echo24 echo24
272
BLOG

Test na inteligencję i poczucie humoru nowogrodzkich hunwejbinów

echo24 echo24 Rozmaitości Obserwuj notkę 10
Tragikomiczna opowieść, jak w epoce Gierka, podwoziłem swym Maluchem z Hotelu „Kasprowy” do centrum Zakopanego, - samą Marilyn Monroe…

Motto: Kto nie ma wspomnień to tak, jakby się wcale nie urodził (Paolo Coelho)

Oprawa muzyczna: https://www.youtube.com/watch?v=xq4bPZ0BapE 

Dedykowane polskim arcymistrzom kierownicy: Longinowi Bielakowi, Sobiesławowi Zasadzie, Maciejowi Wisłwskiemu, Rafałowi Sonikowi i Kajetanowi Kajetanowiczowi.

A teraz do rzeczy.

Portal internetowy Salon24, - vide: https://www.salon24.pl/newsroom/1387772,maly-fiat-wraca-do-fabryki-w-tychach-fani-oszaleli-mamy-zdjecia informuje:

Fiaty 126p w tyskiej fabryce wzbudziły sensację! Na linii montażowej, parkingu i placach z gotowymi samochodami pojawiły się „maluchy”, czyli fiaty 126p. Wzbudziły dużą sensację. Okazało się, że to Wielka Wyprawa Maluchów, która wyruszyła 5 lipca z Warszawy do Monte Cassino, by zbierać środki dla dzieci poszkodowanych w wypadkach samochodowych. W ramach tej wspaniałej akcji charytatywnej 80 Fiatów 126p pokona ponad 3000 kilometrów, by zwrócić uwagę na problem bezpieczeństwa na drogach, ale co równie ważne uczyć młode pokolenia świadomego uczestnictwa w ruchu drogowym.

Pierwszym przystankiem na trasie wyprawy był Zakład Samochodów Osobowych Stellantis w Tychach, spadkobierca FCA Poland, producenta Fiata 126p. 80 ekip startowych, wśród których znajdują się prawdziwe legendy motoryzacji, reprezentujące kilka pokoleń polskich mistrzów kierownicy, jak kierowca wyścigowy Longin Bielak, kierowcy rajdowi – Sobiesław Zasada, Maciej Wisławski, Rafał Sonik oraz Kajetan Kajetanowicz, dojechało do tyskiej fabryki, której nie mogło zabraknąć na mapie tego wydarzenia – to tu przez 16 lat produkowano uwielbiane przez Polaków Maluchy…

Chciałbym tedy na tę okoliczność coś Państwu opowiedzieć.

W ponurych czasach epoki wschodzącego Gierka, mimo, że na uczelni zarabiałem mniej, niż paryski kloszard, do dziś nie wiem jakim cudem, - spędzałem co roku dwutygodniowe zimowe wakacje na nartach w Zakopanem.

Po szalonym Sylwestrze, w Nowy Rok 1974, mimo koszmarnego kaca, obróciliśmy z uczelnianymi kolegami kilka razy, góra dół na Hali Goryczkowej, - i kompletnie skonani chcieliśmy jak najprędzej ugasić pragnienie. Wówczas ktoś wpadł na ułański pomysł, że żyje się raz, więc trzeba zaszaleć i wypić po piwku w hotelu „Kasprowy”, gdzie w porównaniu do naszej średniej krajowej ceny były wówczas takie, jak dziś w Sheratonie i to nie w Warszawie, lecz w Dubaju.

W tej orbisowskiej Mekce peerelowskich rekinów biznesu, sączyliśmy w ekskluzywnym barze schłodzonego „żywca” małymi łyczkami, bo na następną kolejkę już nam nie starczało.

W drugim końcu baru siedziała na wysokim stołku odstrzelona w głęboko wydekoltowane peweksowskie ciuchy nad wyraz ponętna laseczka, wierzcie mi na słowo, - istna Marilyn Monroe. Niestety otoczona podwójnym kordonem bombastycznych baronów peerelowskiej finansjery wachlujących nieziemską piękność plikami banknotów w kolorze zielonym.

Patrząc na ów seksowny cud natury myślałem z goryczą, że nie ma sprawiedliwości na świecie.

Aż, w pewnym momencie spostrzegłem na palcu owej Marilyn Monroe pierścionek z ogromnym brylantem, na pierwszy rzut oka kilkanaście karat. I raptem mnie olśniło, że jest jednak szansa by tę cudną laseczkę wyłuskać nadzianym krezusom. Gdy się zwierzyłem kolegom z mojego zamiaru, ci stukając się w czoło orzekli, że mi chyba po Sylwestrze odwaliła szajba.

Nie bacząc wszakże na drwiny koleżków począłem dryfować w stronę owej damy, a kiedy się do niej zbliżyłem na odległość wzroku, spytałem ją przez ramię jakiegoś grubasa, czy ten przepiękny brylant, jaki ma na palcu to na pewno oryginał, gdyż jako geolog znający się na kamieniach szlachetnych podejrzewam, iż może to być syntetyczny szafir. Marilyn zbladła jak papier i jęknęła z lękiem, czy znam może jakiś sposób by ten kamień sprawdzić? Odparłem jej tedy, iż nie ma problemu, tylko musiałbym skoczyć do wozu po lupę i rylec, - w tym miejscu muszę zaznaczyć, że wtenczas jeździłem rzężącym Maluchem, którego odpalałem na kijek od szczotki.

I raptem, ku osłupieniu bogatych prywaciarzy i zzieleniałych z zazdrości koleżków, piękna Marilyn wyciągnęła do mnie długopalcą dłoń z tymi oto słowy: - Mariola jestem! Za kwadrans na ciebie czekam w apartamencie - do dzisiaj pamiętam - numer dwieście siedem.

Gdy tylko zamknąłem od środka drzwi przytulnej alkowy pięknej Marylin wyznałem jej ze skruchą, że brylant jest prawdziwy, co ją tak uradowało, że wyjęła z lodówki butelkę szampana.

Wszystko szło jak po masełku.

Jednak, gdy Mariola patrząc mi głęboko w oczy oznajmiła, iż najwyższa pora na bruderszaft oblałem się zimnym potem, gdyż sobie uprzytomniłem stan mojej bielizny. Już mówię, o co chodzi. Jako że zima była wyjątkowo mroźna, miałem pod dżinsami obciachowe kalesony z troczkiem z żółtego barchanu w błękitne bławatki, które mi mama kupiła w pedecie, żebym na wyciągu nie przymarzł do krzesła.

Do śmierci nie zapomnę, jak przeprosiwszy na moment zmysłową Marylin ściągałem pośpiesznie w łazience obciachowe gacie rozglądając się w panice, gdzie je ukryć. Aż je w końcu upchnąłem za kaloryferem, gdzie jak myślę leżą do dnia dzisiejszego, - i pewnie będą jeszcze długo tam leżały, aż je ktoś znajdzie po latach, jak słynną żółtą ciżemkę za mariackim ołtarzem Wita Stwosza.

Po upojnej zakopiańskiej nocy, gdy już wzeszło słonko, ku memu przerażeniu moja Marylin mnie poprosiła żebym ją podrzucił do Zakopanego, bo się umówiła w Orbisie z kumpelami na śniadanie.

No i zaczęła się prawdziwa masakra. Bowiem na hotelowym parkingu, między mercedesami klasy „A” i volvami rangi biznesowej stał mój sraczkowaty maluch z urwanym zderzakiem.

Zaś, jak drżącymi palcami gmerałem nerwowo kluczykiem w zamarzniętym zamku Mariolę złapał taki atak śmiechu, że jej upadło do błota drogocenne futro.

A kiedy złapała oddech, zwijając się ze śmiechu wydukała:

- No! No! Niezłą masz furę Krzysiu! Sam sobie ją skręciłeś?...

UWAGA!

Uprzejmie proszę Gości mojego blogu o trzymanie się przekazu notek i niesprowadzanie dyskusji na tematy oboczne. Zastrzegam sobie także prawo do okresowego blokowania autorów komentarzy hejterskich, obelżywych, insynuacyjnych, pomawiających i niedorzecznych. Informuję również, że pretensjonalnie infantylne komentarze autorstwa mściwych miłośników partii Jarosława Kaczyńskiego usiłujących się na mnie odegrać za krytykę PiS, - będę konsekwentnie usuwał, bez podania przyczyn.

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Rozmaitości