w dziale Rozmaitości