Od wczesnych lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, każdego lata, na przełomie lipca i sierpnia przyjeżdża do Jastarni legendarna „Grupa”, co barwniejszych postaci Warszawy, Krakowa, Poznania i Łodzi, swoista „arystokracja” ludzi lubiących i umiejących się bawić.
W pierwszych latach po wojnie, antenaci „Grupy” spędzali lato w Sopocie, który im się zamarzył polskim Miami Beach. Niestety, owe jakże zuchwałe marzenia zmyła na wiele lat niwecząca wszystko, co piękne fala polskiego „tsunami” tamtych lat, - pełzającej pandemii „Wczasów Pracowniczych”. W tej sytuacji „Grupa” ruszyła na emigrację, a obiektem swojego „zesłania” wybrała dziewiczą Jastarnię skromną rybacką wioskę, do której ojcowie grupy zjechali na motocyklach polną piaszczystą drogą nie wiedząc wtedy jeszcze, że urok tego miejsca, gdzie z nieba leje się szczęście o złotej barwie bursztynu zatrzyma ich na tej ziemi na wiele pełnych pokoleń. Prócz fascynacji dzikim żywiołem Bałtyku i pięknem krajobrazu Półwyspu Helskiego, lubiących wypić „odkrywców” zatrzymał tutaj również, a może przede wszystkim ozdrowieńczy klimat mierzei z wszechobecnym w tutejszym powietrzu przywracającym młodość, wigor i energię jodowym aerozolem, który uleczał kaca nim jeszcze spróbował się zrodzić. I w taki oto sposób w tamtych ponurych czasach, gdzie szczytem marzeń większości Polaków był romans z kaowcem domu wczasowego, prekursorzy „Grupy”, swoiści „Kolumbowie” heroicznych zmagań o godność letniego wytchnienia tworzyli podwaliny zupełnie nowej szkoły wytwornej rozrywki elit ekskluzywnego kurortu.
Pierwszym najazdom „Grupy” kaszubscy włodarze Półwyspu nie byli do końca przychylni, gdyż nie mogli zrozumieć, że harce tych „odmieńców”, „błaznów” i „cudaków” to nic innego, jak protest przed wobec brania Polaków pod but przez kochających szpetotę intelektualnie antyestetycznych pezetpeerowskich kacyków. Dopiero gdy nieufni Kaszubi z "Grupą" ocean „Czystej Wyborowej” przekonali się, że ci „odmieńcy” to jednak normalni, ciepli i serdeczni ludzie, na których w dodatku można wcale niezgorzej zarobić. Wtedy to dumni i nie dla wszystkich otwarci Kaszubi przyjęli „Grupę” na Hel wpisując ją nieodłącznie w pejzaż wakacyjnej Jastarni - vide: https://www.youtube.com/watch?v=OWoy5NF1QIo .
Świątynią ekskluzywnej rozrywki „Grupy” był stary Dom Zdrojowy w Jastarni - vide: https://m.salon24.pl/bb0a0edd59f687b26b33fa3ce8d0b5ee,860,0,0,0.jpg , gdzie duch przedwojennego wykwintu przetrwał nawet w mrokach późniejszej „komuny”, zaś w latach pięćdziesiątych zaczęła balować tam „Grupa”. A cóż to były za bale! To były wykwintne rauty okraszane perłami sztuki oratorskiej najznamienitszych polskich aktorów, na których przy ciepłej wódeczce, tatarze i śledziu w śmietanie bawił się kwiat rozrywkowych elit „PRL-u”, swoisty konglomerat gwiazd teatru i filmu, świata nauki, nestorów wszelkich sztuk oraz przeróżnego autoramentu niebieskich ptaków i „prywaciarzy”, - bombastycznych krezusów ówczesnego świata polskiej finansjery. Wszystko to żyło w jakiejś zadziwiającej symbiozie ludzi z nazwiskami, ludzi z fantazją i ludzi z pieniędzmi, których na przekór szpetocie komuny łączyło luzackie poczucie humoru, polot, fantazja, upodobanie wolności i jakże znamienny dla tamtej epoki stan sielskiej i całkowicie bezkarnej beztroski, jako że pieniędzy się wtedy na ogół nie miało, więc nikt się nie martwił o kasę rzucając się na oślep w wir eksplodującej szaleństwem zabawy ludzi szczęśliwych chwilą, pachnących słońcem i morską bryzą, niemających nic do stracenia „szczęśliwców” nie bojących się jutra.
pragnienie dzikiej porannej miłości.
W środku polskiego lata, gdy „Grupa” tłumnie zjeżdżała nad Bałtyk „cały Półwysep był nasz”, a tej swoistej aneksji naszej rodzimej riwiery północy od zawsze towarzyszył kanon samorodnego trójpodziału władzy, bowiem w Chałupach królowali wybitni artyści, w Jastarni grasowali rasowi birbanci, w Juracie zaś panoszył się biznes i jego popłuczyny. Nieco później, w Juracie jak się tam teraz mawia „w dobie Niemczyckiego”, na elitarnej plaży przy hotelu “Bryza”, gdzie jak muzułmanie do Mekki pielgrzymują najwięksi baronowie polskiego biznesu zagnieździł się wykopywany co roku w tym kultowym miejscu obrosły już nieco przywiędłym mchem sławy opiniotwórczy „grajdoł intelektualistów”, legenda polskich snobów, wylęgarnia wakacyjnej plotki, gdzie zwykło leżakować starannie dobrane grono największych gwiazdorów warszawskiego salonu wpływu, które jak to zwykle z salonami bywa nie zostawiwszy suchej nitki na rezydujących opodal nadzianych winowajcach wszelkiego zła w głębi duszy jednak modliło się skrycie, by owi straszni i wredni „złoczyńcy” nie zapomnieli ich jednak zaprosić na swojego „grila” rozpalanego w jednym z tych miejsc, gdzie „trzeba bywać”. Jednak od czasu do czasu, barwna paleta „komediantów” z Chałup znudzona już swym wiecznie rozgadanym towarzystwem wspólnego zachwytu nad samymi sobą, razem z tuzami biznesu z Juraty utrudzonymi mozolnym kleceniem swoich doraźnych strategii i dętych aliansów, chcąc zabić swoje lęki, frustracje i stresy ruszała do Jastarni, by w owej czarownej krainie beztroski móc się oddać bez reszty spontanicznemu szaleństwu nieustającej tam nigdy balangi „złotej młodzieży helskiej”, której ton nadawali najwięksi wodzireje tamtych lat.
Każdego lata za „Grupą” zjeżdżały do Jastarni, Chałup i Juraty najpiękniejsze kobiety tamtych lat - vide: https://m.salon24.pl/2b632eadcf74a1b9174a67857abf7e57,860,0,0,0.jpg , żony, kochanki, flamy i metresy ówczesnych rządowych prominentów, pezetpeerowskich kacyków, magnatów prywatnej inicjatywy oraz całej plejady drobnych karierowiczów. Kobiety, które znużone jak dla nich zbyt nudną karierą swych „panów” desperacko szukały miejsc i ludzi ciekawych potrafiących im dać, choć na moment, narkotyczne odczycie pełni życia, a co ważniejsze, umiejących sprawdzić, docenić i potwierdzić wykwint i smak ich niezwykłej urody. Kobiety, którym „Grupa” wspaniałomyślnie pozwalała brylować na swoich bankietach dając im poczucie mocy swojego piękna, czego późniejsze wspomnienie miało im dodać siły, by po powrocie do swych rezydencji przetrwać u boku swoich „dobroczyńców” kolejny, - nudny rok.
Legenda „Grupy” i jej „helskich rycerzy” ściągała do Jastarni każdego roku nowe nieprzebrane gromady pragnących za wszelką cenę wejść do towarzystwa i lubiących się zabawić prześlicznych dziewczyn i dziewcząt, doświadczonych modelek, zmanierowanych córek bogatych ojców, stających u progu kariery szalonych artystek, lecz również, a może przede wszystkim kilometrowe procesje wchodzących nieśmiało w życie latorośli. - panien z dobrego domu, rozczulająco naiwnych „myszeczek”, pachnących bałtyckim słońcem „nowalijek” wyczesywanych z jastarnianego „stritu” sławetną tyralierą przez znanych na Półwyspie rwaczy samotników, owych niestrudzonych myśliwych, którzy po znojnym łowieckim dniu, wieczorem, na słynnych helskich bankietach, przy zarezerwowanych dla „Grupy” stolikach, - jak poławiacze pereł na swoich straganach prezentowali dumnie swój świeży towar, a kapituła „Grupy” surowo oceniała urodę podlewanych suto ciepławą wódeczką coraz bardziej ochoczych „aspirantek”, by im później, ewentualnie, - uchylić rąbka tajemnicy jak pięknie można przeżyć swe pierwsze wolne wakacje bez rodziców.
I tak, mimo upływu lat i już nie tej, co kiedyś kondycji, wierni synowie „Grupy”, każdego lata, jak ptaki do swych gniazd wracają, - i póki im sił starczy będą do ostatnich swych dni wracali do ich ukochanej Jastarni, gdzie zostawili swą szczęśliwą młodość, - tak, jak niezmiennie od lat na tamtejszy kościelny mur, każdego dnia powraca cień ukrzyżowanego Chrystusa - vide: https://m.salon24.pl/5477b8a596ed8cc9d61fb42f1e55073a,860,0,0,0.jpg .
Zaś epopeja helskiej balangi stała się niebagatelną wartością kulturową dając asumpt do powstania "Szkoły Helskiej" kulturalnego spędzania wakacji w nadbałtyckich kurortach - vide galeria fotografii.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Komentarze
Pokaż komentarze (48)