Czy nie sądzicie Państwo, że wypowiadanie się w sprawach wojskowych byłego pacyfistycznego hippisa, - ma wydźwięk z lekka humorystyczny?
Strasznie nas przygnębiła ta straszliwa wojna, - więc na weekend napisałem notkę żartobliwą, w nieco lżejszej formie, niż zwykle.
A teraz do rzeczy.
Portal internetowy TVN24, vide: https://tvn24.pl/polska/propozycja-misji-pokojowej-onz-lub-nato-w-ukrainie-ryszard-terlecki-o-pomysle-5637572 informuje:
„Jest apel, aby na terenie Ukrainy zorganizować misję pokojową Organizacji Narodów Zjednoczonych lub NATO. Teraz odbędzie się na ten temat poważna dyskusja - oświadczył szef klubu PiS i wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki mówiąc o wtorkowej wizycie premiera Mateusza Morawieckiego i wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego w Kijowie. - To było bardzo ważne wydarzenie. Wydaje mi się, że świat był zaskoczony odwagą i determinacją uczestników tego wyjazdu. Zapadły tam ważne decyzje, ale także był niezwykle ważny apel o to, aby przejść od słów do czynów i nie tylko wspierać Ukrainę za pomocą transportów humanitarnych czy uzbrojenia – dodał marszałek Terlecki ”
Mój komentarz:
Tak się złożyło, że studiowałem w tym samym czasie, co marszałek Terlecki, - więc wiedzę i doświadczenie militarne zdobywaliśmy na szkoleniach wojskowych studentów.
Nie wiem, jakiego stopnia wojskowego dochrapał się marszałek profesor, ale zaryzykuję tezę, że nasze wyszkolenie wojskowe jest identyczne.
Uzasadnienie:
W roku 1962 ubiegłego wieku, w ramach studenckiego szkolenia wojskowego studentów w mojej Almae Matris krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej, - wcielono mnie do artylerii przeciwpancernej, gdzie ledwie mówiący po polsku politrucy uczyli nas miłości do Związku Radzieckiego, zaś pułkownik Winek szkolił nas w strzelaniu z armaty, przepraszam haubicy 76 mm. Do dziś śni mi się po nocach obliczanie poprawki na wiatr oraz wzór na widły boczne, od czego zależało trafienie w cel.
Pan pułkownik Winek uczył nas mozolnie kunsztu artyleryjskiego przez osiem semestrów, a ja co semestr, celem zdobycia zaliczenia, musiałem pisać odręczne oświadczenie: "Ja, niżej podpisany kanonier Krzysztof Pasierbiewicz zobowiązuję się, że w przyszłym semestrze będę uczęszczał na wszystkie zajęcia i nadrobię wszystkie zaległości ".
Aż nadszedł dzień egzaminu praktycznego, kiedy miałem oddać pierwszy, i jak się okazało ostatni w moim życiu strzał z armaty na poligonie wojskowym w Orzyszu.
Sądnego dnia, gdy na horyzoncie pojawiło się ciągnięte na linach tekturowe pudło w kształcie czołgu, pan pułkownik Winek z marsową miną wydał rozkaz:
„Żołnierze! Zza zalesionego wzgórza - koduję „ogórek” - naciera na nas pluton czołgów piątej kolumny Stanów Zjednoczonych! Ogłaszam gotowość bojową działonu pierwszego! Załoga! Odłamkowym! Przeciwpancernym! Cel! Pal!! ”
I wtedy nastąpiła prawdziwa masakra. Bo choć nam mówiono, że to działo głośno strzela nie mieliśmy pojęcia, że do tego stopnia, - i jak ta armata huknęła byłem święcie przekonany, że mi wybuchł w rękach odbezpieczony zapasowy pocisk, który jako amunicyjny drugi, zgodnie z regulaminem trzymałem oburącz w pozycji klęczącej. Bałem się otworzyć oczu, a jak się w końcu odważyłem, zobaczyłem coś, czego do grobowej deski nie zapomnę.
Podmuch wystrzału porozrzucał załogę mojego działonu w promieniu kilku metrów. Celowniczy leżał w trawie z rozkwaszonym łukiem brwiowym, z którego sikała krew jak z fontanny, gdyż z wrażenia zapomniał o odrzucie. Parę metrów dalej kiwał się w pozycji kucznej przypominający żydowskiego płaczka kompletnie oszołomiony zamkowy. Zaś amunicyjny pierwszy, któremu krew ciekła z ucha, bo zapomniał o otwartych ustach, biegał w pokracznych podskokach wokół działa wydając z siebie jakieś dziwne dźwięki. Natomiast spanikowany dowódca działonu wczołgał się ze strachu pod stojący opodal gąsienicowy wóz bojowy.
A niczym niezrażony pan pułkownik Winek z ukontentowaną miną obwieścił tubalnym barytonem:
„Zadanie wykonane! Nieprzyjacielski czołg trafiony i zniszczony! Gratuluję wam żołnierze! Od tej chwili jesteście podoficerami artylerii przeciwpancernej!...”
„A teraz wojsko śpiewa! ” – huknął pan pułkownik.
Zaś my, świeżo upieczeni artylerzyści, zaśpiewaliśmy gromko naszą ulubioną pieśń wojskową:
„A gdy nam wojnę, wypowie Ghana…”
Potem jeszcze się szło do Mozambiku, Honolulu i Gwadelupy, - lecz przez wzgląd na szarmancką formułę mojego blogu nie mogę zacytować słów tej narracyjnie nad wyraz soczystej bojowej pieśni.
Wnioski z przytoczonej opowieści pozostawiam w gestii czytelników.
Życzę wszystkim bez wyjątku słonecznego weekendu,
kanonier Krzysztof Pasierbiewicz (rezerwista artylerii oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Inne tematy w dziale Rozmaitości