Takim właśnie okrzykiem rozpoczął swoje rządy Leon X (1513-1521), czyli Giovanni di Lorenzo de Medici. Jest to z pewnością najciekawszy osobnik ze wszystkich, jacy kiedykolwiek zasiadali na papieskim tronie. Dla instytucji papiestwa, religijnej dominacji Rzymu, stanowił jeszcze większe zagrożenie niż Aleksander VI, który omal nie zamienił Państwa Kościelnego w świeckie dominium. Dlaczego?
Leon X był po prostu ateistą. Historycy nawet dzisiaj łagodnie rzecz ujmują, pisząc o jego „znikomym zainteresowaniu sprawami religijnymi”, czy coś w tym stylu, jednak nie ma żadnych wątpliwości, że papież Leon X był ateistą. Była masa papieży, którzy mieli „znikome zainteresowanie”, ale chyba żaden nie był tak otwarty … no i żaden nie miał takiej klasy. Rzecz jasna dla prostego ludu wciąż był „wikariuszem Chrystusa”, ale jego otoczenie i w zasadzie każdy kto się z nim zetknął nie miał wątpliwości:)
W wyborze swej drogi życiowej Giovanni nie miał oczywiście żadnego udziału i do swej kariery duchownej był przygotowywany od dziecka. Jego ojciec, Wawrzyniec Wspaniały, zadbał, by syn opatem został już w wieku lat 7, przełożonym klasztoru na Monte Cassino mając lat 11, kardynałem zaś jako siedemnastolatek.
Dlaczego ateista został wybrany papieżem? Z kilku powodów. Był doskonale wykształcony i znakomicie czuł się w meandrach dyplomacji. Mimo uczestnictwa w kampaniach wojskowych Juliusza II, Giovanni nie był wojowniczy, a właśnie pokoju i uregulowania kiepskich relacji z sąsiadami pragnęli kardynałowie. Na koniec, już z tradycyjnych względów, w przypadku błędnego wyboru liczono na krótki pontyfikat, gdyż Medyceusz był chorowity i miał sporą nadwagę. Niepotrzebna była nawet symonia (rzecz wtedy niesłychana:), i tak Leon X w wieku 37 lat rozpoczął swój zdumiewający pontyfikat.
Jak obiecał na konklawe, czas wypełniała mu zabawa – był pierwszym widzem w teatrze, uwielbiał też muzykę i jego pałac nieustannie rozbrzmiewał dźwiękami. Kochał polowania, z sokołem, czy na jelenie i dziki. Biedni łowczy chwytali zwierzęta w sieci, by otyły i krótkowzroczny papież mógł się na nie zamierzyć oszczepem, celując przez okular trzymany w drugiej ręce:) Gdy nie szło mu polowanie, łowił ryby. Słynął także z niezwykłych upodobań kulinarnych – jego ulubionym daniem były … pawie języki. Jednak chyba najbardziej uwielbiał wszelkiego rodzaju zabawy, karnawały i przejazdy przez miasto, podczas których rozrzucał tysiące złotych monet. Był też niezwykle hojnym mecenasem artystów, stąd nie należy się dziwić temu, że zostawił papiestwo w straszliwych długach.
Leon X był zachwycony cywilizacją i umysłowością starożytnych pogan, uwielbiał literacką łacinę do tego stopnia, że nawet duchowni z najbliższego otoczenia papieża otwarcie pogardzali Pismem Świętym, mawiając, że nie będą go czytać by nie zepsuć swej łaciny cycerońskiej.
Cicerionianie – tak właśnie nazywano ten dziwny rodzaj humanistów (ale też i duchowieństwa), powstały za sprawą Leona X, które rozmiłowane było w starożytności i czuło wręcz odrazę do Biblii. Dla nich była ona nie tylko pełna bajek, ale przede wszystkim prostacka. Ten dziwaczny papież chciał uwolnić kościół i świat od ponurej teologii, oraz przywrócić dawną etykę, właściwą duchowi pogańsko-starożytnemu. Najsławniejszym z ciceronian był Pietro Bembo, włoski humanista, poeta i dyplomata (przez pewien czas kochanek Lukrecji Borgii), kardynał z nominacji Leona X. Nie używał on słów „Duch Święty” tylko „powiew niebieski”, zamiast „odpuść nam nasze grzechy” wolał „przejednajmy dusze umarłych i najwyższe bogi”.
Obecnie cyceronianizm definiuje się niemal wyłącznie jako „styl retoryczny”. Jednak był on nie tylko tym. Stanowił też próbę wniesienia pogańskiej etyki do ponurego chrześcijaństwa.
Mogłoby się wydawać, że niemal jawny ateizm papieża może do niego zrazić wielu ludzi. Tak się jednak składało, że Leon X swoim ujmującym stylem bycia, niezwykłą inteligencją i dobrocią potrafił zjednać sobie nawet wrogów. Nawet sam Erazm z Roterdamu, znany z bezlitosnej krytyki papieży, raz wychwalał Leona za inteligencję, to znów ganił za „zapominanie Chrystusa”, jednak w ostateczności wyrażał się o nim z uznaniem. J.M. d’Aubigne (Historyia Reformacyi XVI wieku), pisał że nie ma u niego „żadnego uczucia religijnego”, ale nawet i on (mimo posiadania ostrego języka) pozwalał sobie na chwile słabości. Niccolo Machiavelli był papieżem zachwycony, ale temu raczej nie należy się dziwić.
Rzecz jasna nie zawsze jego urok działał. W 1517 roku część kardynałów zawiązała spisek. Przekupiła papieskiego lekarza, by ten zabił Leona X w wyjątkowo diaboliczny i bolesny sposób – miał zatruć bandaże, jakimi leczono przetokę odbytniczą papieża. Spisek był jednak źle przygotowany i wyszedł na jaw. Lekarz i kardynał Petrucci dali głowę, reszta spiskowców zapłaciła jednak tylko wysoką karę pieniężną. Trzydziestu kardynałów zostało pozbawionych urzędu i Leon X natychmiast mianował nowych, wywodzących się z rodziny lub ze sprawdzonych przyjaciół.
Papież spełnił pokładane w nim nadzieje, przynajmniej jeśli chodzi o dyplomację. Świetnie radził sobie lawirując pomiędzy potęgami austriacką i francuską, nawet niekorzystna sytuacja (jak po klęsce pod Marignano z wojskami króla Franciszka I) nie była wielką przeszkodą. Dzięki przemyślanym posunięciom Państwo Kościelne zaczęto postrzegać nie tylko jako zagrożenie, jak za Juliusza II.
Jak się łatwo domyślić styl pontyfikatu Leona X był bardzo kosztowny. Papież nie miał jednak skrupułów w podążaniu utartą już wtedy ścieżką sprzedawania urzędów i płatnych odpustów, by ratować finanse papiestwa. Już za czasów Juliusza II wszystko było na sprzedaż: beneficja, kapelusze kardynalskie, zatem sprzedajne stało się też niebo. Leon X poszedł ta samą drogą, która w końcu wywoła znaczące konsekwencje...
Tą kroplą przelewającą czarę okazał się książę Albrecht von Hohenzollern i jego „umowa” z papieżem Leonem X. Ów książę bardzo pragnął urzędu arcybiskupa w Mainz i prymasostwa Niemiec. Cena była ogromna – 10 tys. dukatów za Mainz i 20 tys. za paliusz. Książę nie miał takiej kwoty, więc papież załatwił mu kredyt u Fuggersów. Ale jak go spłacić? Tu znowu nieoceniony okazał się Leon X – na osiem lat udzielił mu prawa do odpustu. Połowa miała spłacić dług, połowa miała zasilić kasę przeznaczoną na budowę bazyliki św. Piotra. Książę Albrecht popełnił jednak błąd – na przeprowadzenie tej operacji wybrał dominikanina Johanna Tecla, wyjątkową kreaturę. Wydostał go z więzienia i powierzył tą odpowiedzialną funkcję, z której dominikanin wywiązał się doskonale …aż zbyt dobrze:) Ale o tym w następnym wpisie.
Pontyfikat Leona X w zasadzie nie miał większych szans na to, by zmienić Kościół (przynajmniej tak jak sobie tego życzył), by kościelny renesans zmienić w trwałe zjawisko, odrodzić starożytną etykę. Leon X umarł młodo, w wieku 46 lat, dnia 1 grudnia 1521 roku. Nie zażył sakramentów. Jak przystało na tak kontrowersyjnego papieża, komentarze po jego śmierci były różnorodne. Złośliwcy mawiali: „zakradłeś się jak lis, rządziłeś jak lew, szczezłeś jak pies”, co zdecydowanie nie pasowało do Leona. Inni bardzo chwalili go za rządy, w których dokonał się wspaniały rozwój.
Był niewątpliwie najbardziej niezwykłym ze wszystkich papieży.
Jan Wieriusz Kowalski „Poczet papieży”
Mariusz Agnosiewicz „Kryminalne dzieje papiestwa”
Alois Uhl „Jak umierają papieże”
Paul Strathern „Medyceusze - mecenasi sztuki, tyrani, kochankowie”
P.S.
Leon X odważył się też na coś, czego bali się jego poprzednicy - skończył z upokarzającym zwyczajem badania na sedesie. Co prawda często kandydaci na papieża przyjmowali te „badanie” nawet z poczuciem humoru (Aleksander VI spytał podobno badającego go kardynała della Rovere „mam nadzieję, że ci się podobały?”), jednak dla wielu ceremonia ta była upokarzająca. Po Leonie X żaden z kandydatów na papieża nie został już w ten sposób „zbadany”.
Inne tematy w dziale Kultura