Krótka jest historia tej niezwykłej formacji, ale bardzo burzliwa. Za twórcę uważa się Aleksandra Józefa Lisowskiego (stąd Lisowczycy), postać niezwykle barwną, godną awanturniczej powieści. Lisowski zapisywał się na kartach historii jako buntownik (słowa samego hetmana Chodkiewicza), rokoszanin, husarz i uczestnik Dymitriad, podczas których, powodowany zapewne fantazją, dotarł nawet do Morza Kaspijskiego. Cieszył się mirem u żołnierzy i zarazem wykazywał wojskowe talenty, stąd powierzano mu coraz odpowiedzialniejsze funkcje, dowodził coraz większymi oddziałami wojsk.
Jednak największy awans Lisowski uzyskał z rąk króla Zygmunta III Wazy, który upoważnił go do samodzielnego działania, nawet ułatwił zniesienie ciążącej na Lisowskim infamii (za wcześniejsze zbrodnie). Już jako pułkownik Lisowski dążył do opanowania ziemi nowogrodzkiej, będącej w posiadaniu Szwecji, co stanowiło naruszenie warunków rozejmu. Jak widać tzw. zadania specjalne były od początku cechą charakteryzującą lisowczyków:)
Obraz Rembrandta z 1655 roku, czyli z czasów gdy Lisowczycy już nie istnieli. Przedstawia jeźdźca w stroju i uzbrojeniu typowym dla polskich lekkich chorągwi, stąd pewnie niewiele odbiega od ogólnego wyglądu Lisowczyków, tak przynajmniej twierdzą historycy. Oczywiście nie było żadnego munduru, czy wspólnego wzorca, może poza ulubionymi przez nich spodniami husarskimi. Choć, jeśli zawierzyć słowom ich kapelana, księdza Dębołęckiego:
"...czemu płaszcze opięte mają? czemu u nich tak wielkie kołnierze? czemu krezów nie mają, czemu czapki tak wysokie mają, że za głowę wiszą? czemu pludry tak wąskie jako rękaw, czemu buty żółte, dlaczego kowane, czemu zbroi nie mają…"
Mieli też wpływ lisowczycy na spopularyzowanie tak modnych wśród polskiej szlachty podgolonych łbów, czyli łaszczówek (od Samuela Łaszcza), fryzur popularnych jeszcze w XIX wieku.
Wspomniany ksiądz usiłował nazwać ich elearami. Można to tłumaczyć na dwa sposoby. Po węgiersku straceńcy, biblijnie zaś boży wojownicy (od Elohim). Nazwa jednak się nie przyjęła i pozostali lisowczycy, Lisy lub Lisowie.
Pod sztandary Lisowskiego zaciągali się różnego rodzaju awanturnicy, niespokojne dusze, często zwyczajni bandyci tęskniący do grabieży. Byli to jednak znakomici żołnierze, którzy pod dobrym dowództwem zasłynęli swymi umiejętnościami. Po śmierci swego wodza w 1616 roku stworzyli oni pewien ośrodek, będący nośnikiem tradycji przyszłych Lisowczyków. Anomalią, w stosunku do wojsk Rzeczypospolitej był fakt obieralności wodza – pułkownika. Szeregi żołnierzy zapełniała nie tylko szlachta ale i plebejusze. Dla nich to była najlepsza droga nie tylko do wzbogacenia się ale i awansu społecznego. Było to zjawisko powszechne w Europie, w Rzeczpospolitej też. Na kartach Liber Chamorum (Księgi Chamów), zawierającej nazwiska osób nieprawnie cieszących się szlachectwem, jest wielu Lisowczyków.
Lisowskim, ze zdobyczy rozbojem przypadło
Szlachcic, bo się zdobył w grosz, że się dobrze kradło.
Lisowczycy rozsławili imię swojego twórcy i swojej formacji. Walczyli nad Oką i Renem, pod Białą Górą i Chocimiem, często wzbudzając podziw i strach. Ich metoda walki była typowa dla lekkiej jazdy Rzeczypospolitej, wzorowana na tatarskiej. Cechą charakterystyczną skłonność do grabieży i skrajne okrucieństwo. Nawet w tamtych czasach, w których okrucieństwo stanowiło normę, Lisowczycy potrafili się wyróżnić – polskimi kozakami (jak ich nazywano na zachodzie) straszono nawet niegrzeczne dzieci. Na ich usprawiedliwienie należy jednak dodać, że często tego właśnie od nich wymagano … terroru. Ponadto zdarzały się w historii różnego rodzaju bandy rzezimieszków, których dorobek niesłusznie zapisywano na rachunek lisowczyków.
Bronią która była z nimi kojarzona jest (oprócz oczywiście szabli) typowo wschodni, refleksyjny łuk. Wschodnie łuki już od dawna trafiały do naszego kraju, nieustannie narażonego na ataki tatarskich wojsk. Szybko nauczono się kopiować taktykę lekkiej jazdy, no i używać podstawowej broni tej formacji, czyli łuku refleksyjnego. W naszym kraju kiedyś powszechnie używano długich łuków cisowych, jednak po statucie warckim podpisanym w 1423 przez Jagiełłę, ta broń zaczęła przechodzić w niebyt. Paradoksalnie wschodnia sztuka łucznica, sprowadzona przez najeźdźców, spowodowała odrodzenie łucznictwa, do tego w szlacheckim stylu. Łuk stał się bronią poważaną w naszym wojsku, podobno sam hetman wielki Koniecpolski był nie tylko entuzjastą, ale nawet prawdziwym mistrzem.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Lisowczycy#mediaviewer/Plik:Brandt-Lisowczycy%2C_Strzelanie_z_%C5%82uku.jpg
Obraz Brandta. Jest to pokaz tzw. kabak tarzi, konkurencji kabak, czyli strzelania do dyni, zawieszonej na wysokim palu. Była ona znana i popularna na Wschodzie, u nas zwano ją, zresztą bardzo trafnie, fantazją:)
Konne łucznictwo jest sztuką znacznie bardziej wymagającą niż piesze. Konia należy przystosować do powodowania dosiadem, nauczyć się nie tylko celnie strzelać podczas jazdy, ale też szybko i sprawnie nakładać kolejne strzały na cięciwę, co wcale nie jest takie łatwe:)
Tu należy zadać pytanie – jak strzelali Lisowczycy? Czy wzorem tatarskim stosowali naciąg zekierem (pierścień na kciuk), gdzie strzałę nakładamy po prawej stronie łuku? Czy też strzelano po europejsku, naciągając łuk palcami, gdzie strzała jest po lewej stronie? Wschodnia metoda z zekierem nie obciąża tak palców, pozwala po prostu na dłuższe strzelanie. Sam spust jest czystszy, czyli teoretycznie zapewnia większą precyzję. W końcu zakładanie strzał z prawej strony umożliwia nieco większą „szybkostrzelność” przy wyciąganiu strzał z kołczanu.
Metoda europejska, czyli strzelanie z palców strzałą założoną po lewej stronie łuku, nie jest tak znowu dużo gorsza. Teoretycznie jest ona szybsza do nauczenia niż ta z zekierem, zaś przy stosowaniu metody trzymania wiązki strzał (nawet tuzina) w lewej dłoni, zapewnia bardzo dużą szybkostrzelność. Ostatnio bardzo popularną metodę opracował sławny Lajos Kassai.
Pokaz konnego łucznictwa w wykonaniu samego Kassaia. 12 strzał w ciągu 18 sekund. Proszę zwrócić uwagę, że strzały nie są wyciągane z kołczanu, tylko trzymane w lewej dłoni. Są one rozłożone między palcami i używane w określonej kolejności.
Powyżej widać metodę szybkiego strzelania na sposób wschodni, gdzie strzały są trzymane w ręce naciągającej łuk. Jest to metoda bardzo starożytna, obecna w traktach łuczniczych, mająca też różne wersje – strzały można trzymać w różnych miejscach, nie tylko przy lotkach.
Ciekawostka – zekiery były najczęściej wykonywane (do celów bojowych) ze skóry. Te z kości, rogu, czy innych materiałów (czasem bardzo piękne), były używane w celach „cywilnych”, do polowań i rozrywki. Skóra ma dwie bardzo ważne zalety. Przede wszystkim łatwo zrobić taki pierścień. A po drugie nie trzeba zdejmować zekiera, czy go przekręcać na palcu, tylko od razu można ująć za białą broń. Łuk był stosowany nie tylko na odległość, jak przyzwyczaiły nas do tego filmy. Był w pełni użyteczny do walki na krótki dystans, czy wręcz bezpośredniej. W tym drugim przypadku możliwość szybkiego dobycia broni białej jest bardzo ważna. W Turcji niektórzy tradycjonaliści czasami urządzają pokazy strzelania z łuku, gdy dłoń naciągająca cięciwę trzyma jednocześnie szablę – ostrze jest skierowane do tyłu, zaś ukształtowanie głowicy umożliwia nawet naciąganie za jej pomocą cięciwy:) Dzięki tej metodzie można natychmiast po wypuszczeniu strzały walczyć przy pomocy szabli. Charakterystyczny kształt głowicy i brak zamkniętej rękojeści przy wielu tureckich szablach wydaje się zaprojektowany do takich właśnie sytuacji.
Kolejna część uzbrojenia konnego łucznika to kałkan, czyli okrągła i nieco wypukła tarcza, o średnicy około 50 cm. Była ona wykonywana na wschodzie ze zwiniętych prętów rattanu (rotangu – rodzaju bambusa), u nas z wikliny lub derenia (posiadała również umbo z wyklepanej blachy), łączonych niezwykle skomplikowanym oplotem z nici, jedwabnych bądź wełnianych. Ważyła około 2 kg i więcej, jednak była bardzo poręczna i wytrzymała, zwłaszcza przeciwko broni siecznej i oczywiście strzałom z łuków. Niezwykle przemyślana konstrukcja sprawiała, że kałkan można nazwać „aktywnym” pancerzem – strzała przebijająca tarczę wywoływała reakcję tej konstrukcji i zaciskanie się prętów na pocisku. Kolejną jej cechą jest ogromna odporność na zniszczenie – kałkan można dziurawić i siekać do woli, a wciąż stanowi zwartą konstrukcję, co wynika z silnego ściągnięcia nici. W przypadku zaś mocnego siekania, to podobnie jak w przypadku strzał, kałkan wręcz „łapie” ostrze i może stanowić pułapkę.
Najciekawsze w kałkanie są jednak sposoby jej chwytania, posługiwania się nią podczas walki. Jest tam dziesięć nitów z pierścieniami, regularne cztery w środku tworzą wewnątrz centralny imacz, cztery bliżej krawędzi to dwa mocowania na przedramię i nadgarstek, zaś dwa pionowe umożliwiają założenie długiej pętli, dzięki której tarczę można szybko zarzucić na plecy, czy też bok, nie narażając się na jej zgubienie. Kałkan to naprawdę starannie przemyślana i pomysłowa konstrukcja, więc nic dziwnego, że stała się tak popularna wśród polskiej jazdy. W przypadku konnych łuczników kałkan był po prostu niezbędny. Bez problemu można strzelać z kałkanem na przedramieniu, nawet przerzucać łuk do drugiej ręki – tarcza nie przeszkadza zarówno w naciągu jak i sięgnięciu po nową strzałę. Nic dziwnego, że kałkany były bardzo rozpowszechnione w wojskach Rzeczypospolitej.
Wiemy też, że lisowczycy sprawnie korzystali z broni palnej, w razie potrzeby potrafili nawet stosować karakol. Ten manewr był oczywiście bardzo kontrowersyjny, po prostu często zawodził, jednak przy doskonałym wykonaniu potrafił być skuteczny. Oprócz pistoletów wyposażeni byli też w rusznice lub bandolety, i z nich również potrafili zrobić użytek. Bronią zapomnianą i raczej nie występującą na obrazach ich przedstawiających, były rohatyny, czyli krótkie włócznie. Tymczasem rohatyna, broń bardzo skuteczna w rękach doskonałego jeźdźca, była bardzo popularna. Do walki z lepiej opancerzonym wojskiem służyły im koncerze. Z tego widać, że jakkolwiek Lisy byli lekko opancerzeni, to byli też ciężko uzbrojeni:)
Na koniec broń uważana za narodową, choć również pochodząca ze wschodu. Szabla była doskonała dla sposobu walki lekkiej jazdy, polegającego na nagłych i błyskawicznych atakach, pozorowanych ucieczkach i pościgach. Krzywe ostrze w rękach doskonałego jeźdźca (a za takich Lisowczycy uchodzili) jest zabójcze. Zwyczajowa słabość szabel, ślizgających się bezsilnie po większości pancerzy, znikała i broń nabierała dużej siły gdy towarzyszyła jej szybkość konia. Można było ciąć piechurów z wysoka, straszliwym przeciągniętym zamachem, bez ryzyka ucieczki broni. Szabla też doskonale nadawała się do zajechania konnego przeciwnika i kaleczenia jego konia. Krzywego ostrza można było używać bez obawy iż broń ugrzęźnie gdzieś w końskich mięśniach, czy elementach zbroi lub ubioru przeciwnika.
Henryk Wisner „Lisowczycy”
P.S.
Warto też skorygować parę powszechnie obowiązujących bzdur na temat tej formacji. Przede wszystkim nie służyli jedynie za prawo do grabieży, nie byli formacją której w ogóle nie płacono. Celem ich utworzenia nie była chęć odciążenia skarbu Rzeczpospolitej od obowiązku płacenia żołdu. Lisowczycy jak wszyscy domagali się żołdu (była to kwestia uregulowania własnego statusu jako regularnego wojska) i zazwyczaj go otrzymywali, to znaczy obietnice jego otrzymania:) Bo oczywiście żołd bardzo często nie docierał …
Mało prawdopodobne jest także to, by dopiero oni „wynaleźli” krótkie strzemiona … choć oczywiście ich używali - w tej dziedzinie był, jest i długo jeszcze będzie potworny bałagan:) Nie używali ich też tak krótkich jak dżokeje, bez przesady. Nie poruszali się wyłącznie komunikiem i zwykle mieli tabory, choć w razie potrzeby byli do tego zdolni.
Lisowczycy zapisali się nie tylko za granicą ale i naszym kraju poczynali sobie śmiało. Np. na terenie Małopolski grabili i mordowali z równym zapałem. Konstytucje sejmowe z lat 1623-1624 za sam fakt bycia lisowczykiem skazywały na banicję i infamię. Formalnie rozwiązano ich w 1635 roku, w rzeczywistości walczyli w cesarskiej służbie aż do końca wojny trzydziestoletniej w 1648 roku.
Inne tematy w dziale Kultura