Motto: Ile razem dróg przebytych? Ile ścieżek przedeptanych? Ile deszczów, ile śniegów, wiszących nad Pieninami? - https://www.youtube.com/watch?v=m4A589YPITA
8 sierpnia 2024 r. odszedł prof. dr hab. Stefan Witold Alexandrowicz, jeden z ostatnich przedwojennych profesorów Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska AGH.
Z profesorem Alexandrowiczem po raz pierwszy zetknąłem się w roku 1962, kiedy zostałem przyjęty na pierwszy rok moich przeuroczych studiów na Wydziale Geologiczno Poszukiwawczym naszej Alamae Matris, - krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej.
Już wtedy się przekonałem, że profesor Alexandrowicz był dydaktykiem monumentalnie doskonałym, na którego wykłady z Geologii Dynamicznej studenci walili drzwiami i oknami, a nierzadko nawet miejsc stojących brakowało. Bowiem ten genialny pedagog, oprócz przeogromnej wiedzy naukowej, posiadał także nadprzyrodzony talent dydaktyczny, genetycznie zakodowaną charyzmę, przyjazny ludziom sposób bycia i magnetyczną osobowość, która pozytywnie wpływała na studentów, poprawiała nam samopoczucie, poszerzała wyobraźnię, a co najważniejsze budziła w nas ochotę do życia i działania. A jeszcze do tego miał polot, wrodzony instynkt aktorski, malarską fantazję i cały ocean dobroduszności. Ale to jeszcze nie wszystko. Ten niezrównany wykładowca potrafił się jeszcze cieszyć tym, co robi, - i w trakcie wykładów był zawsze przyjacielsko uśmiechnięty.
Zaś, kiedy zacząłem pracę naukową na Wydziale Geologii AGH, od niego także, jako młody asystent uczyłem się geologii Pienin w trakcie odbywanych rokrocznie, przez ponad trzydzieści lat, - studenckich praktyk terenowych w rejonie Pienińskiego Pasa Skałkowego. I bez przesady powiem, że dzięki niemu poznałem każdy kamień tych przepięknych gór, które są żywym podręcznikiem geologii dynamicznej.
Ależ to był dydaktyk! Ile w nim było pasji! Ile mu się chciało!
Mieszkaliśmy wtedy, wespół ze studentami, w Krościenku nad Dunajcem, w przepięknej przedwojennej willi „GRANIT” wydzierżawionej przez AGH na uczelniany Dom Pracy Twórczej. Te pienińskie praktyki były cudowną, romantyczną przygodą, mimo piętrowych łóżek, porannego mycia w lodowatym potoku i wielokilometrowych przejść po stromych, pienińskich skalicach. Tam się zawiązywały nasze studenckie przyjaźnie, a niektórych właśnie tam, na całe życie, połączyła miłość.
Również tam, po zajęciach terenowych, czerstwe góralki serwowały wygłodniałym studentom i kadrze dydaktycznej przepyszne obiady, - boskie zupy, zatrzepane prawdziwą śmietaną, że aż łyżka stała i kotlety na cały talerz. A na deser, panie kucharki wyczarowywały rozpływające się w ustach szarlotki, rożki z francuskiego ciasta, i coś, czego do śmierci nie zapomnę, wyborne gruszki w waniliowym kremie, skropione wiśniowym sokiem. W jadalni pachniało cynamonem i rodzinnym domem.
Do śmierci nie zapomnę, jak po zajęciach ze studentami, profesor Alexandrowicz spotykał się wieczorami z naszą kadrą dydaktyczną. Wtedy poznałem niesamowitą osobowość tego niezwykłego człowieka, naukowca prawdziwego, bezsprzecznego guru wąskiej czołówki geologicznych salonów, niemającego sobie równych i władającego przepiękną polszczyzną oratora, Arcymistrza kąśliwego dowcipu, cieszącego się życiem i nieprzeciętnie inteligentnego człowieka o wysmakowanym poczuciu humoru. Na tych wieczornych spotkaniach graliśmy w kości. Pamiętam, jak dzisiaj, inspirowane przez profesora Alexandrowicza nasze ówczesne Polaków rozmowy, zażarte spory naukowe, czasem nawet kłótnie, na tematy zawodowe, lecz również problemy hierarchii wartości i reguł życiowych. Ileż w tym było żaru, arcyciekawych dysput, polemik, debat, wymiany stanowisk. Mówiło się o polityce, o modnych wtenczas pisarzach, o teatrze, o światowym kinie, o muzyce... A wszystko przy winie patykiem pisanym i koreczkach z żółtego sera posypanych sproszkowaną papryką, zaś od święta, przy flaszeczce płynnego słońca galicyjskich sadów, - palącej się od zapałki i pachnącej Karpatami śliwowicy z Łącka.
Boże! Jakież silne, bliskie i serdeczne były wtenczas więzi między nami. Czuliśmy się jak w rodzinie. I wszyscy byli radośni, choć nie było tlenu.
I jeszcze jedna ważna sprawa. Pan profesor Aleksandrowicz, choć był profesorem uczelni technicznej, - miał duszę humanisty, czym uwrażliwiał serca i ubogacał umysły swoich wychowanków.
Śpij niezapomniany Profesorze! I niech Ci się Trzy Korony przyśnią!
Post Scriprum
Dziś, w dniu 19 sierpnia 2024, w samo południe, na krakowskim Cmentarzu Rakowickim obył się pogrzeb pana Profesora Alexandrowicza. W czasie tej podniosłej uroczystości, młody dziekan naszego Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska AGH, prof. dr hab. inż. Jacek Matyszkiewicz wygłosił bodaj najodważniejszą mowę pogrzebową jaką kiedykolwiek słyszałem, za co, jako stary akademicki wiarus, pragnę pragnę Panu Dziekanowi najserdeczniej podziękować i pogratulować.
Inne tematy w dziale Rozmaitości