https://www.youtube.com/watch?v=AZrdhfLz0dw
W południowej porze, jak jest wolne krzesło,
lubię na chwilę przycupnąć przy stoliku pana Piotra,
który u wejścia do ażurowo przeszklonej kawiarenki Vis-à-vis w Krakowie
spoziera znad niedopitej filiżanki,
kto dziś przyszedł na Rynek żeby nieśpiesznie pogadać o niczym,
co jest jeszcze możliwe jedynie w tym Królewskim Mieście,
gdzie czas płynie tak wolno, że kac mija zanim jeszcze ośmieli się zrodzić, - a pośpiech poniża.
Już pierwszy łyk kawy przy tym magicznym stoliku, jak narkotyk,
przenosi mnie w świat szczęsnej, jak już nigdy potem epoki dzieci kwiatów
niezapomnianych lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku,
gdy pod Baranami,
jak już pan Piotr skończył ceremonialną odsłonę programu
dla krakowskich mieszczan i warszawskich snobów,
już grubo po północy,
kiedy na ołtarzu krakowskiej bohemy
ostawali się sami czystej krwi waganci,
do fortepianu zasiadał sam Zygmunt Konieczny,
a swoje czarodziejskie skrzypce stroił arcymistrz Paleta,
i rozpoczynały się trwające zawsze do białego rana,
dopiero wówczas prawdziwe, baśniowe piwniczne spektakle.
Tam, przy genialnej muzyce, jaką tylko pan Zygmunt umiał wyczarować,
śpiewała w porywach ONA,
polska Edith Piaf,
której ówczesny Paryż by się nie powstydził, bo Jej piosenki przywracały wątpiącym pewność, iż chwilami, - życie potrafi być piękne.
Kończę, bo mężczyźni nie płaczą.
Krzysztof Pasierbiewicz
Post Scriptum
Przepraszam Gości mojego blogu za nietaktowne komentarze autorstwa pisowskich fundamentalistów (@Lesnodorski et consortes) ogarniętych złymi emocjami politycznej natury.
Inne tematy w dziale Kultura