Osiągnięcia Sejmu Wielkiego (1788-1792), czyli konstytucja 3 maja, zniesienie liberum veto, poprawa doli chłopskiej, no i wiele innych słusznych reform, są absolutnie bezsporne. Tylko że … no właśnie … wprowadzono je w absurdalnym sojuszu z naszym najgorszym wtedy wrogiem, Prusami.
Dzisiaj to się wydaje wręcz idiotyczne, prawda? Mało kto na to w ogóle zwraca uwagę, no i nie mówi się o tym na uroczystościach państwowych:)
Dlaczego posłowie na Sejm Wielki tak ufnie rzucili się w pruskie objęcia? Dlaczego nie bacząc na elementarne fakty, na historię chociażby, zlekceważyli ostrzeżenia co rozsądniejszych ludzi? To proste. Rosjan nienawidzono znacznie bardziej niż Prusaków. To Rosja w końcu brutalnie zdławiła konfederację barską, świętą wojnę w obronie wiary katolickiej, jej niedobitki wysyłając na Sybir. Pamięć o tej upokarzającej klęsce, która przecież nie powinna się zdarzyć (bo wojna święta), wciąż zaćmiewała umysły. Oczadzeni nie byli w stanie zauważyć, że trwanie Prus było w zasadzie uzależnione od słabości Rzeczpospolitej. Że Prusy od dekad prowadziły z nami wojnę gospodarczą, masowo fałszując polską monetę. Że po pierwszym rozbiorze obkładali polskie towary spławianie Wisłą cłem zaporowym.
Oczywiście wybór między carycą a Prusakiem wydaje się wyborem między dżumą i cholerą, i trochę tak było. Tylko że wybór pruskiej dżumy tak naprawdę gwarantował carską cholerę:) I tak się też stało – wybuchła wojna polsko-rosyjska, w której nie mieliśmy żadnych szans, podczas której król Prus nas zdradził, i ten sam król Prus wyszedł z propozycją II rozbioru. A to ci niespodzianka, prawda?
Jak dokładnie do tego dziwacznego polsko-pruskiego sojuszu doszło? Jest rok 1788. Znajdująca się w niebezpiecznej sytuacji (wojna na dwa fronty) Katarzyna II była gotowa zaakceptować wzmocnienie władzy królewskiej w Rzeczpospolitej, zwiększenie liczby jej wojsk (teoretyzowano o 100 tys.), przywileje handlowe, a nawet na zdobycze terytorialne nad Dniestrem! Zgadzała się na to w zamian za pomoc polskiego korpusu posiłkowego w wojnie z Turcją. Dlatego też zaakceptowała Sejm Czteroletni, obradujący pod węzłem konfederacji. Na sejmie miano uchwalić liczniejszą od obecnej armię, z której część miała wspomóc Rosję. Oczywiście tylko głupiec uwierzyłby w jakiś trwały alians z carycą, ale zwiększenie armii … to coś było nam rozpaczliwie potrzebne.
Armia. Tylko z silną armia mogliśmy się stać podmiotem międzynarodowej polityki. Bez niej byliśmy ledwie przedmiotem. By taką armię stworzyć, trzeba było zmian ustrojowych, pieniędzy i w czasu, by zbieranina zmieniła się w prawdziwe wojsko. To mógł nam dać jedynie sojusz z Katarzyną II. Z nikim innym. Nie trzeba było carycy kochać, czy wchodzić z nią w wieczyste alianse. Trzeba było sojusz zaczepno-obronny z Rosją zawrzeć, część wojska wysłać na wojnę rosyjsko-turecką, a w kraju spokojnie wprowadzać reformy, krok po kroku. Tego właśnie chciał król Poniatowski.
Jednak to, co się zaczęło na sejmie dziać, zaskoczyło wszystkich.
Początkowo wydawało się, że król ze swoim stronnictwem ma szansę na przeprowadzenie reform, mimo iż w Rzeczpospolitej ścierały się różne stronnictwa, o czasem egzotycznych poglądach. Stronnictwo magnatów marzyło o nieustannym bezkrólewiu, hetmańskie chciało zwiększenia armii, tyle że … pod władzą hetmanów (oczywiście:) Trzeba jeszcze raz zaznaczyć, że wzmocnienie Rzeczpospolitej, ustrojowe i militarne, mogło przebiec tylko przy akceptacji Rosji. Nie mieliśmy wyjścia – byliśmy tak słabi, że musieliśmy szukać protektora. A caryca za żadne skarby nie pozwoliłaby, by ktoś inny wszedł w jej buty. Nie była to żadna tajemnica.
Tymczasem na arenę weszły Prusy. Ich poseł Ludwik Heinrich von Bucholz zaoferował przymierze polsko-pruskie, gwarantujące całość Rzeczpospolitej i wolną rękę w dziele reform wewnętrznych. Ta deklaracja wywołała piorunujące wrażenie na posłach … To nie żarty – zamiast wykpić cyniczne zabiegi pruskiego władcy, wszyscy wpadli zachwyt nad jego hojnością. A gdy miesiąc później pojawiła się nowa i jeszcze hojniejsza deklaracja, że król Fryderyk Wilhelm II będzie bronić naszej niepodległości (!), zachwyty sięgnęły zenitu … Polak-Prusak, dwa bratanki:)
Nie pomogły ostrzeżenia króla, że to zła droga, że Prusom nie można ufać, a Katarzyna II na to nie pozwoli. Sejm zaaprobował absurdalny sojusz polsko-pruski.
Naprawdę zadziwia naiwność naszych elit. Nie trzeba było być wybitnym znawcą polityki (tak wówczas, jak i obecnie), by doskonale wiedzieć, że deklaracje pruskie nie są warte funta kłaków. Władca Prus, gdy patrzył na upadek Rzeczpospolitej, piał z zachwytu. Dla Prus, z uwagi na jej interesy gospodarcze i polityczne, wzmocnienie naszego kraju było absolutnie nie do przyjęcia. Stąd właśnie ten cyniczny plan, który miał wywołać konflikt zbrojny Rzeczpospolitej z Rosją i doprowadzić w efekcie do następnego rozbioru.
Trzeba przyznać, że plan był czytelny, by nie rzec prymitywny. Dlaczego zatem się udał? Posłowie zachłysnęli się wolnością, darowaną nam przez Prusaka? Czy też niepodległość, broniona przez pruskie bagnety zakręciła im w głowach?
Trzeba powiedzieć szczerze, że to konfederacja barska wciąż zbierała swe żniwo. Jej zaczadzeni pogrobowcy, wychowani przez jezuitów, tak mocno nienawidzili Rosji, że gotowi byli na sojusz z każdym, choćby z Prusakiem. Byle tylko Rosjan, tych pogromców świętej konfederacji, jakoś pognębić.
Niepodważalnym dowodem na barskie zaszłości była kolejna próba zrobienia z elektora saskiego, Fryderyka Augusta (wnuka Augusta III) dziedzicznym królem Polski. W 1771 roku koronę ofiarował mu biskup Krasiński (przywódca konfederacji barskiej), w 1791 sejm wyznaczył go na następcę Poniatowskiego. Za pierwszym razem Fryderyk grzecznie odmówił, doskonale zdając sobie sprawę z aktualnej sytuacji. Za drugim razem zapytał o zdanie … carycę Katarzynę II . Ta zaś go do tego … nie zachęcała:) Sas doskonale wiedział, że bez jej zgody na tronie polskim nie siądzie, zatem ponownie zrezygnował.
Tak więc, zamiast podpisać sojusz zaczepno-obronny z Rosją (który miałby sens), podpisano sojusz zaczepno-obronny z Prusami, które zobowiązały się przyjść z pomocą Rzeczpospolitej w razie zaatakowania przez Rosję.
Katarzyna była bardzo zajęta, ale sytuację w Rzeczpospolitej obserwowała pilnie. Nieuchronnie doszło do wybuchu wojny polsko-rosyjskiej w 1792 roku, gdzie armia rosyjska miała ogromną przewagę. Na szczęście Prusy, realizując swoje zobowiązania, przyszły nam z pomocą … żartuję:) Prusak podtarł się traktatem, po czym wyszedł z propozycją II rozbioru. Żądanie części ziem Polski miało wynagrodzić Prusom niepowodzenia w wojnie z rewolucyjną Francją.
Nie jest prawdą, że „nieoczekiwana zmiana sytuacji międzynarodowej” skłoniła Prusy do zmiany stanowiska i do zdrady sojuszu. Owa zdrada była tylko kwestią czasu. Po raz kolejny zostaliśmy wystrychnięci na dutka.
Władysław Konopczyński „Dzieje Polski nowożytnej”
Inne tematy w dziale Kultura