Pytacie Państwo, dlaczego znów się za Polskę wstydzę?
Zaraz to wyjaśnię, ale najpierw Państwu przypomnę fragment z mojej powieści autobiograficznej pt. „Magia namiętności”, którą nota bene opublikowałem w odcinkach na Salonie24, - cytuję:
„Był Październik roku 1967. Polski transatlantyk MS Batory przybił do nabrzeża portu w Montrealu.
Krzysztof już z trapu zoczył szokującą scenę. Kanadyjscy celnicy odbierali siłą schodzącym ze statku Polakom przedmioty niespełniające lokalnych wymogów sanitarnych. Gdy się uważniej przyjrzał niezmiernie się zdumiał, z kim podróżował na kultowym statku. Byli to bowiem podróżujący na najniższym pokładzie ziomkowie jadący do Ameryki na stałe. Słowem – emigranci, a dokładniej rozwrzeszczane hordy rodaków z Pokarpacia i tak zwanej Ściany Wschodniej.
Jezu! A cóż to za buractwo! – jęknął. Nie miałem bladego pojęcia, że takie okazy mieszkają w moim kraju – pomyślał przerażony tym, co zobaczył.
Z niedowierzaniem patrzył, jak prostacki ludek walczy z celnikami o swoje. Nasi rodacy wieźli ze sobą za wodę pożółkłe pierzyny, dziurawe poduszki, szafliki, miednice, żeliwne nocniki, sznury suszonych grzybów i opasłe pęta zzieleniałej kiełbasy domowej roboty. Urosła tego całkiem spora sterta, a Krzysztof po raz pierwszy na amerykańskiej ziemi zawstydził się, że pochodzi znad Wisły.
Ta odrażająca scena zbulwersowała go do szpiku kości. Bezradna gawiedź, nie znająca żadnego obcego języka biegała bez ładu i składu z zawieszonymi na szyi na sznurku tekturkami z nazwiskiem i celem podróży. No, no, nieźle się zaczyna, - pomyślał.
Wtedy podstawiono autokary, które miały to bractwo przewieźć na dworzec kolejowy, skąd się mieli rozjechać, do różnych miast Kanady i Stanów Zjednoczonych. I tu się zaczęła prawdziwa masakra. Bowiem brać polska ruszyła kupą na podjeżdżające autobusy. Pośród wrzasków, jęków, przekleństw i złorzeczeń, taszcząc bagaże, jeden przez drugiego, tratując się wzajemnie parli do przodu jak stado baranów tarasując przejście. Ktoś wrzeszczał: – Dzieci! Dzieci! Ludzie! Stratujecie dzieci!
Kurwa! Co tu się dzieje? – pomyślał. Przecież to bezrozumne stado na śmierć się zadepcze! Odwrócił się nie chcąc dalej oglądać tej żałosnej sceny. Upychanie rodaków trwało prawie dwie godziny. A gdy wrzawa ucichła, bez problemu wsiadł do autokaru.
Ruszyli w kierunku kolejowego dworca. Z rozdziawionymi ustami przyglądał się rozłożystym limuzynom sunącym po wielopasmowych drogach. Patrząc na płynące po gładkich jak stół autostradach eleganckie fordy, szykowne chevrolety, dystyngowane cadillaki i sportowe mustangi z zawstydzeniem myślał o polskich dziurawych drożynach, gdzie straszyły toporne warszawy, pokraczne syreny i śmieszne trabanty.
Gdy wsiadał do ekspresu Montreal – Chicago, rozegrała się równie żenująca scena. Polacy zajęli wagony pierwszej klasy, a kiedy ich poproszono o wyjście towarzystwo zawyło, że chyba po ich trupie. W efekcie pociąg odjechał z dużym opóźnieniem, a zawstydzony Krzysztof zrozumiał, dlaczego tak trudno o wizę do Stanów…”, koniec cytatu.
Od tamtego czasu minęły 54 lata.
I co?
W międzyczasie przeżyliśmy komunę, która jak pokazało życie nie do końca upadła.
Dlaczego?
Bo po wygranych wyborach 2015 Jarosław Kaczyński zrezygnował z inteligencji i przy pomocy Jacka Kurskiego i jego tandetnej oraz dotkliwie kaleczącej intelekt telewizji publicznej postanowił postawić na tłuszczę.
Zaś, gdy obecnie patrzę na to wszystko, co od jesieni 2015 wyprawia Prawo i Sprawiedliwość przy pełnej akceptacji prezydenta Dudy, gdy widzę jak Jarosław Kaczyński wyłącza kolejne hamulce w parciu do przejęcia władzy absolutnej i mono-partyjnego zarządzania państwem niszcząc ku uciesze przekupionej za małe pieniądze gawiedzi kolejne struktury demokratyczne i kluczowe dla państwa urzędy, - to coraz częściej przypomina mi się ta hołota, która 54 lata temu wylała się z transatlantyku BATORY na nabrzeże montrealskiego portu.
Mówicie Państwo, że przesadzam?
Zastanówcie się tedy Państwo, jak to było?
Partia Jarosława Kaczyńskiego wygrała wybory 2015, bo miało być inaczej. A co mamy, każde dziecko widzi. Co tam Polska. Co tam Bóg, Honor i Ojczyzna. Co tam narodowa pamięć i dziedzictwo kultury. Co tam przyzwoitość. Ważne jest tylko by wygrać kolejne wybory i utrzymać władzę.
Zdeptano polityczny obyczaj. W dążeniu do partyjnej hegemonii nie ma już poczucia wstydu. Ludzi oswojono z draństwem i nieuczciwością, które już prawie nikogo nie dziwią. Polacy przestali reagować na rozbój władzy. Nastało prawo dżungli. Kto silniejszy, ten lepszy. Cham chama chamem pogania. Wszystkie chwyty dozwolone. Byle tylko rządzić! Zagarnąć jak najwięcej stanowisk! Obsadzić przyczółki. Usunąć niewygodnych i kraść ile wlezie.
Nasuwa się tedy pytanie, jak to było możliwe? Dlaczego Polacy na to pozwolili?
Odpowiadam:
Bo Jarosław Kaczyński zignorował resztki inteligencji o korzeniach przedwojennych, i z pełną premedytacją zbudował fundamenty Rzeczpospolitej Nowogrodzkiej na głosach potomków tłuszczy, która mnie 54 lata temu w Montrealu tak straszliwie zawstydziła.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Post Scriptum
Ponieważ brak słów, żeby opisać wysyp dodanych do notki nienawistnie chamskich komentarzy, nierzadko sprowadzających się do bezpodstawnych insynuacji i pomówień, autorstwa pisowskich nienawistników mszczących się na jej autorze za krytykę partii Jarosława Kaczyńskiego, tym razem odpuszczę własny komentarz i zadedykuję tej żądnej linczu na Pasierbiewiczu tępej dziczy esej młodego historyka Michała Augustyna pt. „Bolszewicy polskiej prawicy ” – vide: http://liberte.pl/bolszewicy-polskiej-prawicy/ , a dokładniej jego fragment zatytułowany: „Uwodzenie chama ”, cytuję:
"Cham, czyli prymityw niezdolny do rozumienia czegokolwiek i dlatego zawsze łaknący prostych, często spiskowych wyjaśnień swojej nędzy, sfrustrowany sobą samym i tym, jak traktują go inni. (…) Cham nienawidzący wszystkich elit i spragniony przynależności do jakiejś wspólnoty, bez zaangażowania w to osobistego wysiłku, niejako z klasowego, czy rasowego automatycznego przydziału.
Ten cham stanowi właśnie o sile bolszewików polskiej prawicy. Wszystko jedno, czy rzeczywistość wyjaśni mu Ojciec Dyrektor Rewolucjonista razem z Robesspierem Pospieszalskim, czy zrobi to sam Jarosław Kaczyński, cham jest gotowy na uwiedzenie.
On chce bezpieczeństwa z daleka od odpowiedzialności i wolności, od debat, również tych toczonych przez „rewolucjonistów”.
Wizja świata musi być prosta i zawsze zawierać element tłumaczący status chama: jego nieudaczność, biedę i patogenne kompleksy.
Polski cham nie zna historii Polski. Nie zna, bo nigdy się jej nie nauczył, nawet jeżeli ktoś nauczyć go jej próbował (...)
Cham, choć historii nie zna, czuje się jednak patriotą. Bolszewickim patriotą.
I Jarosław Kaczyński to wie. Dlatego tego chama dopieszcza, kokietuje, schlebia mu, stawia wyżej od niedawnych towarzyszy broni i wykreowanych w opozycji do łżeelit, służalczych wobec wodza i rewolucji, elit „patriotycznych”. Tak samo chama kokietowali pierwsi sekretarze PZPR…”, koniec cytatu.
I jeszcze jedna istotna uwaga.
Jak Państwo przeczytacie komentarze do poszczególnych odcinków mojej powieści autobiograficznej pt. „Magia namiętności ”, którą publikowałem na S24 jeszcze za rządów Donalda Tuska, którego wtedy krytykowałem, - to przekonacie się, że dokładnie ci sami komentatorzy, którzy mnie wtedy "nosili na rękach" za krytykę Tuska nazywając pieszczotliwie mój blog „Kawiarenką u pana Krzysztofa ”, - teraz, kiedy krytykuję Kaczyńskiego, wylewają mi na głowę hektolitry pomyj i fekaliów uciekając się często do inwektyw oraz paskudnych insynuacji.
Tacy właśnie są pisowcy. Bez honoru i jakichkolwiek zasad moralno etycznych, nienawistni i mściwi, gotowi utopić w łyżce wody każdego, kto myśli bodaj odrobinę inaczej, niż oni by chcieli.
Szczucie Polaków na Polaków, upokarzanie opozycji, wrodzona skłonność do pomówień i insynuacji, a jak się ostatnio wydało podsłuchiwanie i podglądanie oponentów politycznych, - to immanentna cecha partii Jarosława Kaczyńskiego.
I dlatego od dłuższego czasu piszę, że PiS trzeba niezwłocznie odsunąć od władzy, bo w przeciwnym razi spadnie na nas nieszczęście, jakiego Rzeczpospolita od dawna nie widziała.
Inne tematy w dziale Polityka