Jako ojciec mojej ukochanej jedynaczki, zwyczajnie i po ludzku zwracam się do Państwa z gorącą prośbą o wysłuchanie wystąpienia specjalnego Szymona Hołowni - vide: https://www.youtube.com/watch?v=KUGqleZ4qGo
UWAGA! W tej notce najważniejsze jest Post Scriptum!
A teraz do rzeczy:
Portal internetowy Salon24 – vide: https://www.salon24.pl/newsroom/1085381,prezydent-andrzej-duda-ma-koronawirusa informuje:
„Prezydent Andrzej Duda ma koronawirusa. Prezydent Andrzej Duda miał wykonany test na obecność koronawirusa, wynik okazał się pozytywny - poinformował rzecznik prezydenta Błażej Spychalski. Prezydent czuje się dobrze…”
Mój komentarz:
Wszyscy pamiętamy, że w czasie kampanii o reelekcję prezydent Andrzej Duda kompletnie nie przestrzegał zaleceń epidemiologów, - i na spotkaniach z wyborcami robił sobie fotki, z kim popadło lekceważąc zalecane przez ekspertów odległości, wchodził nierozważnie w tłum bez maseczki na twarzy, a nie rzadko ściskał dłonie swych orędowników, - co mogło być groźne zarówno dla niego, jak dla wyborców.
Nasuwa się tedy pytanie, dlaczego pan Prezydent mógł być do tego stopnia nieostrożny?
Otóż zaryzykuję tezę, że prezydent Duda postępował tak z tej przyczyny, iż w chwili, kiedy został prezydentem Rzeczpospolitej jego ojciec go przekonał, iż jest wysłannikiem Ducha Świętego, - w co pan Prezydent uwierzył i uznał, że jako osoba boska nie musi się bać nikogo i niczego, także Kowida-19.
Mówicie Państwo, że sobie niesmaczne żarty stroję?
Więc coś Państwu opowiem.
Nazajutrz po wyborze Andrzeja Dudy na urząd Prezydenta RP uczestniczyłem w zamkniętym spotkaniu okolicznościowym członków krakowskiej sekcji Akademickiego Klubu Obywatelskiego (AKO) im. prof. Lecha Kaczyńskiego z ojcem Prezydenta Elekta - profesorem Akademii Górniczo-Hutniczej Janem Tadeuszem Dudą, który był wtedy i jest do dnia dzisiejszego wiceprzewodniczącym krakowskiego AKO.
To kameralne spotkanie, w którym uczestniczyłem, jako jeden z członków grupy założycielskiej krakowskiego AKO, z której to organizacji nota bene wystąpiłem, gdy Jarosław Kaczyński twarzą pisowskiej reformy sądowniczej zrobił peerelowskiego prokuratora Stanisława Piotrowicza, a jak się zorientowałem, że krakowskie AKO to żaden klub akademicki, lecz prestiżowo propagandowa trampolina do prezydentury syna profesora Jana Tadeusza Dudy, gdzie robię za użytecznego idiotę, - vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/991345,list-blogerski-emerytowanego-nauczyciela-akademickiego-do-profesora-jana-tadeusza-dudy , - odbyło się w biurze poselskim dra Andrzeja Dudy przy ulicy Podwale w Krakowie.
Ojciec nowo narodzonego Prezydenta się spóźniał, bo zatrzymali go dziennikarze, aż w końcu przyszedł i z uduchowioną miną wypowiedział następujące słowa, które sobie wtedy zanotowałem, cytuję:
„Ja, jako ojciec mogłem mu obiecać tylko modlitwę i otuchę. Powtarzałem mu także, iż miliony się na niego modlą w całej Polsce. To go trzymało, dodawało mu sił i wzbudzało nadzieję, że wygra tę bitwę o Polskę. I on w to uwierzył tak mocno, że zaufajcie mi, iż te jego niezliczone przemówienia nie były wcześniej przygotowywane. On to mówił z siebie, a to, co mówił płynęło z niego. My z żoną powierzyliśmy go opatrzności. To, co się wydarzyło dopiero dziś do nas dociera. Ale wierzę, że to było zstąpienie Ducha Świętego. Musimy ludziom o tym mówić przy każdej okazji…”, koniec cytatu.
Zapewne Państwo pamiętacie, że wzorem kina objazdowego, Rodzice prezydenta Dudy objeżdżali wtedy całą Polskę od miasta do miasta i od wsi do wsi z prelekcjami dla „ludu pisowskiego”, - których celem było parafrazując zacytowane wyżej słowa ojca prezydenta Dudy, - utwierdzanie wiernych orędowników władzy dobrej zmiany w świętym przekonaniu, że ich syn to wysłannik Ducha Świętego, którego Bóg zesłał na ziemię, żeby uszczęśliwić Polskę Jarosława Kaczyńskiego, - co „lud pisowski” traktował, jako słowo objawione.
I w ten oto sposób tworzono wtenczas zręby tak zwanej „religii pisowskiej”, a miłośnicy partii Jarosława Kaczyńskiego traktowali rodziców prezydenta Dudy niemal, jak Józefa i Maryję.
Niestety będący apostołem tej religii „boski” prezydent Duda tak się rozbrykał, iż cierpliwy Pan Bóg postanowił mu w końcu przypomnieć o skromności i pokorze, - a wynik dodatni prezydenckiego testu na Kowid-19, to pierwsze ostrzeżenie ze strony Króla Niebios.
Na szczęście pan prezydent Duda jest silny i młody, więc przejdzie to zakażenie bezobjawowo, bądź prawie.
Wszakże należy mieć nadzieję, że ta pierwsza anatema Najwyższego sprawi, iż prezydent Duda pójdzie po rozum do głowy i zrozumie, iż jest zwykłym śmiertelnikiem, - a stanowisko Prezydenta RP zobowiązuje go do troski o zdrowie i bezpieczeństwo obywateli, a także do mądrości i rozwagi.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Post Scriptum
Ponieważ część komentatorów zarzuciła mi, iż kłamię w sprawie gwiazdorstwa rodziców prezydenta Dudy winien jestem Państwu stosowne wyjaśnienie. Powiem więcej, postanowiłem zmienić tytuł notki.
Otóż nikt nie zaprzeczy, że na każdej pisowskiej propagandowej imprezie, uroczystości, czy mszy świętej rodzice prezydenta Dudy siedzieli na czołowych miejscach.
Powiem jeszcze więcej. W dniu 8 lipca 2012 byłem jednym z sześciu członków grupy inicjującej działalność krakowskiego oddziału Akademickiego Klubu Obywatelskiego (AKO) im. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, którego misją miało być ratowanie polskiego szkolnictwa wyższego przed zapaścią.
Na pierwszym zebraniu okazało się jednak, że samozwańczym przewodniczącym naszego Klubu jest ojciec dzisiejszego Prezydenta prof. Jan Tadeusz Duda, którego na zebraniu założycielskim nie było, ale de facto to on cały czas kierował naszym Klubem, gdyż formalny przewodniczący prof. Ryszard Kantor z UJ, przez kilka lat z rzędu pojawił się na zebraniu dwa, lub trzy razy. A zastępujący profesora Kantora nowy fikcyjny przewodniczący prof. Bogusław Dopart UJ wygłosił o swoim poprzedniku ponad godzinną pochwalną laudację, czego nie wymyśliliby nawet Dürrenmatt, Kafka i Mrożek razem wzięci. Tak. Tak. Krakowskie AKO to szczytujący Bareja.
Z czasem zacząłem się orientować, że tatę dzisiejszego Prezydenta ratowanie polskiego szkolnictwa wyższego przed zapaścią obchodzi mniej więcej tyle samo, co niegdysiejsze śniegi, a krakowskie AKO założono wyłącznie w tym celu, by ta nigdzie do dnia dzisiejszego niezarejestrowana i czysto fasadowa organizacja, wykorzystując szanowany powszechnie etos środowiska akademickiego, - była propagandową trampoliną do prezydentury Andrzeja Dudy.
Zaś, kiedy już Andrzej Duda został prezydentem, działalność krakowskiego AKO sprowadziła się głównie do pisania listów wychwalających prezydenta Dudę i protestów przeciwko tym, którzy pana prezydenta poddawali krytyce, - a tak naprawdę ograniczała się wyłącznie do organizowania przez krakowski Akademicki Klub Obywatelski, co miesiąc w innym kościele krakowskim, uroczystych Mszy Świętych za zdrowie dalibóg zdrowego jak rybka Prezydenta Dudy. Na tych Mszach okolicznościowych, opodal ołtarza, wokół Rodziców głowy państwa odbywało się tarło pisowskich aspirantów do medali i kariery rozpychających się łokciami, by przysiąść jak najbliżej mamy, bądź taty Andrzeja Dudy marząc skrycie, żeby być, choć przez ułamek sekundy złapanym przez kamerę telewizji „TRWAM”, - co nobilitowało do pisowskich elit.
Tym liturgicznym przedstawieniom sprzyjały ochoczo lokalne władze KK, a msze były odprawiane z bombastyczną pompą przez kościelnych dostojników przebranych w odświętne szaty, zaś kazania były tak nieprzyzwoicie bezobciachowymi peanami na cześć Andrzeja Dudy, że co bardziej rozgarnięci wierni przestali na te Msze uczęszczać, - ale natychmiast znajdowali się następni. A żeby było śmieszniej, w czasie tych Mszy psalmy śpiewał "krakowski bard pisowski" Leszek Długosz, a ja przestałem na te msze chodzić, bo się w takich momentach nie mogłem powstrzymać od śmiechu. I aż trudno w to uwierzyć, że w trakcie pierwszej kadencji prezydentury Andrzeja Dudy odprawiono w Krakowi i okolicach sześćdziesiąt takich Mszy.
I tak, w Polskę szedł przekaz, że naród się modli za miłościwie nam panującego Prezydenta Dudę.
Zaś rodzice pana Andrzeja gwiazdorzyli ochoczo na organizowanych przez Kluby Gazety Polskiej, Frondy i Kluby Wtorkowe we wszystkich zakątkach Polski spotkaniach z potencjalnymi wyborcami, - głosząc ciemnemu ludowi, że cytuję za ojcem prezydenta Dudy:
„Ja, jako ojciec mogłem mu obiecać tylko modlitwę i otuchę. Powtarzałem mu także, iż miliony się na niego modlą w całej Polsce. To go trzymało, dodawało mu sił i wzbudzało nadzieję, że wygra tę bitwę o Polskę. I on w to uwierzył mocno. My z żoną powierzyliśmy go opatrzności. To, że Andrzej został prezydentem dopiero teraz do nas dociera i wierzę, że to było zstąpienie Ducha Świętego. Musimy ludziom o tym mówić…”, koniec cytatu.
I "lud pisowski" kupił tę ściemę wybierając Andrzeja Dudę na drugą kadencję prezydencką.
Prawda zaś jest taka, że jakości szkolnictwa wyższego i nauki polskiej nie da się poprawić jedynie modlitwą i pisaniem odezw i protestów. Bo w ślad za modłami i listami otwartymi musi iść jeszcze mozolna i rzetelna praca u podstaw, czemu krakowskie AKO nie zdołało bodaj w najmniejszym stopniu sprostać przeradzając się w ciało fasadowe służące do wygrywania własnych partykularnych interesów klanu rodziny Dudów.
Wyrażam tedy nadzieję, że ludzie zrozumieją, iż jako bloger Salonu24 oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa, hołdując zasadom i wartościom wyniesionym z domu rodzinnego, zdecydowałem się opuścić szeregi krakowskiego Akademickiego Klubu Obywatelskiego (AKO) im. Lecha Kaczyńskiego, - gdyż nie mogłem już dłużej znosić tego kaleczącego intelekt fałszu i obłudy.
Bo moim zdaniem pan prezydent Lech Kaczyński, który, jak wielokrotnie powtarzał Andrzej Duda był dla niego wzorcem, - z pewnością nie dałby zgody swojemu bratu Jarosławowi na bezrefleksyjne podpisywane przez prezydenta Dudę niszczących kluczowe struktury państwa ustaw karygodnie naruszających zapisy konstytucyjne oraz depczących parlamentarny obyczaj. Czego najlepszym przykładem było upokorzenie przez Jarosława Kaczyńskiego kilku milionów Polaków wepchnięciem do Trybunału Konstytucyjnego na chama i wbrew woli sporej części suwerena prostackiej Krystyny Pawłowicz i starego komucha Stanisława Piotrowicza, - czemu niestety nie sprzeciwił się ani jednym słowem bądź gestem Akademicki Klub Obywatelski AKO.
W świetle tych faktów nie mógłbym się już dłużej podpisywać pod lizusowskimi wobec pisowskiej władzy "dojnej zmiany" deklaracjami AKO.
Dlaczego?
Bo pan prezydent Andrzej Duda nie uniósł pokładanym w nim przeze mnie nadziejom w całej rozciągłości, a ja muszę wyznać ze wstydem, że uczestnicząc przez jakiś czas w działalności krakowskiego AKO w myśl najszlachetniejszych intencji zrobienia czegoś pożytecznego dla Polski, - narażałem się na to, by robiono ze mnie użytecznego idiotę rodzinnej dynastii Dudów.
Niewtajemniczonych informuję, iż według Wielkiego Słownika Języka Polskiego, “użyteczny idiota” to osoba, która kierując się własnymi poglądami i szlachetnymi intencjami, działa nieświadomie na rzecz czyichś interesów politycznych.
Inne tematy w dziale Polityka