Uff po kołomyii z biurokracją, w którą wciska system oświatowy nauczycieli (urzędasów) pod koniec roku szkolnego wreszcie chwila wytchnienia. Spokojny wieczór i spotkanie z dawno niewidzianymi znajomymi.
Strajki jak byly tak są. Lekarze strajkują, ale z obiecanych zwolnień nic nie wychodzi czyli jednak dobrze im się żyje w kołchozie.
Ponoć był jakiś szczyt w UE, ale generalnie nie wiadomo o co chodzi i w zasadzie mało kogo to obchodzi. Bez bieżączki życie płynie i ludzie jakoś zdrowsi.
Ja nie taki do końca zdrowy, bo musiałem się wybrać do lekarza. Poczta pantoflową polecono specjalistę. Udało się zarejestrować na godzinę 17.00. O cenę zapomniałem zapytać.
Przybyłem na kwadrans przed, wiedziony doświadczeniem z publicznej przychodni, że numerek numerkiem, a i tak się wchodzi wg kolejności przybycia pod drzwi gabinetu. Instynkt mnie nie zawiódł. Byłem 7 w kolejności. Oczywiście wykazałem się niedoświadczeniem i na starcie zdradziłem się z godzina na którą byłem umówiony. Dziwnym trafem wszyscy czekający byli umówieni na wcześniejsze terminy, a wiek pacjentów nie uprawniał do niegrzecznej insynuacji, że łżą w żywe oczy. Zresztą i tak nie było do kogo się odwołać. Moja kolej nadeszła o 19.20.
No to jak to jest z tym wolnym rynkiem jak obyczaje te same. Tylko jeszcze trzeba bezpośrednio dokładać, a konkurencyjność? A jak to sprawdzić? Zdrowie się ma jedno.
ps. pół roku temu byłem na prywatnej wizycie z dzieckiem. Tam wszystko przebiegło wzorcowo. Opłata w rejestracji z góry, wejście o umówionej godzinie.
Inne tematy w dziale Polityka