Ilustracja muzyczna: https://www.youtube.com/watch?v=EEFPSPgfCg4
Kraków to jedyne w swoim rodzaju hermetyczne środowiskowo i od wieków niezmienne kulturowo galicyjskie miasto wychowane na wiedeńskich walcach, Zielonym Baloniku, starej Piwnicy pod Baranami i etosie Jagiellońskiej Wszechnicy.
W tym sędziwym zaścianku o nietykalnych tradycjach mieszkali od wieków uwrażliwieni duchowo koneserzy Sztuk Pięknych, smakosze Kultury Wysokiej i luminarze Nauk, - patogennie odporni na wszelkiego rodzaju zmiany, gdyż mieszkańcy tego baśniowego miasta od zawsze hołdowali kanonowi, że pośpiech poniża.
A jednak, jest coś niezwykłego w tym „mieście wybranym”, gdyż paradoksalnie, ten egzotyczny skansen chętnie odwiedzały na weekend różnej maści korpoludki z mazowieckiej Warszawki, które w bezrozumnym wyścigu szczurów do sukcesu i pieniędzy zagubiły świadomość tego, co w życiu jest rzeczywiście najważniejsze.
Afektywna specyfika podwawelskich mieszczan objawiała się wrodzoną skłonnością do tytułomanii i chorobliwym besserwisserstwem szacownych panów profesorów, mecenasów, radców, prezesów, dyrektorów…, - co skutkowało powszechnym pod Wawelem przekonaniem, iż w tym szczęśliwym mieście młodość trwa do sześćdziesiątki, zaś dorosłość zaczynała się dopiero wtedy, gdy rzeczonym przychodziło się zmierzyć z trudnością, jaką im sprawiało wciśnięcie guzika od windy w utytułowanych instytucjach, w których dożywotnio pracowali.
A mimo to, ci sędziwi krakowianie, niezmiennie od lat w południowej porze dreptali codziennie na kawę do swoich ukochanych kawiarenek, gdzie eleganckie towarzystwo żyło w zadziwiającej harmonii z kawiarnianym kubłem i szmatą, a najszacowniejszym personom klucz od klozetu wydawano za kaucją.
I siedzieli rzędem zacni staruszkowie spozierając znad niedopitej filiżanki, kto dziś przyszedł na Rynek żeby nieśpiesznie pogadać o niczym, co było jeszcze możliwe tylko w Królewskim Mieście Krakowie, gdzie czas płynął tak wolno, że kac mijał zanim jeszcze ośmielił się zrodzić. W tle gruchały gołębie, krakowskie kwiaciarki tkały swe barwne arrasy, a w zakamarkach spadzistych dachów średniowiecznych kamienic błąkały się strzępy krakowskiego hejnału.
Aż raptem, jak grom z jasnego nieba, na szczęśliwe miasto spadła pandemia koronawirusa i wszystko szlag trafił, bo choć Ewa Demarczyk śpiewała, że można żyć bez powietrza, - to Krakowski Rynek zmienił się w opustoszałą nekropolię osamotnionych kawiarni.
Lecz nic to!
Bo kiedyś się skończy ta pandemia, a wtedy najwierniejsi bywalcy krakowskich kawowych świątyń, wszyscy bez wyjątku, jak ptaki do swych gniazd powrócą i póki im sił starczy będą do ostatnich dni wracali do swoich stolików tak, - jak niezmiennie od wieków, każdego popołudnia, krakowskie Sukiennice otula cień Bazyliki Mariackiej.
Krzysztof Pasierbiewicz (stary bywalec kawiarni Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa)
Post Scriptum
Zaś nadgorliwym patriotom zarzucającym mi w komentarzach, iż gloryfikuję Galicję powiem tylko, że najstarsi krakowianie do dziś wspominają z rozrzewnieniem, iż nie było to jak za Galicji, bo już nigdy potem pod Wawelem nie było takiego porządku i nienagannie działających urzędów, a w mieście rozkwitała kultura wysoka smaku, którą suto sponsorował wykwintny znawca królewskiego obyczaju i potęgi smaku Franciszek Józef I, z Bożej Łaski cesarz Austrii, apostolski król Węgier, król Czech, Dalmacji, Chorwacji, Slawonii, Galicji, Lodomerii i Ilyrii, król Jerozolimy etc, etc…, arcyksiążę Austrii, wielki książę Toskanii i Krakowa, książę Lotaryngii, Salzburga, Styrii, Karyntii, Krainy i Bukowiny, wielki książę Siedmiogrodu, margrabia Moraw, książę Górnego i Dolnego Śląska, Modeny, Parmy, Piacenzy, Guastalli, Oświęcimia i Zatora, Cieszyna, Frulii, Raguzy i Zadaru, uksiążęcony hrabia Habsburga i Tyrolu, Kyburga, Gorycji i Gradiszki, książę Trydentu i Brixen, margrabia Łużyc Dolnych i Górnych oraz Istrii, hrabia Hohenembs, Feldkirch, Bregenz, Sonnenbergu, pan Triestu, Cattaro i Marchii Słoweńskiej, wielki wojewoda województwa Serbii, etc, etc, …
Inne tematy w dziale Rozmaitości