Portal internetowy Salon24, - vide: https://www.salon24.pl/newsroom/1323399,ziobro-porownal-film-holland-do-propagandy-nazistowskiej-rezyserka-nie-odpusci , informuje:
„Agnieszka Holland wytoczy proces ministrowi sprawiedliwości za to, co napisał o filmie "Zielona granica" na temat imigrantów na granicy polsko-białoruskiej - pod warunkiem, że polityk nie przeprosi do 7 dni. Zbigniew Ziobro zestawił produkcję z propagandą kinową III Rzeszy…”
Mój komentarz:
Dzisiejszą notkę zilustrowałem zdjęciem trzech młodych prawników, którzy stali się twarzami reformy sądowniczej PiS-u, po tym jak Stanisław Piotrowicz nie dostał się do Sejmu kandydując z pisowskiego matecznika na Podkarpaciu. Z czasem, za swoją nieliczącą się z Konstytucją RP oraz wielowiekową tradycją polskiego parlamentaryzmu, - tych trzech buńczucznych i znarowionych źrebaków dochrapało się funkcji wiceministrów w partii ministra sprawiedliwości.
Środowisko pisownie mówiło o nich z dumą: „min. Ziobro ”; „współcześni piękni dwudziestoletni ”; „trzech Gary Cooper’ów reformy sądownictwa”, itd., itp., itd.
Wszakże moje obserwacje drakońskich i rozbójniczych poczynań ministrów: Kalety, Kanthaka i Ozdoby utwierdziły mnie w przekonaniu, że najlepszą nazwą dla tego rewolucyjnego trio jest tytuł eseju młodego historyka Michała Augustyna pt. „Bolszewicy polskiej prawicy ” – vide: http://liberte.pl/bolszewicy-polskiej-prawicy/ , a nad wyraz celnym uzasadnieniem tej tezy jest fragment tegoż eseju zatytułowany: „Uwodzenie chama”, cytuję:
„Zanim jeszcze bolszewicy pokonali „białych”, maszyna terroru dotknęła tych, z którymi wydawałoby się, było, czy być powinno bolszewikom po drodze. Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich były wszak spontanicznie powołaną do życia reprezentacją wszystkich, którzy odrzucali nie tylko carską Rosję, ale i wizję Rosji wprawdzie demokratycznej, ale wciąż kapitalistycznej (czyli plan rządu, który był nie tylko tymczasowy z racji okoliczności, ale i kompletnego braku popularności w masach). Bolszewicy od samego początku z wielką zaciekłością rozprawiali się z polityczną konkurencją, która z racji wpływów w społeczeństwie i popularności swoich programów, mogła pozbawić bolszewików, tego, o czym Lenin i jego towarzysze myśleli od zawsze: totalnego monopolu władzy. (...)
Bolszewicy konsekwentnie zadekretowali monopol na wiedzę o tym, czego Naprawdę chce większość społeczeństwa; ta większość, która miała ocaleć z rzezi rewolucji. Bolszewicy od samego początku, do samego końca siedem dekad później, „wiedzieli lepiej”. (...)
Bałagan pojęć i trudność z odszukaniem desygnatów, musiały raz jeszcze oddać władzę w ręce nie tego, który byłby najinteligentniejszy, najbardziej wyrafinowany i obeznany z „pismami świętymi”, ale w ręce najbardziej sprawne, potrafiące przejąć władzę praktyczną, czyli tę trzymającą i cugle i bat (powtórzmy-władzę robiącą na wszystkich dookoła wrażenie). (...)
Krótko: niezadowolonych tak, czy siak, z tego, czy owego powodu było na tyle wielu i na tyle mocno zakorzenionych w społeczeństwie i jego tęsknotach, lękach, ale i nadziejach, że możliwe stało się powołanie do życia Rad Delegatów IV RP i odsunięcie od władzy elity, która okazała się z zaskoczeniem dla wszystkich, w tym i siebie samej, elitą bardzo tymczasową. Właściwie w młodej, może nawet raczkującej demokracji to normalna rzecz. Jakaś koncepcja wygrywa, jakaś przegrywa. Wszystko byłoby, bez względu na ocenę programów „rewolucjonistów”, zgodne ze standardami demokracji, gdyby nie fakt, że jedna z partii przejęła metody, język, strukturę, styl, zachowania w prostej linii od WKPb. (...)
Logika bolszewickiego zamachu na ideę IV RP, pozwalała Jarosławowi Kaczyńskiemu dowolnie manipulować miejscem, gdzie mają stać „zomowcy” i ich poplecznicy i tym, gdzie tkwi nietknięta przez różnorakie „odchylenia”, najbardziej wartościowa część społeczeństwa. (...)
Jarosław Kaczyński oczywiście wie, czego naród chce (ta część społeczeństwa, która zasługuje na to miano). A naród chce przede wszystkim jego i z nim się zgadza, nawet jeśli jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, bo znajduje się pod wpływem obcej propagandy. Jeżeli udało się osłabić wpływy „Gazety Wyborczej” i przejąć telewizję publiczną, używając do dawnego eselowskiego układu („cara”), to i tak pozostaje jeszcze wyzwanie w postaci grupy ITI. Wiadomo: walka klas musi się nasilać wraz z rozwojem rewolucji, a na miejsce jednej odciętej głowy kontrrewolucji, odrastają dwie. Dlatego szybko trzeba piętnować tych, którzy na chwilę zasilili szeregi bolszewickie, ale okazali się „wtyczką kontrrewolucjonistów”. (...)
Jarosław Kaczyński wie również, co jest zgodne z „rewolucyjną” moralnością, a co nie. Wystawianie na pokuszenie jest zgodne, jeżeli tylko ma pomóc w udowodnieniu tezy o układzie. Każda prowokacja, manipulacja, każdy sojusz, każda anatema. niczym nie różni w tym zakresie pisowskich „rewolucjonistów” od bolszewików. Wroga nie wystarczy bowiem naznaczyć piętnem kontrrewolucji. Wróg musi być również amoralny! (...)
Cham, czyli prymityw niezdolny do rozumienia czegokolwiek i dlatego zawsze łaknący prostych, często spiskowych wyjaśnień swojej nędzy, sfrustrowany sobą samym i tym, jak traktują go inni. (…) Cham nienawidzący wszystkich elit i spragniony przynależności do jakiejś wspólnoty, bez zaangażowania w to osobistego wysiłku, niejako z klasowego, czy rasowego automatycznego przydziału. Ten cham stanowi właśnie o sile bolszewików polskiej prawicy. Wszystko jedno, czy rzeczywistość wyjaśni mu Ojciec Dyrektor Rewolucjonista razem z Robesspierem Pospieszalskim, czy zrobi to sam Jarosław Kaczyński, cham jest gotowy na uwiedzenie. On chce bezpieczeństwa z daleka od odpowiedzialności i wolności, od debat, również tych toczonych przez „rewolucjonistów”. Wizja świata musi być prosta i zawsze zawierać element tłumaczący status chama: jego nieudaczność i biedę. Polski cham nie zna historii Polski. Nie zna, bo nigdy się jej nie nauczył, nawet jeżeli ktoś nauczyć go jej próbował (...) Cham, choć historii nie zna, czuje się jednak patriotą. Bolszewickim patriotą. I Jarosław Kaczyński to wie. Dlatego tego chama dopieszcza, kokietuje, schlebia mu, stawia wyżej od niedawnych towarzyszy broni i wykreowanych w opozycji do łżeelit, służalczych wobec wodza i rewolucji, elit „patriotycznych”. Tak samo chama kokietowali pierwsi sekretarze PZPR…”, koniec cytatu.
Ja jeszcze dodam od siebie, że historycznie rzecz biorąc, - bolszewicy mają na sumieniu po stokroć więcej ludzkich istnień, niźli naziści.
Ktoś zaprzeczy?
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
OSTRZEŻENIE! W trosce o intelektualny komfort Gości mojego blogu przyjąłem zasadę, że komentarze hejterskie, prostackie, namolne i niedorzeczne, a także niezwiązane z tematem będę kwitował frazą "no comment". Nie chcę broń Boże nikogo urazić, bądź znieważyć, ale mam już swoje lata i szkoda mi zdrowia na przekomarzanie się oszołomionymi komentatorami, którzy w wyrazie zemsty za moją krytykę PiS, - za każdym razem kierują pod moim adresem od ośmiu lat same obelgi, pomówienia i insynuacje.
Zastrzegam sobie także prawo do usuwania niedorzecznych komentarzy, bez podania przyczyn.
Post Scriptum
Zgodnie z ostrzeżeniem, wyrzuciłem z blogu na zbity pysk dwóch pisowskich debili, którzy napisali niedorzeczne komentarze.
I co?
Ano to, że podobni im pisowscy kretyni podwinęli pod siebie ogony z i zamilkli.
Mówicie Państwo, że tak się nie robi, bo to jest sprzeczne z regułami poważnej i racjonalnej dyskusji?
Owszem, nie powinno się tak robić, ale nauczyli mnie tego panowie Ziobro i Kaczyński, którzy konsekwentnie wyłączali kolejne hamulce moralnoetyczne w parciu do przejęcia władzy absolutnej i mono-partyjnego zarządzania Państwem, - i coraz częściej myślę, że chyba nawet za komuny nie było aż tak źle.
Żeby wszystko było jasne. Komunistów nie cierpiałem każdą cząstką duszy, bo mi wykończyli ojca. Ale muszę sprawiedliwie przyznać, że czerwoni przynajmniej stwarzali pozory, że liczą się z ludźmi. Natomiast arogancja, bezczelność, hucpa, grubiaństwo i buta politycznych gangsterów Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobro sprawiają, iż coraz częściej dochodzę do wniosku, iż ta partia w pomiataniu ludźmi posuwa się znacznie dalej, niż niegdyś Polska Zjednoczona Partia Robotnicza.
PiS wygrał wybory, bo miało być lepiej i inaczej niż za rządów Tuska. A co mamy od roku 2015, każde dziecko widzi.
Co tam Polska. Co tam Bóg, Honor i Ojczyzna. Co tam narodowa pamięć i dziedzictwo kultury. Co tam przyzwoitość. Co tam gospodarka. Co tam dług publiczny. Ważne jest tylko by wygrać kolejne wybory i utrzymać władzę.
Zdeptano polityczny obyczaj. W dążeniu do partyjnej hegemonii nie ma już poczucia wstydu. Nastało prawo dżungli. Kto silniejszy, ten lepszy. Cham chama chamem pogania. Wszystkie chwyty dozwolone. Byle tylko rządzić! Zagarnąć jak najwięcej stanowisk! Obsadzić przyczółki. Usunąć niewygodnych, choćby byli genialnymi fachowcami!
Historia zatoczyła błędne koło. Pod koniec lat sześćdziesiątych ceny poszły w górę. Dziesięć lat później naród się zbuntował. W roku 1980 zrodziła się Solidarność. „Upadła” komuna. Odzyskaliśmy wolność. Wywalczyliśmy sobie demokrację, za co wielu zapłaciło życiem.
A co było dalej?
Pewien leśny dziadek rezydujący przy ulicy Nowogrodzkiej zabełtał tak Polakom w głowach, iż ani się obejrzeli, gdy wrócili do modelu zarządzania Państwem prawie identycznego, jak przed czerwcem 89.
Wszystko znów jak za komuny. Tylko ludzie przefarbowani i wystrój zmieniony.
Inne tematy w dziale Polityka