echo24 echo24
1228
BLOG

Lance do boju, szable w dłoń, Bolszewika goń, goń, goń!

echo24 echo24 Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 70

Motto:
Trwoga, ludzie, wielka trwoga
Trzeba nam wyznaczyć wroga
Bo inaczej, Panie, Pany
Same się powyrzynamy

Oprawa muzyczna:  https://www.youtube.com/watch?v=Iu-3XNTxfeA&ab_channel=ZbigniewWodecki-Topic 

A teraz do rzeczy.

Portal internetowy Onet Wiadomości – vide: https://wiadomosci.onet.pl/kraj/porazka-polskiej-armii-w-symulowanej-wojnie-cwiczenia-wykazaly-kleske-w-piec-dni/pmh647s informuje:

Porażka polskiej armii w symulowanej wojnie z Rosją. Ćwiczenia wykazały klęskę w pięć dni. Wojskowe ćwiczenia "Zima-20" skończyły się blamażem i całkowitą klęską. Symulacja wskazała, że po pięciu dniach wojna była przegrana, a polska armia przestała istnieć - informuje Interia. W symulacjach uwzględniono zamówione przez Polskę - choć jeszcze niedostarczone - nowe systemy uzbrojenia. Zacięta obrona wschodu Polski spowodowała rozbicie znajdujących się tam jednostek i potężne straty. Według informatorów Interii już piątego dnia wirtualnego konfliktu przeciwnik dotarł do linii Wisły. "SE" dodaje, że czwartego dnia Warszawa znalazła się w okrążeniu. Kancelaria Prezydenta i Ministerstwo Obrony Narodowej nie chciały komentować tych doniesień, powołując się na niejawność ćwiczeń. Jak przekazała Interia, w ćwiczenia sztabowych wzięło udział kilka tysięcy oficerów. W symulacjach uwzględniono zamówione przez Polskę - choć jeszcze niedostarczone - nowe systemy uzbrojenia: zestawy przeciwlotnicze Patriot, artylerię rakietową HIMARS i wielozadaniowe samoloty F-35. Sprawdzano także rozwiązania, które wprowadziła reforma systemu kierowania i dowodzenia siłami zbrojnymi, obowiązująca od końca 2018 r.”

Mój Komentarz:

Z tego, co mówili dzisiaj w telewizji wynika, że afera się zrobiła, bo wszyscy są zaskoczeni tak szybką i sromotną klęską polskiej armii w symulowanej komputerowo wojnie w obronie naszej wschodniej flanki.

Mnie to natomiast nie dziwi to ani trochę, a teraz wyjaśnię, dlaczego?

Bo, jak przeczytałem wiadomość o wspomnianej wyżej symulacji zakończonej spektakularną klęską, - przypomniały mi się chwackie poczynania byłego ministra obrony Antoniego Macierewicza, a konkretnie narodziny jego koronnego dzieła, jakim był zaciąg młodych Polek i Polaków do Wojsk Obrony Terytorialnej, które jak się chwalono uzyskiwały gotowość bojową w ciągu zaledwie 8 weekendów, zaś w razie wybuchu wojny miały zniszczyć lub zatrzymać siły militarne potencjalnego wroga, - co mi do dnia dzisiejszego nie pozwala spać po nocach.

Dlaczego?

Otóż zacznę od tego, iż jestem rezerwistą artylerii, jako absolwent Studenckiego Szkolenia Wojskowego, które w pierwszej połowie lat 60. ubiegłego wieku odbywałem w mojej Almae Matris Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Przydzielono nas wtenczas do formacji artylerii przeciwpancernej, gdzie ledwie mówiący po polsku politrucy uczyli nas miłości do Związku Radzieckiego, zaś legendarny pułkownik Winek szkolił nas w strzelaniu z armaty, przepraszam haubicy 76 mm. Do dziś śni mi się po nocach obliczanie poprawki na wiatr oraz wzór na widły boczne, od czego zależało trafienie w cel.

Przez cztery lata, w każdą środę, o godzinie szóstej rano budziłem sąsiadów waleniem w schody podbitymi ćwiekami wojskowymi buciorami, a na ulicy wprowadzałem w zdumienie przechodniów osłupiałych na widok długowłosego młodzieńca odzianego w wojskowy mundur, a dokładniej mówiąc wpadającą na oczy furażerkę i wlokący się po ziemi o kilka numerów za duży szynel z rękawami do połowy łydek, gdyż mundury wydawano bez przymiarki.

Kunsztu artyleryjskiego uczył nas wspomniany pułkownik Winek, mozolnie, przez osiem semestrów, a ja, jako żołnierz średnio zdyscyplinowany, co pół roku musiałem pisać odręczne oświadczenie: "Ja niżej podpisany kanonier Krzysztof Pasierbiewicz przyrzekam, że w przyszłym semestrze będę uczęszczał na wszystkie zajęcia i odrobię wszystkie zaległości".

Aż nadszedł dzień egzaminu praktycznego, kiedy to miałem oddać pierwszy, i jak się okazało ostatni w moim życiu strzał z prawdziwej armaty na poligonie wojskowym w Orzyszu. Sądnego dnia, gdy na horyzoncie pojawiło się ciągnięte na linach tekturowe pudło w kształcie czołgu, pan pułkownik Winek w tonie łudząco podobnym patetycznej manierze aktualnie urzędującego ministra Antoniego wydał rozkaz, cytuję:

Zza leśnego wzgórza - koduję „ogórek” – nacierają na nas czołgi piątej kolumny Stanów Zjednoczonych! Ogłaszam gotowość bojową działonu pierwszego! Załoga! Odłamkowym! Przeciwpancernym! Cel! Pal!!...”.

I wtedy nastąpiła prawdziwa masakra. Bo choć nam mówiono, że to działo głośno strzela nie mieliśmy pojęcia, że do tego stopnia. I jak ta armata przepraszam za wyrażenie pierdyknęła, byłem święcie przekonany, że wybuchł mi w rękach odbezpieczony zapasowy pocisk, który jako amunicyjny drugi, zgodnie z regulaminem trzymałem oburącz w pozycji klęczącej. Przez dłuższą chwilę bałem się otworzyć oczu przekonany, że mi ręce urwało, a jak się w końcu odważyłem, zobaczyłem coś, czego do grobowej deski nie zapomnę.

Podmuch wystrzału porozrzucał załogę naszego działonu w promieniu kilkunastu metrów. Celowniczy leżał w trawie za armatą z rozkwaszonym łukiem brwiowym, z którego sikała krew jak z fontanny, gdyż z wrażenia zapomniał o odrzucie. Parę metrów dalej kiwał się jak żydowski płaczek kompletnie oszołomiony zamkowy. Zaś amunicyjny pierwszy, któremu krew ciekła z ucha, bo nie otworzył ust w czasie wystrzału biegał w pokracznych podskokach wokół działa wydając z siebie dźwięki podobne do kwiku trzody na rzeź prowadzonej. A spanikowany dowódca działonu wczołgał się pod stojący opodal gąsienicowy wóz bojowy.
Zaś pułkownik Winek podobnie, identycznie jak to czynił minister Antoni, niczym nie zrażony obwieścił tubalnym barytonem:

Gratuluję wam żołnierze! Zadanie bojowe perfekcyjnie wykonane! Nieprzyjacielski czołg trafiony i zniszczony! Od dzisiaj jesteście podoficerami artylerii”. 

A jak żeśmy się w końcu zebrali do kupy, pułkownik Winek ochoczo zakrzyknął:

A teraz wojsko śpiewa! ”, zaś my, świeżo upieczeni obrońcy ojczyzny ryknęliśmy gromkim głosem naszą ulubioną hardcorową ogólnowojskową pieśń bojową:

A gdy nam wojnę, - raz, dwa, trzy lewa! Wy-powie Ghana, - raz dwa trzy lewa! My jej spuścimy, - raz dwa trzy lewa! Wpierdol zaraz z rana! - raz dwa trzy lewa, wojsko polskie w marszu śpiewa! ”.

W następnych zwrotkach szło się jeszcze do Mozambiku i do Honolulu, lecz ich nie zacytuję, bo mi notkę zwiną.

Mówicie Państwo, że przesadzam i znów jątrzę?

No, to wpatrzcie się uważnie w zdjęcie tytułowe.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Scriptum

Tego, co wyczyniał pan Antoni w czasie, kiedy był ministrem obrony po prostu nie da się opisać. Bo powiem bez kozery, że była to paranoiczna mieszanka Sławomira Mrożka z Trumanem Capote i mocno naćpanym Witkacym. I nie ukrywam, że już od dawna męczyło mnie pytanie, jakim sposobem przebiegły smoleński szaman Antonio zdołał uwieść nieprzebrane rzesze dzielnych bojowniczek spod znaku Ojca Dyrektora, - gotowych za nim bez chwili namysłu skoczyć w ogień.

Aż mnie raptem olśniło, gdyż sobie uświadomiłem, że prawdopodobnie czytał moją książkę wspomnieniową pt. „Podaj hasło!”, w której między innymi opisałem wypisz wymaluj te same metody kuszenia, nęcenia i robienia niewiastom z mózgu wody, jakie bynajmniej nie w politycznych celach stosowałem już w latach 60. ubiegłego wieku posiłkując się podstępnie nomen omen pewnym tragicznym wydarzeniem z historii światowego lotnictwa.

Otóż miałem niegdyś w słynną w Krakowie pakamerę, którą zwiedzały różnego sortu białogłowy. Wiem, że mi nie uwierzycie, lecz od małego dziecka byłem bardzo nieśmiały i z tego właśnie powodu do akcji ulicznych musiałem sobie dobrać kogoś do pomocy. Wybór padł na kolegę ze studiów o imieniu Adaś. Był to młody inżynier branży elektrycznej, który w przeciwieństwie do mojej duszy romantyka, był klasycznym wzorcem technokraty widzącego życie w omach i faradach, co w przełożeniu na jego stosunek do kobiet objawiało się kompletnym brakiem wszelakich oporów.

W czasie akcji ulicznych podrywaliśmy panienki metodą „zaskoczenia z Mańki”’. Dokładniej mówiąc chodziło o to, by upatrzoną ofiarę zagaić niespodzianie w sposób na tyle debilny i kretyński, by próba zrozumienia tej niedorzeczności wywołała u niej blokadę myślenia. Wymyśliliśmy tedy zaskakująco skuteczną metodę uwodzenia na „Klub Lotnika”.

Upatrzoną na ulicy niewiastę Adaś zachodził od tyłu i znienacka pytał czy już zwiedziła dopiero, co otwarty nocny Klub Lotnika przy ulicy Chopina, gdzie jak nie trudno zgadnąć, mieściła się moja pakamera.

Zaskoczona denatka stawała zwykle jak wryta próbując zebrać myśli by odpowiedzieć na to wyjątkowo debilne pytanie. Kiedy tak stała bezradnie, ja wkraczałem w akcję, a chodziło o to, by idąc za ciosem wprowadzić ją w stan zażenowania i kompletnego odlotu rozumu. W tym przełomowym momencie nawijałem rzeczonej, iż ten Klub Lotnika nosi chlubną nazwę Żwirki i Wigury, dodając mimochodem, iż chyba nie muszę tłumaczyć, kim byli ci dzielni mężczyźni. Zagadnięta denatka nie mając o tym zwykle bladego pojęcia dawała się łatwo wciągnąć w przyjazną rozmowę, a ja zakładałem jej bajer, jak tym dzielnym pilotom w ich ostatnim locie odleciało skrzydło snując swą opowieść na tyle kwieciście, iż zasłuchana panna, ani się obejrzała, gdy lądowała naprzeciwko wejścia do mojej pakamery. A skoro już byliśmy na miejscu nie wypadało jej odmówić zwiedzenia lotniczego muzeum, z czym w dziewięciu przypadkach na dziesięć, nie było większego problemu.

Była to metoda nie tylko niezawodna, lecz także na trwałe zapadająca w pamięć zwiedzających, o czym się przekonałem po czterdziestu latach, gdy na Floriańskiej dosłownie wlazłem na jedną ze bywalczyń Klubu Lotnika, już mocno starszą panią, która mnie rozpoznała natychmiast i bez cienia urazy krzyknęła z zachwytem: - „Cześć Krzysiu! Kurde balans! Ale to zleciało! Pamiętasz jak było fantastycznie w tym twoim samolotowym klubie? Opowiadałam córce chyba ze sto razy, jak było fajowo!”.


echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (70)

Inne tematy w dziale Rozmaitości