Sama idea rozbiorów nie była nowa. Przypomnę, że Rzeczpospolita Obojga Narodów miała być rozebrana już w traktacie z Radnot z 1656 roku, który to Szwecja i Siedmiogród forsowali (traktat uwzględniał też interesy Prus). Sama Rzeczpospolita do spółki z Rosją przeprowadziła rozbiór Ukrainy w traktacie z Andruszowa z 1667 roku. Swego czasu poprzedniczka Katarzyny II, caryca Elżbieta planowała przeprowadzić rozbiór Prus (i gdyby nie jej śmierć i inne wydarzenia, zwane „cudem domu brandenburskiego”, tak by się też stało). Tak więc nie było to nic nowego i tym bardziej wyjątkowego.
Pierwszy projekt rozbioru Polski pojawił się już w 1709 roku ze strony Fryderyka I pruskiego, tyle że car Piotr I, który stopniowo uzależniał Rzeczpospolitą od siebie, no i miał interes w dalszym funkcjonowaniu takiego quasi-niezależnego państwa (a w rzeczywistości zależnego), stanowczo się temu sprzeciwił. Za panowania Katarzyny II bez skrupułów włączono Polskę w tzw. system północny, jako biernego członka tego systemu. W dalszym ciągu Rzeczpospolita miała być dla Rosji buforem, jednocześnie zabezpieczającym i jednocześnie mogącym służyć do ekspansji na zachód. Byliśmy zatem państwem zależnym.
Trzeba jednak zauważyć, że pierwszy rozbiór Polski był dotkliwą porażką Rosji, która musiała podzielić się łupem z Prusami i Austrią. Jej wpływ, który do rozbioru obejmował w zasadzie cały RON, został po rozbiorze dość mocno ograniczony. Nie tylko dzieliła własne ziemie, ale sama oficjalnie zaanektowała najbiedniejsze i najsłabiej zamieszkałe tereny.
Ciekawa jest sama procedura rozbiorów. W ówczesnym świecie nie mogła być ona brutalną aneksją, gdyż byłaby wtedy jawną manifestacją ekspansjonistycznych intencji, co byłoby kłopotliwe wobec moralnych zasad, praw człowieka, jakie panowały w ówczesnej Europie. Nam może się to wydawać nieco zaskakujące, ale ówcześni władcy bardzo dbali, by jakakolwiek ich agresja miała statut szlachetnej misji:)
Potrzebne były zatem dwie rzeczy.
Po pierwsze, ofiara takiej ekspansji musiała być postrzegana na świecie jako kraj zacofany i opresyjny wobec własnych obywateli, niezdolny do samodzielnego funkcjonowania, wówczas ekspansja zmieniała się w … pomoc. Niestety, ale Rzeczpospolita sama dostarczyła argumentów do takiej propagandy, rzeczywiście będąc wówczas krajem nietolerancyjnym, o archaicznym aparacie centralnym, gdzie praktycznie nie istnieje dyplomacja. Kroplą, która przelała czarę, była próba zamachu na króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, która wywołała niechęć w Europie wobec naszego kraju.
Po drugie, taka ekspansja powinna być „zgodna z prawem”, najlepiej ratyfikowana przez samą ofiarę, więc całkowicie akceptowana. Tu także nie było większych problemów. Istniała już długa tradycja przekupywania posłów, więc mocarstwa rozbiorowe utworzyły nawet wspólny fundusz korupcyjny, by sprawniej przekupywać posłów i senatorów.
I wszystko też poszło sprawnie. Pod przewodnictwem marszałka Adama Ponińskiego (jurgieltnik ze stałą, roczną pensją) sejm rozbiorowy (1773-1775) zatwierdził traktat. Nie pomogły rozpaczliwe sprzeciwy i sztuczki, jakie stosowali niektórzy uczciwi posłowie, nie pomogło nawet wykradzenie przez Reytana laski marszałkowskiej. Bardzo przyczynili się do rozbiorów biskup Młodziejowski, który jako kanclerz organizował sejm, biskup Massalski, który za swe haniebne i płomienne przemowy zyskał dla Kościoła niechlubne miano „czwartej potencji rozbiorowej”, czy biskup Ostrowski, który za całość swych zasług został nagrodzony przez Rosję tytułem prymasa (zatwierdzone bez problemów przez papieża).
Rzecz jasna król błagał Kościół o pomoc, jednak nuncjusz Grampini stwierdził, ze nie chce drażnić dworu wiedeńskiego. Papież zapewniał cesarzową Marię Teresę, że „inwazja i rozbiór były nie tylko właściwe polityczne, ale i w interesie religii”. Z monarchów europejskich jedynie król Hiszpanii nieśmiało zaprotestował. Wśród przyjaciół …
Rzeczpospolita straciła 1/3 swojego terytorium, dostęp do morza i 1/3 ludności. Jednak najgorsze było to, że nasz los wtedy w zasadzie przesądzony. Ostatnią szansą na wyrwanie nas z bagna były reformy, a w zasadzie próba reform podjęta przez Familię i króla Poniatowskiego. Oczywiście szansa była niewielka, bo tradycja trzymania naszego kraju w ciemnocie była już wtedy ugruntowana, ale jednak była. Gdy religijne zaczadzenie (konfederacja barska) rozlewało się po naszym kraju, wszystko zostało stracone.
Tadeusz Cegielski, Łukasz Kądziela „Rozbiory Polski 1772-1793-1795”
Inne tematy w dziale Kultura