Wraz z końcem roku szkolnego można było sobie porozmawiać o planach na wakacje oraz troszkę o bieżączce.
Plany dość proste, bo nikogo zbytnio nie stać na wczasy, więc prozaiczne dłubanie wokół własnego obejścia i jakieś odwiedziny starych znajomych kilkadziesiąt kilometrów dalej. Kolega stażysta jedzie na 6 tygodni do kuzyna w Leeds by zmienic malucha na większego staruszka.
Po kilku dniach ognisko na rozchodniaczka i wieść: piguły wymęczyły podwyżki, a "my" słusznie uważani przez "szefa" za półgłówków dupę zawracamy nic nie wartymi pomostówkami i domagamy się 7% jałmużny. Niech nam też dają.
Smutne, ale zaprogramowani za komuny nadal mamy takie komunistyczne myślenie. Walka z systemem nie polega na tym by system zmienić, ale żeby od niego jak najwięcej dla siebie zagarnąć.
Czy pielęgniarka zarabiająca 1000 złoty będzie lepiej pracować gdy będzie zarabiać 2000? Czy nauczyciel zarabiający 1700 będzie lepszym urzędasem z pensją 3000?
Kolega odchodzący na emeryturę stwierdza, ze przez trzydzieści lat nic się nie zmieniło w szkole, może trochę więcej jest biurokracji, ale przecież mamy ksero i komputery. A smok pożera nawiedzonych i przemienia ich w roboty srednio po 5-7 latach.
No to zostało mi jeszcze 2-3 lata.
Inne tematy w dziale Polityka