UWAGA! Trudny przekaz, tylko dla kumatych!
Motto: Ogłupionych przez media publiczne orędowników władzy PiS wciąż jest łatwiej mamić, niż przekonać, że zostali przez tę władzę nabici w butelkę
A teraz do rzeczy.
Przed chwilą obejrzałem w TVN24 wstrząsający reportaż o chowie klatkowym brojlerów, w którym pokazano fragmenty wywiadu z ministrem rolnictwa w rządzie Mateusza Morawieckiego Henrykiem Kowalczykiem.
W kontekście uwłaczających elementarnym zasadom humanitaryzmu horrendalnych warunków, w jakich są w Polsce hodowane brojlery, które przez całe życie nie widzą światła dziennego, prowadzący wywiad redaktor zapytał pana ministra Kowalczyka, czy nie żal mu tych nieszczęsnych ptaków, które nigdy słońca nie widziały?
Na, na co pan minister z rozbrajającą szczerością odpowiedział, cytuję:
„Jak nie widzą słońca przez całe życie, to nie wiedzą, co straciły ”.
Jeśli teraz zacytowane wyżej słowa ministra Kowalczyka skonfrontujemy z wypowiedzią jego szefa Mateusza Morawieckiego, który w czasie rządów Platformy Obywatelskiej, będąc prezesem banku BZ WBK zasłynął z tego, że jako doradca finansowy Donalda Tuska, zajadając przy jednym stole ośmiorniczki w gangsterskiej restauracji „Sowa i Przyjaciele” w towarzystwie prezesa PKO BP Zbigniewa Jagiełło (przyjaciela Morawieckiego), prezesa PGE Krzysztofa Kiliana (wieloletniego przyjaciela Tuska), - przekonywał swoich kolesiów, że, cytuję za Mateuszem Morawieckim:
„Umiejętnie chwaleni i dopieszczani przez władzę Polacy będą, „za miskę ryżu zapie*dalać ”,
to mamy, że się tak wyrażę podaną na tacy istotę filozofii pisowskiego rządu.
Ktoś zaprzeczy?
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Post Scriptum
Moja dzisiejsza notka rozjuszyła strusiowato nielotnych miłośników rządu Morawieckiego do tego stopnia, że pojawiły się na Salonie24 trzy odrębne notki na jej temat, zaś w tępych czerepach ich autorów zrodziło się niedorzeczne podejrzenie, że mam sztamę/układ/deal finansowy z Administratorami Salonu24, którzy moją dzisiejszą notkę na Stronie Głównej umieścili.Tak byli wściekli, że im piana z ust leciała/
Oto te notki:
„Apel do Administracji ” (@Fraza) , – vide: https://www.salon24.pl/u/parafraza2/1203243,apel-do-administracji
„Następny, proszę ” (@Bajajaj)- vide: https://www.salon24.pl/u/fso/1203242,nastepny-prosze
oraz „Filozofia blogu niezawisłego ” (@rk1), - vide: https://www.salon24.pl/u/fso/1203242,nastepny-prosze
Przeczytajcie Państwo koniecznie te notki i dodane do nich komentarze, a przekonacie się, jakie kretynizmy, herezje i niedorzeczności mogą się rodzić w głowach rozjuszonych moją notkę pisowskich orędowników rządu Morawieckiego, a także do jakich oszczerstw, pomówień i insynuacji są w stanie ci obłąkani nienawistnicy się posunąć.
I tak, jeszcze raz się potwierdziła moja teza, że prowokacja blogerska jest bardzo skuteczną metodą socjologiczno politologicznej natury.
Już wyjaśniam, dlaczego.
Otóż, stali czytelnicy mojego blogu wiedzą, że odkąd Jarosław Kaczyński zrobił twarzami Prawa i Sprawiedliwości Stanisława Piotrowicza i Krystynę Pawłowicz, - bardzo często i ostro krytykuję partię rządzącą. Wiedzą także, iż do każdej takiej notki, liczna grupa zawsze tych samych Internautów dodaje multum nienawistnych, a nie rzadko hejterskich komentarzy.
W zasadzie powinienem takie komentarze, a w tym przypadku notki ignorować i kwitować milczeniem celem zniechęcenia ich Autorów do tego niecnego procederu. A jednak tego nie robię. Dlaczego? Ano z tej przyczyny, że jak Państwo wiecie Autorami tych komentarzy są „ortodoksyjni pisowcy”, a ja wcale nie chcę, żeby oni przestali mi dokuczać, - a wręcz przeciwnie, jako blogerowi oddanemu prawdzie i sprawom ważnym dla państwa, którego jestem obywatelem zależy mi na tym, żeby ludzie mogli przeczytać, co naprawdę siedzi w głowach owych zwolenników partii Jarosława Kaczyńskiego, która to partia moim zdaniem zaczyna być coraz bardziej destrukcyjna i szkodliwa dla naszego państwa. Dlatego też celowo ich czasem „prowokuję” celem wyprowadzenia ich z równowagi.
Ktoś może mnie tedy posądzić o skłonności do pieniactwa, bądź złośliwości i zapytać, wprost, - dlaczego tak robię? Odpowiadam:
Postępuję tak, bowiem uważam, że bloger działający pro publico bono jest w sytuacji bardziej komfortowej niż polityk, gdyż może „głośno myśleć”. A mówiąc dokładniej, w przeciwieństwie do polityka, - celem obnażenia cech charakterologicznych oraz rzeczywistych nastrojów społecznych określonych grup społecznych, rutynowany bloger może sobie pozwolić na eksperyment intencjonalnego „prowokowania” komentatorów i blogerów, gdyż tacy „sprowokowani” klienci odkrywają w emocjach swoje prawdziwe oblicza, demaskując swoją głupotę, obłudę, zacietrzewienie polityczne i tak dalej.
Ktoś teraz może zapytać, a na co to Panu? Odpowiadam.
Bo to, co jest publikowane i komentowane w blogosferze jest przedmiotem wnikliwej analizy wszystkich formacji politycznych. Oczywiście analizy odpowiednio selektywnej. Dlatego właśnie każda poważna partia polityczna posiada specjalną komórkę zajmującą się śledzeniem mediów społecznościowych, między innymi studiowaniem nie tylko blogerskich notek, lecz także dodawanych do tych notek komentarzy, gdyż komentarze te są kopalnią informacji socjologiczno politologicznej natury świadczących o rzeczywistych opiniach, nastrojach i sympatiach określonych grup społecznych.
W tym kontekście powiem, iż według mnie dobry bloger to taki, który od czasu do czasu z premedytacją potrafi sprowokować blogerów bądź komentatorów do spontanicznych i emocjonalnych wypowiedzi, gdyż tylko takie wypowiedzi pokazują, kim są i co naprawdę myślą ich Autorzy. To jest właśnie ten komfort blogera, na który nie mogą sobie pozwolić politycy. Powiem więcej. Bloger może wywoływać niezręczne i niepopularne tematy, których poruszać politykowi nie wolno, bądź nie wypada. Pójdę jeszcze dalej i powiem, że w przeciwieństwie do polityka, taki prowokujący bloger może jak się to mówi „wziąć na klatę” huraganowe i często pełne obrzydliwych inwektyw i pomówień niewybredne ataki celowo sprowokowanych przez niego blogerów lub komentatorów, łącznie z posądzaniem go o pisanie notek w celach zarobkowych, bądź służalczych wobec partii, z którymi w ich mniemaniu rzekomo sympatyzuje. Nie jest to miłe, ale praca obiektywnego i niezależnego politycznie blogera wymaga od niego, by celem obnażenia prawdy obiektywnej musiał się czasem poświęcić i narazić.
Według mnie, na tym między innymi polega interakcja pomiędzy blogosferą a światem polityki śledzącym działalność blogosfery, do czego nota bene żaden z polityków się publicznie nie przyzna, choć znam multum przykładów cytowania przez polityków całych akapitów pochodzących z blogerskich notek, - bez powołania się na ich autora.
Ale wróćmy do tematu. Jak się wielokrotnie przekonałem, umiejętnie sprowokowany przez blogera i ogarnięty emocjami bloger bądź komentator, w złości, a czasem wręcz furii odkrywa swoje prawdziwe myśli, cechy charakterologiczne, status społeczny, ciężar gatunkowy kultury osobistej, poziom intelektualny, rangę estetycznej wrażliwości, preferencje, bądź negacje polityczne, dobre i złe uczucia, trawiące go kompleksy, drzemiące w nim marzenia i oczekiwania, a nierzadko demaskuje swą obłudę i udawane wartości, których de facto nie posiada. Słowem ujawnia te cechy, które zwykle skrywa.
W tym między innymi widzę sens działalności blogerskiej. I muszę się nieskromnie pochwalić, że mam pewne sukcesy na tym polu, bo wiem, że politycy czytają mój blog, gdyż jakiś czas temu jeden z prominentnych polskich posłów Parlamentu Europejskiego, którego przypadkowo spotkałem na frankfurckim lotnisku, - pogratulował mi działalności blogerskiej dodając, iż nawet sobie sprawy nie zdaję jak często i przez jakich polityków są czytane i komentowane moje blogerskie notki i dodawane do nich komentarze.
Ale, żeby było sprawiedliwie pragnę na koniec oznajmić, że jak w czasie rządów Donalda Tuska krytykowałem konsekwentnie Platformę Obywatelską prowokując w ten sam sposób "ortodoksyjnych platformersów", ilość oszołomów wielbiących partię Donalda Tuska była identyczna.
Jak Państwo mogliście przeczytać, moja dzisiejsza notka spowodowała niezwyczajnie obfity wysyp kierowanych pod moim adresem pełnych obrzydliwych inwektyw i insynuacji hejterskich komentarzy autorstwa, - nie zawaham się użyć tego określenia: pisolubnych „kutasów złamanych”.
Dlaczego kutasów, a jeszcze do tego złamanych?
W ramach wyjaśnienia coś Państwu opowiem.
Otóż w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku uczył mnie na studiach mineralogii prawdziwy naukowiec i szlachetny człowiek śp. prof. Andrzej Bolewski nazywany przez studentów „Bolem”. Był to wielki polski patriota, który brał udział w kampanii wrześniowej 1939, jako podporucznik Wojska Polskiego. Został aresztowany 6 listopada 1939 w ramach akcji – „Sonderaktion Krakau”. Przebywał w więzieniu we Wrocławiu, następnie został zesłany najpierw do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, a potem do Dachau. Zwolniony na skutek interwencji hiszpańskich i włoskich naukowców, powrócił do Krakowa, gdzie wraz z prof. Walerym Goetlem prowadził działalność konspiracyjną oraz tajne nauczanie, wykorzystując do tego Techniczną Szkołę Górniczo-Hutniczo-Mierniczą. Przygotowywał skrypty i podręczniki akademickie.
Był także uczestnikiem i doradcą polskiej delegacji na konferencji w Poczdamie w 1945, gdzie brał udział w negocjacjach Wielkiej Trójki (Truman, Churchill, Stalin), w komisji badającej sprawę wytyczenia przyszłych zachodnich granic Polski. Więcej czytaj:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_Bolewski
Ten przedwojenny uczony o kryształowym rodowodzie i pięknym umyśle przeszedł do historii uczelni po tym, jak pewnego razu nazwał naszego wydziałowego sekretarza PZPR „kutasem złamanym”, za co tenże sekretarz, który miał na imię Bazyli pozwał pana profesora Bolewskiego przed oblicze sądu koleżeńskiego.
Uczelniany sąd składał się w znakomitej większości z ówczesnych „docentów marcowych”, którzy nota bene potemj, już z tytułem profesora wciąż dzierżyli w swoich łapskach gros stanowisk decyzyjnych na polskich uczelniach.
Rozprawa odbywała się w auli mojej Almae Matris Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, pod którą oczekiwał na werdykt cały Wydział w sile ponad setki pracowników dydaktyczno naukowych. Podnieceni uczeni robili zakłady, co do sentencji wyroku.
Obrady trwały wyjątkowo długo, co wskazywało na zażartą dyskusję nad niepoprawnym politycznie występkiem profesora Bolewskiego.
Po dwu godzinach uchyliły się wreszcie ciężkie drzwi od auli, zza których wychylił głowę „Bolo” i ogłosił zebranym:
„No, już im udowodniłem, że Bazyli to kutas, a zaraz dowiodę, że złamany ”..., koniec opowieści.
Od tamtego czasu pan profesor Andrzej Bolewski stał się dla mnie moralno etycznym wzorcem do naśladowania, czemu Państwo zawdzięczacie moją dzisiejszą notkę.
Post Post Scriptum
Ponieważ zależy mi na poważnej dyskusji komentatorów, merytorycznie będę odpowiadał wyłącznie na sensowne komentarze. Zaś komentarze hejterskie, prostackie, insynuacyjne, namolne, niedorzeczne, a także mające na celu rozmycie dyskusji, lub skierowanie jej na tematy oboczne i niezwiązane z tematem notki, - będę kwitował formułką: "Następny, proszę! ".
Proszę tego broń Boże nie traktować jako wyraz lekceważenia komentatorów, lecz jako moją dbałość o odpowiednio wysoki poziom wyłącznie merytorycznej dyskusji.
Inne tematy w dziale Polityka