PrivateLogbook
m/v Santiago
Oct.16th2007- Jan.19th2008
Seattle (1/707),17 październik 2007
Po 22 godzinach w samolotach przez Monachium i Chicago dojechałem do Seattle. Statek m/v „Santiago” GRT 24 046, Moc maszyn 16 860 KW Port rejestracji MAJURO - Marshall Islands.
Vancouver Centerm (2/708) 18 października 2007.
Przy wyjściu z Seattle miałem problemy. Pilot mówi nagle, że nie mamy zezwolenia na wyjście, bo US Coast Guard zrobił 15 października inspekcję i było pięć drobnych rzeczy do zrobienia (deficiencies). Poprzedni kapitan mi tego nie przekazał.
I co?
I na kotwicę i 9 godzin 15 minut off hire. Nie moja wina, tylko poprzedniego kapitana, ale problem był. Ale dziś zacumowałem do wyładunku na terminalu kontenerowym w Vancouver.
22 10 2007
Źle się zaczęło z tą Ameryką. Jestem w Vancouver 4 dni, a nie byłem jeszcze na lądzie z dwóch powodów, po pierwsze jestem przeziębiony, a po drugie strasznie leje od czterech dni.
Nie mam więc ochoty się ruszać i przemakać. Leżę i czytam „Przy obieraniu cebuli” Guntera Grassa.
Będzie się tłumaczył dlaczego był w Waffen SS. Nawet mnie to przekonuje. Człowiek jako członek społeczeństwa jest głupi i podatny na propagandę. Musi na prawdę wielu i różnych źródeł się uczyć, żeby mieć mniej więcej prawdziwy swiatopogląd i odróżniać dobro od zła. A potem jeszcze samotnie i wbrew wszystkim i wszystkiemu powiedzieć „nie”. Trzeba tu naprawdę twardziela. A on miał wtedy 17 lat.
Na tablicach napisane maję „Beatiful British Columbia”
24 października 2007, ciągle Vancouver
Wczoraj wyszedłem na lad. Parę kroków od statku jest fajny shopping centre, a nawet multikino. Vancouverzanie dalej nazywają swój stan „Piękna Kolumbia Brytyjska”, co jest napisane nawet na tablicach rejestracyjnych samochodów.
27 października 2007
Germanischer Lloyd inspektor, który jest Brytyjczykiem mieszkającym w Kanadzie zaprosił mnie na wycieczke.
Pojechalismy z nim do kanadyjskiego lasu i nad jezioro w pobliżu ich domu.Oto sosny kanadyjskie wyrastajace z ogromnego pnia ściętego cyprysu.
Dom fajny, potem poszliśmy na obiad.
Wszystko tu ogromne-góry.drzewa i domy też, nie mówiąc o autach. Może się tu podobać.
A tu już dwa tygodnie upłynęły mojego kolejnego kontraktu,
Ja nad kanadyjskim jeziorem.data właściwa 27 10 2007
29 października 2007
Urwanie głowy miałem i to takie, że nawet nie mam ochoty się chwalić. Jutro 0530 przeholowanie na keję kontenerową i koniec.
Seattle (3/709) 1 listopada 2007
Wyszedłem rano z Seattle i jadę kursem zachodnim do Japonii, dokładniej na wyspę Hokkaido, do portu Tomakomai.
Seattle dało się zapamiętać jako port amerykański, gdzie wszystko jest delikatnie mówiąc dziwne. Na przykład zanim dojechałem do mojego doku zadzwonił agent i powiedział, żeby uważać, bo w basenie pływają sieci rybackie oznaczone bojami. Gdy spytałem zaskoczony, jak to możliwe, żeby w basenie portowym kontenerowym pływały sieci rybackie, odpowiedział, że to rodowici mieszkańcy tej ziemi, Indianie tzw.czerwonoskórzy stawiają te sieci i jako autochtonom wolno im to robić - wiec dwustumetrowej długosci statki muszą omijać indiańskie siatki. Doświadczyłem tego i na przyjście i na wyjście-przy wyjściu Indianin na łódce postawił mi rząd 20 metrowej długości sieć w poprzek tuż przed dziobem, a ja musiałem się gimnastykować, żeby to wyminąć. Piloci byli zażenowani tą nieskończoną głupotą przepisu, ale nie mogli nic zrobić.
Oprócz tego doświadczyłem bezwzględności amerykańskich dokerów. Pilot byl na 2200, więc statek gotowy, a tu mi chief melduje, że Amerykanie jeszcze mocują kontenery.
Mocowali tak do 2300, a potem powiedzieli, że idą na posiłek i wrócą o 2400.
Kazałem im więcej nie przychodzić i zamocowała załoga-ostatnią cumę rzuciłem 2318. Dość mam USA i Kanady i jakbym mógł to bym tu nigdy więcej nie przyjeżdżał.
Droga Seattle –Tomakomai na wyspie Hokkaido wynosi 4000 mil morskich .Idę dwiema ortodromami i loksodromą.Teraz zbliżam się do Alaski- dokładnie do półwyspu zakończonego na południu wyspą Unimak.
Mam nadzieję, że nie będzie śniegu i lodu.W przypadku dużych ilości grozi to nawet utratą stateczności.
5 listopada 2007
Jestem w Unimak Pass, czyli w cieśninie między wyspami na południe od Alaski.
Pogoda mokra i mglista, ale przynajmniej nie buja.
Odwrócony do góry łuk mojej ortodromy przecina odwrócony do dołu łuk, jaki tworzą wyspy Aleuty „wiszące” jak powiewająca na zachód flaga, na południe od Alaski. Potem wchodzę w szeroką cieśninę między Wyspami Komandorskimi, a Aleutami i jadę na południowy zachód wzdłuż półwyspu Kamczatka i Wysp Kurylskich do Hokkaido.
O wyspie Hokkaido
Coś wiedzieć ci się przydo
Jest na niej więc Sapporo
O czym słyszałeś sporo
Za skok Wojtek Fortuna
Dostał złotego runa
No i tam się gdzieś czai
Mój port Tomakomai
Na razie pogoda niezla,ale zaczyna rzucać-jestem między Aleutami a Komandorami. I to by bylo na tyle w dniu 6 listopada 2007 .
Dziś czwartek 8 listopada - minąłem linie zmiany daty, więc siódmego nie było w ogóle 12 mam być w Tomakomai. Już dostaję mnostwo maili z Japonii, a na każdym wypisane bezbłędnie i z wielką estymą moje nazwisko z przydomkiem san. Odpowiadają na każdy mail i jeszcze przepraszają, że ośmielili się zawracać mi głowę, typowa Japonia - najpierw przeproszą, a potem rozetną kataną na pół.
Mam być w:
Tomakomai 12 listopada
Hachinohe 13 listopada
Tokyo 15 listopada
Kawasaki 19 listopada
Nagoyi 21 listopada
Busan 23 listopda
Osaka 25 listopada
Nagoya 27 listopada
Shimizu 28 listopada
Tokyo 29 listopada
a potem nazad do Seattle i Vancouver
10 listopda wprawdzie jeszcze Północny Pacyfik, ale już nie tak, jak było
Mój armator buduje w Korei 8 kontenerowców po 13 000 TEU!!!
Mają mieć po 366 m długości,48.2 m szerokości i nośności 140,530 ton
Silnik główny 100,000 koni daje prędkość 24.5 węzła.
Oprócz tego w Chinach zamówili 20 kontenerowców po 4250 TEU
Ma brać 2666 kontenerów na pokład i 1584 pod pokład. Kurde, do tej pory największe na świecie miał Maersk 11,000 TEU
Ale 13 tysięcy kontenerów? Jakby je dać na podwozia, to by bylo 130 000 metrów czyli 130 kilometrów Tirów, jeden za drugim, tak żeby się dotykały zderzakami.
Tylko tu pracuję, ale jestem trochę dumny.
13 listopada 2007 Tomakomai (4/710)
Wczoraj rano zawinąłem do Tomakomai. Rzuciłem kotwicę na kotwicowisku kwarantanny, jak kazał agent, 7 kabli od falochronu,na głębokości 20 metrów przy północnozachodnim silnym wietrze 12tego o szóstej rano.
Pilot podszedł na holowniku i strwierdził, że za mało wolnej burty i należy mu podać sztormtrap z upperdecku. Niestety nie mieliśmy „pilot ladder” tylko „moneky ladder”, ale wszedł po nim i mówi:
- Cap, to bardzo niebezpieczne kotwicowisko, blisko brzegu, słabo trzymający grunt i nie rozpędzidzsz statku, żeby wejść dużą prędkościa w główki.
Na szczęście moje dwadzieścia tysięcy koni zareagowało prawidłowo na komendę cała naprzód i w główkach miałem 10 i pół węzła. Cumowanie obowiązkowo z użyciem dwóch holowników.
Potem uroczyste powitanie mnie w porcie przez kapitana portu, który przyszedł z bardzo ładnąsekretarką, kwiatami i herbem.
Tomakomai – widok miasta i widok na główki wejściowe.
Sztorm
Gdzieś na końcu świata
Podłym i przklętym
Gdzie wicher zamiata
Oceanem wzdętym
I z tym sztormem lata
Los co sam wybrałem
Diabeł chce się bratać
Rękę mi podaje
Chichot przedwieczności
Swym okrutnym echem
Wita swoich gości
I nic na pociechę
W samotności, trwodze
Lądu by dopłynąć
W rozhuśtanej drodze
W ciemnościach nie minąć
Parę słów do Boga
W strachu i pokorze
Kończy się już droga
Już na zawsze morze
Tylko sine niebo
Na koniec się chyli
Dobrze, że przez chwilę
Żeśmy razem byli
Hachinohe, Honshu 14 listopada 2007 mv “Santiago”
Taki wierszyk wymyśliłem, niestety w wierszach się nie kłamie (no chyba, że wierszyk z życzeniami na imieniny- choć też się czasami nie kłamie)
Hachinohe (5/711) 14 listopada 2007
Wczoraj wieczorem rzuciłem kotwicę milę na północ od główki falochronu. Dno trzymało dobrze, ale oceaniczny swell był taki, że statek huśtał się z łoskotem całą noc.
Rano pilot i rozpędziłem statek żeby miec 12 węzłów w główkach. I tak statek „surfował” wchodząc. No ale zacumowałem.
Tokyo 16 listopada 2007 (6/712)
Po wyczerpujacej nocy na mostku zacumowałem w końcu w Tokio. Zmęczony byłem jak cholera, a tu dwie wizyty - najpierw jakś ważniak z charteru, z jeszcze jednym. Nie miałem czasu się przebierać, wystąpiłem w dżinsach i swetrze z pagonami, a oni jak na bal. Dałem im kawy i koniec, potem przyszli dwaj z instytucji pogodowej co mnie prowadzi przez Pacyfik. Jeden Japończyk, a drugi Amerykanin, ale podobny z uśmiechu do zdychającego dromadera.
Za to zainstalowali mi w komputerze niesamowity program -wysyłam do nich obszar i datę jaka mnie interesuje, a oni w minutę wysyłają mi przez satelitę mapę pogodową z analizą frontową, baryczną, falową itd. Przesuwam ją w czasie, a ona się zmienia co sześć godzin-f ajna zabawka - oczywiscie w każdej chwili mogę ją w kolorze wydrukowac.
Jeszcze raz Tokyo (7/713) 19 listopada 2007
Wywalili mnie na weekend na kotwicę i dziś rano wszedłem jeszcze raz do Tokyo,ale na inna keję
Fujijama nad Tokyo
Kawasaki (8/714) 20 listopada 2007
Kawasaki jak Kawasaki.Wszyscy jeżdżą na Kawasaki. Dostałem od agentki Grace dwie butelki saki. Znaczy sake, ale przerobiłem, żeby było do rymu.
Kiedyś to gdzieś piłem. I to chyba w Norwegii, takie samo świństwo, jak każda wóda. Nikt mi nie powie, że jest smaczna. Może najwyżej być bardziej, albo mniej wstrętna. Ostatecznie to trucizna.
Nagoya (9/715) 21 listopada 2007
O 4 rano wziąłem pilota, o 6 drugiego pilota (dock master) i zacumowałem w Nagoi. Patrzcie, patrzcie, w 1975 byłem tu na „Politechnice Szczecińskiej” i znowu jestem w Nagoi. Cholera, żebym się do niej nie przyzwyczaił.
Nikt w Nagoi się nie boi, jak się stoi.
22 listopad 2007
Dzisiaj mam przechodzić przez cieśnine między wyspami Honshu i Kiushu w celu skrócenia drogi do Busan.
Najsampierw wchodzę przez Bundo Suido na zalew Iyo Nada, potem Suo Nada i dopiero w Hesaki, biore pilota, żeby przejść Kajmoi Kaikyo - wąziutką jak rzeka cieśninę między Kiushu i Honshu - potem jeszcze 120 mil i jestem w Busan.
Kiedyś płacili za przejście zalewu bez pilota 500 dolarów - sam się załapałem raz. Ale teraz już nie płacą. Niby pilota można wziąć, ale chyba prawie nikt nie bierze. Pilota będę brał 2230, zdjęć nie będzie, bo będę jechał w nocy, ale będę w tym kontrakcie szedł tą cieśniną jeszcze trzy razy.
Busan (10/716) 24 listopada 2007
Wczoraj nawalił hard disk na e-mail komputerze. Strasznie upierdliwa sprawa. Musiałem przejść na faxy i telexy. Ale wyszedłem do miasta, bo musiałem kupić walizkę - poprzednią mi rozwalili. Kupilem czerwoną - na lotniskach będzie widać od razu, że jedzie na taśmie moja - większość pasażerów ma czarne.
Znowu w starym, dobrym Busan
Ja w Busan na skrzydle, na pierwszym planie palec chiefa officera
Osaka (11/717) , 26 listopada 2007
Wczoraj wszedłem do Osaki, a dziś rano trzeci woła mnie przez radio, żebym wyjrzał za prawą burtę- patrzę, a tu 5 metrów od mojego zacumowanego statku jakiś ktoś obraca swój.
Niemniej wychodzę za chwilę do miasta. Miasto w Osace jest tuż przy porcie, w odróżnieniu od Tokio czy Nagoi, więc wyjdę tutaj.
No i wyszedłem.Wjechałem na 51 piętro wieżowca obok, zamówiłem w kawiarence kawę.
Kawa kosztowała 230 jenów, a ja dalem 500 i resztę zostawiłem kelnerce.
Wstałem i wyszedłem, a koło windy dogania mnie kelnerka z moim napiwkiem i mówi, że zapomniałem reszty.
Dalem jej na migi do zrozumienia, że wcale nie zapomniałem, a to dla niej to się trzy razy ukłoniła.
Kurde,co za ludzie!
Ten gigantyczny kontener jest wielkości 4 kontenerów czterdziestostopowych.
Nagoya (12/718) 27 listopada 2007
Zacumowałem o 2112, a wychodzę o 0400. Przechwaliłem Japończykow. Skończyli wcześniej i wyszedłem o 0300.
Drobnica z Nagoi
Takie maszyny zabieramy z Japonii do USA
Kiedyś mówiłem, że jak w Japonii powiedzą, że kończą o 0325 to rzeczywiście skończą o 0325. Dzisiaj powiem, że jak w Japonii powiedzą, że kończą o 0325 to skończą o 0225.
Po Shimizu (13/719), ale w Tokio (14/720) 29 listopada 2007
Z Nagoi do Shimizu jest 7 godzin i tyle samo z Shimizu do Tokio .Nie powiem, że to lubię.
A teraz coś zabawnego-prawie wszyscy japońscy piloci występują z kapelusikach typu „Jasio Pastuszek”
Nie ma to jak wyjechać z portu. Ostatnie 16 dni miałem bardzo zajęte -13 zawinięć. Teraz więc opuściłem Tokio i ruszam na szeroki Pacyfik. Wypiję szklaneczkę i do koi - reszta roboty - wysyłanie raportów zostawiam na jutro.
1 grudnia 2007 Północny Pacyfik
Stał się cud-udało mi się naprawić komputer komunikacyjny. Diagnoza szefa IT z Hamburga okazała się zła. Przysłał zapasowy hard dysk, ale kiedy go zmieniłem komputer dalej nie wysyłał.
Wiec zacząłem kombinować, że prawdopodobnie coś z modemem.Wlazłem pod stół, odkręciłem pokrywę i jest jedno wyjście na fax, dwa na telefony i dwa A i B porty na komputer. Zmieniłem z A na B i komputer zaczął chodzić.
Ucieszyłem się tak bardzo, że zaraz poszedłem z chiefem upiec chleb. Chleb piecze się z mąki żytniej-wsypuje sie jeje dwa kilo i trochę pszennej. Teraz wlewa się litr kwaśnego mleka, a do ciepłego mleka zwykłego wkłada się drożdże i miesza.
Potem do tej żytniej mąki wsypuje się dwie łyżki stołowe soli i dwie cukru, wlewa drożdże i wsadza do maszyny żeby wymieszała. Jak wymiesza okolo10 minut, formuje się trzy chleby.
Zostawia się na stolnicy, żeby wyrosły i po pół godzinie do pieca-dół pieca 170 stopni, góra 130. I tak sie piecze 1.5 godziny, potem się wyciąga i je. Dosypałem do ciasta trochę musli, a przed wsadzeniem do pieca pomalowałem chleby pędzlem z osoloną wodą.(roztwór nasycony)-zaraz idę zrobić zdjęcie moim chlebom.
5 grudnia 2007
Dziś zmieniamy „Luffing wire”, jak kto woli topenantę 3ciego dźwigu. Stara ma już 10 lat, czyli jest od budowy statku. Wieje SW sztormowy, ale między kontenerami nie jest tak źle.
Dziś ukraińscy kadeci robią ruskie pierogi(z mięsem)
9 grudnia 2007
No i gnany zachodnim sztormem dobijam do Ameryki - zostało coś 500 mil. Dziś mgła, żebym się nie nudził.
13 grudnia 2007 Seattle (16/722) , ale po Everett (15/721)
Ameryka jak Ameryka-gimnastykując się między przepisam i koniecznymi do wypełnienia biurokratycznymi papierami spędziłem ostatnie dwa dni, ale teraz mam nadzieję, że wyjdę do miasta - przeładunek zakończony, ETA dla Victoria pilot (do Vancouver) ustalona na 14/0200.
Więcej nic nie wymyślę. Mam zamiar poszukać oryginału tej kopii pomnika, który Seattle podarowało Gdyni i która stoi na końcu bulwaru.
Pomnik przedstawia dwa skaczące łososie.
Vancouver Centerm (17/723) 14 grudnia 2007
Ostateczmie byłem trzeci raz w Seattle i nie dotknąłem jeszcze Seattle stopą. Taki los kapitański. Jeden wielki stress. Cały czas myśli czego jeszcze zapomniał i co mu za to grozi. Ale za to jest 6 wieczorem, a ja mam zamiar się wyspać po prostu. I na tym na razie kończę.
Vancouver Lynnterm 17 grudnia 2007
Dość mam Ameryki, a szczególnie ichnich zwiazków zawodowych.
Wczoraj poszliśmy z chiefem i kupiliśmy dla całej załogi prezenty w supermarkecie. Oprócz tego jedna misja marynarska przyniosła 25 prezentów i druga drugie 25. Tyle prezentów to nie dostalem nigdy. Na przykład wełnianą czapkę zrobioną na drutach, kosmetyki itp.
Centerm 21 grudnia 2007
Wczoraj wyszedłem z chiefem mechanikiem do miasta-wypiliśmy dwa piwa i wróciliśmy na statek.
Ale jako ze jestem przy City mam zamiar w końcu iść na ląd i zrobić parę zdjęć-no chyba, że zacznie padać.
No więc jestem po czwartym przeholowaniu w Vancouver-czwarta keja znaczy. Okazuje się, że mój czarterujacy czyli ma cztery statki zbudowane w Gdyni - są to piękne statki nowe, ze specjalnymi ochronami przed deszczem w trakcie ładowania pulpy papierowej. Jeden z nich cumuje tuż za mną, nazywa się Westwood Olympia, ale niestety jest teraz za ciemno na zdjecie. Na pewno jeszcze go spotkam to cyknę zdjęcie. Szef Westwoodu mówi, że zamówiono 7 sztuk, ale po zbudowaniu czterech stocznia zbankrutowała. Jak wiemy nie zbankrutowała, ale ma problemy.Kto za tym stoi, że jest źle, chociaż może być dobrze? Unia?
Myśl na Boze Narodzenie 2007
Życzę Ci miła
Byś mi się śniła
Twój uśmiech,
chód i w ogóle
Jesteś prezentem
Gwiazdkowym świętem
Wspomnieniem,
co czule tulę
I choć świat cały
Jest taki mały
Ja płynę
przez wielkie morze
Byle do Ciebie
Po morzu, niebie
Więc pomóż mi
Dobry Boże
Seattle (18/724) 24 grudnia 2007
Odwiedził mnie kolega z roku Piotr Brzozowski.
Wyprzedziłem go po wyjściu i zrobiłem zdjęcie.
Kpt. Piotr Brzozowski na „Pacific Fighter” (Oldendorff) będzie w Papete.
Piotr jest kolegą z roku - razem kończyliśmy WSM w 1975 w Gdyni.
26 12 2007 Seattle
Potężny głęboki niż usadowił się nad Aleutami z centrum 961 mb, czyli jak tajfun.
Ocean Routes radzi mi iść z Juan De Fuca na zachód od wyspy Vancouver, przez Hecate Strait i Dixon Entrance do Unimak Passage ortodroma, a potem z Unimak druga ortodroma aż do wysp Kurylskich.
W przeciwnym razie mówią, że na południe od tego niżu jest fala 10 metrowa i radzą się przygotować na ciężki sztorm.
Pójdę jak mi radzą- na szczęście agent zdobył kilka brakujących map i locje.
Tamtym razem miałem dobrą pogodę, ale ile razy można mieć szczęście?
Nigdy tamtedy jeszcze nie szedłem, mam nadzieję, że przejadę z Bogiem.
Niestety zima tutaj na Pacyfiku, jak i na Atlantyku północnym idzie niż za niżem i niżem pogania.
Ale połowa kontraktu minęła, więc zaczynam się pakować. Przede wszystkim jednak poprzywiązuje wszystko do czego się da, zanim zrobi się kocioł i zacznie spadać.
31 grudnia 2007, kilkanaście godzin przed Unimak
Takiego Sylwestra jeszcze chyba nie miałem.Wyje północny wiatr i niesie tabuny mokrego śniegu, co oblepiają statek. Jest mróz, boję się, żeby nie zaczęło zamarzać. Na dokładkę zaczyna się fala od dziobu, bo wiatr kręci w lewo.
1 stycznia 2008
No,za parę godzin przechodze cieśnine Unimak. Lod zamarznięty na dźwigach,
ale to słodka woda z deszczu. Słona jeszcze nie zamarza,
Zamarznięty deszcz na dźwigu, u dolu wyspy w Unimak pod śniegiem.
1 stycznia 2008
Więc przepłynęliśmy cieśninę Unimak i jedziemy znowu po Morzu Beringa.
Prognozy kłamią.Według ich izoterm powinno byc +3C, a jest -3C. W tym przedziale to cholerna różnica zważywszy temperaturę zamarzania wody. Mam juz lód na lashingu i z prawej burty na kontenerach. Boję się, że statek zacznie się przechylać.
Jedyne wyjście to iść na południe, gdzie powinno być trochę cieplej.
2 stycznia 2008
No,na szczęście mróz puscił i mam już tylko trochę śniegu na kontenerach
Mimo wszystko, izobary pokazują mróz bliżej Kamczatki, więc zrezygnuję z ortodromy i skręcę wcześniej na Hokkaido. Mały mróz i północny wiatr razem potęguja zimno niebywałe.
4 stycznia 2008-01-03
Trzeciego stycznia nie było, wiec niedługo wjeżdżam między Kuryle i Aleuty, gdzie na mapie zaznaczono granicę miedzy Rosją, a USA z 1867 roku - wtedy jakiś car sprzedał Alaskę Ameryce.
Według dzisiejszych prognoz na południowy zachód od Seattle jest dzisiaj fala 13.5 metra.
Natomiast wieczorem będę między Aleutami i Kurylami, gdzie może znów być mróz. Tak przynajmniej zapowiadają prognozy-„icing”.
Niestety jak nie piraci to tajfun, albo mróz, zawsze jest coś extra, żebym się nie nudził.
Mój okrętowy ogródek, w tym dwa avocado wyhodowane przeze mnie z pestki.
6 stycznia 2008 na trawersie poludniowego cypla Kamczatki
W nocy rozhulał sie sztorm, a na dokładkę przynieśli mi wieści, że cook zachorował. Miał ból głowy, potem w dole brzucha, a potem dostał gorączki. Skontaktowałem się z lekarzem w Cuxhaven. Kazał dać paracetamol i doxycycline Ratiopharm 100. Dałem mu i jak na razie od wczoraj śpi. Stewarda awansowalem na cooka i dałem mu do pomocy deckhanda.
Zaczynam mieć dość tego rejsu, a do Japonii jeszcze koło tysiąca mil.
No dokładkę prognozy mówią, że może być obmarzanie z prędkością 7mm na godzinę. Jest to bardzo niebezpieczne, małe statki można obstukiwać siekierami, ale Santiago jest za duży.
7 stycznia 2008
Oto obrazki z dzisiejszego dnia z pokładu.
Do tego woda leci przez pękniętą kluzę kotwiczną pod bakiem i nawalił prawy radar.
Tylko się cieszyć.
Skręciłem bardziej na południe do ciepła. Mam przechył od lodu.
Na razie pozycja
N45 38 E151 40
Na tej szerokości w Europie jest słoneczna Italia.
Trochę się cykam. Przy podejściu do Tomakomai-trzeba odkuć windy kotwiczne z lodu, żeby zacumować, ogrzać olej w dźwigach, żeby podnieść je w ogóle z miejsca.
Niestety takie niespodzianki czekają zwykle żeglarzy na północy.
Mam już tego wszystkiego serdecznie dość. Usiadłbym przy mojej „kozie” na moim strychu i spokojnie ugotował bigos. albo herbatę Yunan, a nie pętał się po morzach.
Prowadź Boże do domu
Prowadź Boże, po wodzie
Ochraniaj moje łodzie
Pchaj mnie wietrze i falo
Samotność niech oddalą
Chroń mnie Boże przed burzą
Niechaj wiatry mi służą
Tajfun trzymaj z daleka
I mgły gęste jak z mleka
Nie zamrażaj mnie lodem
Nie daj przymierać głodem
Wiesz dobrze co uczynić
Bym dojechał do Gdyni
Morze Beringa,January 2nd 2008
Tak wyglądalem 8 stycznia 2008 kiedy znalazlem dziurę w forpeaku. Na
twarzy widoczny stress od dziury (hole stress) To żart
Tomakomai (19/725) 9 stycznia 2008
Wczoraj dostałem z Hamburga mail, że schodzę w Busan 19 stycznia.
Tu w Japonii wali śnieg.
Hachinohe (20/726) 11 stycznia 2008
Wieczorem rzucilem kotwicę wyspałem się jak mops i dziś cargo operation. Wyjście jutro po południu, jak za dawnych dobrych czasów, za drobnicy, kiedy sie stalo w portach tygodniami. Czeka mnie jeszcze Kawasaki
(21/727), Nagoya (22/728) i Busan (23/729) i jadę do domu. Przejechałem tym razem okolo 15 tysięcy mil, ale po paskudnych morzach, zimnych i wrogich.
Cieszę się, że udalo się.
Ach, żeby tak mieć dość pieniędzy i osiąść na lądzie!!!
Na dojściu do Uraga Pilot 13 stycznia Roku Pańskiego 2008.
God be good to me, Thy Sea is so large and my ship is so small.
Inne tematy w dziale Rozmaitości